Jest sobie reality show, którego uczestnicy coś tam robią - tańczą, śpiewają,
może gotują, a na końcu jeden z nich ma wygrać. Decydujące znaczenie dla oglądalności
takich programów ma na pewno fakt, że widzowie nie znają z góry zwycięzcy.
Jednocześnie wiadomo, że od nakręcenia danego odcinka do jego premiery telewizyjnej
upływa trochę czasu (pewnie nawet do kilku tygodni), a w projekt zaangażowanych jest
wiele osób. Jakim więc cudem nigdy do tej pory nie zdarzył się przeciek ujawniający
przed czasem kto wygrał którąś edycję "Tańca z gwiazdami" czy innego "Big Brothera"?
Tym bardziej zastanawiające jest to w przypadku seriali, których cykl produkcyjny
wygląda tak, że odcinek, który widzimy w telewizji dzisiaj, powstał jakieś pół roku
temu - tam też nikt wtajemniczony nigdy nie puszcza z wyprzedzeniem pary z gęby na
temat kluczowych wątków. Jak telewizja zabezpiecza się przed takimi wpadkami? Jakie
tajemnicze zobowiązanie trzyma w szachu wszystkich biorących udział w przedsięwzięciu
od uczestników/aktorów, przez charakteryzatorkę, dźwiękowca i oświetleniowca aż po
stróża nocnego? Podpisują jakąś lojalkę zobowiązującą ich do trzymania gęby na kłódkę
pod rygorem płacenia astronomicznej kary? Weksel na grube miliony? Cyrograf z
diabłem? A może zobowiązują się na piśmie do oddania swoich organów do przeszczepu w
razie "nielojalności"? :) Zadziwia mnie po prostu niezawodność straszaka, którym
posługuje się w takich przypadkach telewizja i ciekawi mnie czym ów straszak jest.