Moja żona pracuje w PKO SA i znam z opowieści, jak to wygląda z drugiej
strony. Nie wiem, jak to się ma do obecnie panującego prawa, ale procedura w
banku jest taka, że w przypadku błędnego zaksięgowania klientowi jakiejś
kwoty NIE WOLNO mu bez jego zgody tych pieniędzy wyksięgować. Brakujące
pieniądze są pobierane z konta pracownika i do jego obowiązku nalezy
skontaktowanie się z klientem i zdobycie zgody na wyksięgowanie. Jeśli tego
nie wyjaśni, to pracownik płaci z własnej kieszeni. Z reguły udaje się to
załatwić z klientem bez problemu, ale czasem zdarza się, że klient np. wydał
juz pieniądze i nie poczuwa się do zwrotu. Wówczas dla pracownika to może
być dramat. Musi ze swojej pensji w ratach spłacać to zadłużenie.

Problem w tym, że wielu klientów myśli, że "bank nie zbiednieje" i odmawia
zwrotu tłumaczac, że "wydałem i nie mam". Mało kto wie, że prawie zawsze w
przypadku postawiania się klienta, płaci pracownik. I nie zawsze jest to
kasjer, który ma stycznośc z pieniędzmi, lecz może to być np. dysponent, lub
księgowa.

--
Lukasz
N 50 05' 04"
E 19 53' 43"