eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawoKonin - jest akt oskarżeni › Re: Konin - jest akt oskarżeni
  • Data: 2022-07-22 20:03:26
    Temat: Re: Konin - jest akt oskarżeni
    Od: Kviat <k...@n...dla.spamu.pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    W dniu 22.07.2022 o 06:56, Marcin Debowski pisze:
    > On 2022-07-20, Kviat wrote:

    >>> W jakims systemie, gdzie wszystko
    >>> działa w miarę uczciwie, gratyfikacja ekonomiczna jest często najwiekszą
    >>> z zachęt do działania w kierunku szeroko rozumianego rozwoju.
    >>
    >> Tyle, że dla jednego "uczciwie" to będzie wynagrodzenie szefa 10 razy
    >> większe, a dla kogoś innego "uczciwie", to będzie 5 razy większe.
    >
    > Co możnaby tu innego zaproponować? Każdy rodzaj gratyfikacji podlega
    > subiektywnej ocenie, a jednocześnie jakaś jest jednak potrzebna.

    Można zaproponować mniejszą przepaść między zarobkami CEO, a zarobkami
    sprzątaczki. Albo zmusić bogaczy żeby podzieli się ze społeczeństwem
    majątkiem zdobytym kosztem pracy "sprzątaczek" poprzez np. podatek spadkowy.
    Tak, aby zmniejszyć ilość wkurwionych ludzi poddających swojej
    subiektywnej ocenie te różnice.

    Tyle teoria, bo oczywiście te wpływy trzeba kierować do odpowiednich
    adresatów, aby to działało.

    >> Problem w tym, że system (ogólnie rzecz ujmując) od jakiegoś czasu coraz
    >> bardziej ucieka w stronę "nie działa w miarę uczciwie".
    >>
    >>>> "Bieda nie polega przede wszystkim na tym, że nie mamy co do garnka
    >>>> włożyć, ale na tym, że nie stać nas na to, na co stać większość"
    >>>
    >>> Jasne, pełna zgoda.
    >>> Ale to MZ nie jest problem ekonomiczny/finansowy, a mentalny, wspomniana
    >>> dojrzałość społeczna (co obejmuje także dojrzałość polityczną).
    >>
    >> Jedno z drugiego wynika.
    >>
    >> Na czym ma polegać ta dojrzałość społeczna/polityczna?
    >
    > Na rzetelnym wykonywaniu swojej pracy i zrozumieniu, że różnice w
    > zarobkach zawsze będę,

    Nikt normalny nie proponuje zrównania wynagrodzenia CEO i sprzątaczki :)
    Wszystkim "po równo" już przerabialiśmy. I nie wyszło :)

    > a zwykle wynikają one z różnic w wykonywanych
    > obowiązach i odpowiedzialności.

    W tym problem, że nie.
    To znaczy wynikają również z tych różnic, ale ludzie mają odczucie, że
    te różnice (w wynagrodzeniach) są zbyt duże. Nie bez racji.

    W obecnej praktyce ta przysłowiowa sprzątaczka wykonująca _rzetelnie_
    swoją pracę nie otrzymuje adekwatnego wynagrodzenia.

    Co do kwestii odpowiedzialności... zdania są podzielone :)
    Czy większą odpowiedzialność za swoją pracę ponosi sprzątaczka (gdyby
    nie ona, to CEO utonąłby w śmieciach, ale jak źle posprząta, to wyleci z
    roboty), czy może jakiś "informatyk" tworzący ładniejsze przyciski z
    zaokrąglonymi rogami do aplikacji bankowej?
    Bo mogę się założyć, że ten pan od kształtu przycisków zarabia
    kilkakrotnie więcej od pani sprzątaczki.

    Co do odpowiedzialności CEO... jak firma pada, to zwykli ludzie tracą
    pracę, lądują na bezrobociu, zdarza się, że stają się bezdomnymi, a
    CEO... CEO w nagrodę za złe zarządzanie dostaje zakontraktowaną odprawę
    i jedzie na roczne wakacje do ciepłych krajów. Albo za oszczędności,
    które zdążył zgromadzić, bo miał z czego oszczędzać... kosztem
    wynagrodzeń "sprzątaczek".
    To na czym polega ta jego większa odpowiedzialność, skoro konsekwencje
    są dla niego w praktyce nieodczuwalne?
    W skrajnych sytuacjach on sprzeda swój drogi samochód (swój apartament),
    kupi tańszy i za różnicę bez większych tragedii dotrwa do następnego
    zatrudnienia.

    Tylko nie pisz proszę, że przecież "sprzątaczka" też powinna
    zaoszczędzić na wszelki wypadek...

    I nie chodzi o to, że pani sprzątaczka powinna zarabiać więcej od tego
    pana (choć pojawiają się głosy, że powinna, skoro jej praca jest
    bardziej użyteczna społecznie), ale chodzi o to, żeby pani sprzątaczka
    zarabiała tyle, żeby nie miała poczucia wkurwienia.
    Np. żeby za swoją _rzetelną_ pracę nie musiała wpadać w spiralę długów,
    gdy weźmie chwilówkę na naprawę pralki.

    Nie rozumiem, dlaczego wykazania się dojrzałością społeczną oczekujesz
    tylko od sprzątaczki?
    Dlaczego sprzątaczka powinna się pogodzić (zrozumieć...) z tym, że
    zarabia (zbyt) mało do godnego życia, a bogacz nie musi wykazywać się
    dojrzałością społeczną i zrozumieć, że płaci za mało sprzątaczce?

    Żeby była równowaga, to musi dotyczyć obydwu stron.

    > WIadomo, że nie da się łatwo zdefiniować, ale np. jednym z symptomów
    > niedojrzałości, jest takie bezrefleksyjne zazdroszczenie wszystkiego
    > sąsiadowi.

    I z drugiej strony, jednym z symptomów niedojrzałości jest
    bezrefleksyjne płacenie zbyt niskiego wynagrodzenia sprzątaczce.

    >>> Nie wiem czy rozumiem, nalezy tu zmniejszyć różnicę z powodu ich błędnej
    >>> percepcji, nawet jeśli ta różnica wynika np. z lepszego wykształcenia
    >>> sąsiada (upraszam rzecz jasna)?
    >>
    >> Dokładnie tak.
    >>
    >> Przekonaj ludzi, że wystarczającą granicą "dojrzałości" jest posiadanie
    >> 3 par butów i wynajmowanie 15m2 kawalerki z aneksem kuchennym, a
    >> dostaniesz Nobla i przejdziesz do historii :)
    >
    > Jak porównasz mentalność przeciętnego Holendra, Szweda, Norwega, z
    > mentalnością Polaka, właśnie w kwestii co się komu zazdrości to będzie
    > widać MZ sporą różnicę.

    Nie bez powodu.
    Może dlatego, bo... różnice nie są tak duże?
    Albo poczucie tych różnic, bo ludzie na niższych stanowiskach dostają na
    tyle duże wynagrodzenie, że wystarcza im na godne życie.

    (Na marginesie: w Szwecji też już alarmują, że w ostatnim czasie bardzo
    urosły te dysproporcje i szybko rosną)

    https://krytykapolityczna.pl/gospodarka/nierownosci-
    raport-60-krajow/

    Problem jest ogólnoświatowy i bardzo złożony.
    Bo np. jeżeli wartość nieruchomości rośnie, to obiektywnie właściciel
    kawalerki z aneksem kuchennym robi się "bogatszy". Ale to pozory, bo jak
    sprzeda tę kawalerkę, to nie będzie miał gdzie mieszkać (w dużym
    uproszczeniu).

    Są opracowania, które pokazują sytuacje, gdy człowiek zarabiający 6
    tys./m-c może być w relatywnie gorszej sytuacji, niż człowiek
    zarabiający 4 tys./m-c. (kwoty przykładowe - chodzi o zasadę).
    Ten pierwszy spłaca raty kredytu za mieszkanie (czy tam wynajmuje -
    gdzieś mieszkać musi), a ten drugi odziedziczył mieszkanie po rodzicach,
    więc niby zarabia mniej, ale "na życie" zostaje mu więcej...

    W konsekwencji może się okazać, że ten co zarabia więcej jest bardziej
    wkurwiony od tego, który zarabia mniej :)

    >>> Ja bym powiedział, że trzeba edukować i
    >>> dawac równe szanse na to, aby kazdy, mógł na w miarę sprawiedliwych
    >>> zasadach zdobyć zawód i pracę o satysfakcjonujących zarobkach.
    >>
    >> Ja też bym tak powiedział :)
    >>
    >> Pytanie brzmi: czy w jakiejś utopii będzie tyle stanowisk pracy z
    >> satysfakcjonującymi wszystkich zarobkami?
    >> Jak chcesz zmusić pracodawców żeby płacili wszystkim ludziom
    >> "satysfakcjonujące zarobki"? Jeszcze chwilę wcześniej pisałeś, że nie da
    >> się zmusić pracodawców do płacenia więcej niż mogą.
    >
    > Dlatego jest to bardziej kwestia zrozumienia czy przekonania, że różnice
    > muszą być.

    Ludzie to rozumieją.
    Nie rozumieją dlaczego _różnice_ są tak duże.
    Znaczy rozumieją dlaczego i dlatego się wkurwiają ;)

    > Uznaleś, że bardziej odpowiada Ci praca spokojniesza, za to
    > mniej płatna to naturalne jest, że nie powinieneś mieć pretensji, że
    > ktoś zarabia więcej ale łazi zestresowany i ma zryrane życie rodzinne.

    Tyle, że mniej płatna nie powinno oznaczać poniżej możliwości normalnego
    życia. To po pierwsze.
    Po drugie, sprzątaczka która musi brać trzy etaty żeby związać koniec z
    końcem też jest zestresowana i ma zrypane życie rodzinne. I dodatkowo
    jest mniej wyspana. Więc to nie jest argument, bo gdyby wynagrodzenie
    zależało od poziomu zestresowania, to sprzątaczka powinna zarabiać
    więcej od CEO, który po pracy w klimatyzowanym biurze wskakuje do
    jacuzzi z kieliszkiem wina.

    I po trzecie, nie powinno oznaczać, że dzieci wykopujące po kilkanaście
    godzin/dzień mikę w Indiach powinny zarabiać kilka dolarów, bo są leniwe
    i nie chciało uczyć.
    https://tvn24.pl/premium/madagaskar-indie-mika-kocie
    -zloto-praca-dzieci-w-kopalniach-5127243

    Tym ludziom płaci się tak mało nie dlatego, że firmy skupujące mikę by
    zbankrutowały, lecz dlatego, bo można.
    Celowo dobrałem tak jaskrawy przykład.

    Bez problemu można to przełożyć na lokalną skalę, gdzie np. banki co
    roku wykazują przed akcjonariuszami miliardowe zyski, a z drugiej strony
    nie dość, że obracają pieniędzmi Kowalskiego, to jeszcze każą
    Kowalskiemu za to płacić w opłatach np.za prowadzenie konta, bo jakby
    nie brały tej opłaty "to by zbankrutowały", albo "spadłaby rentowność" i
    akcjonariusze by się pogniewali.

    Nie bez powodu całkiem niedawno narzucono bankom dodatkowy obowiązek:
    https://www.rp.pl/banki/art1813111-darmowe-konta-ban
    kowe-to-juz-obowiazek

    Same nie chciały wykazać się "dojrzałością społeczną", to trzeba było
    ich do tego zmusić :)
    Jak to działa w praktyce, to osobny temat.
    Podałem to jako przykład na potrzeby dyskusji, bo takich przykładów jest
    oczywiście więcej.
    Innym przykładem może być np. wymuszenie przez polityków na operatorach
    sieci komórkowych zmniejszenie wysokości opłat roamingowych. Operatorzy
    sami się nie chcieli dogadać, to trzeba było ich zmusić :)

    Może ten (wykształcony bądź co bądź) CEO też powinien się wykazać
    "dojrzałością społeczną" i zadowolić jachtem za milion, a nie za 10
    milionów?

    >> Od lat ta żyłka jest naciągana, bo pracodawcy nie chcą płacić
    >> satysfakcjonujących zarobków nie dlatego, że nie mogą, lecz dlatego, bo
    >> nie muszą.
    >> Więcej płacą tylko tam, gdzie muszą. (W dużym uproszczeniu)
    >
    > Nie jestem przekonany czy jest to takie proste.

    Oczywiście nie jest, dlatego tak dużo uproszczeń w tej dyskusji.

    Fakty są takie, że gdy różnice rosną, to rośnie wkurwienie.

    >> Zwykle taka sprzątaczka spuści głowę i wyjdzie, ale swoje pomyśli.
    >> A potem zagłosuje na pis (jeśli wierząca), albo na innych "lewaków",
    >> którzy jej obiecają, że już oni zrobią porządek z tymi bogaczami i
    >> rozliczy tych złodziei.
    >
    > Rozumiem, że faktycznie wierzysz, że się da zadowolić sprzątaczkę
    > obniżając pensję CEO?

    Na pewno miałaby satysfakcję, że obcięli pensję CEO :):)
    Ale czy to rozwiązałoby problem, że nadal tej sprzątaczki nie stać na
    nową pralkę, jak się jej stara zepsuje? Nadal będzie wkurwiona :)
    To, że CEO będzie miał w garażu dwa samochody, a nie trzy, to chyba w
    obecnych warunkach trochę za mało...

    Ale może wystarczy na obniżenie poziomu wkurwienia do poziomu
    bezpiecznego u wystarczającej ilości ludzi?

    Jeżeli to obniżenie wynagrodzenia CEO przełożyłoby się na wzrost
    wynagrodzenia sprzątaczki (a nie na większy zysk dla akcjonariuszy), to
    jestem gotowy postawić tezę, że jej poziom wkurwienia by zmalał.

    > To jest tak właśnie jak z pisem. Pis zadowolił
    > sprzątaczkę dwie kadencje temu kosztem ceo. Właśnie się wszystko sypie
    > m.in z tego powodu.

    Chyba nie bardzo kosztem CEO.
    I dlatego wszystko się sypie.

    I chyba nie bardzo zadowolił, bo jednak nadal jeżdżą sprzątać za granicę.

    Zwróć uwagę, że jak pis wprowadzał 500+, to tłumaczył to tym, że chce
    zwiększyć dzietność, ale bardzo odcinał się od tego, że to kosztem
    bogatych (bogatszych...) żeby nie zrazić bogatszego elektoratu (w
    sensie, że rząd na to stać, pieniądze są, wystarczy nie kraść - że niby
    rząd PO kradnie, dlatego pieniędzy nie ma).
    Narracja się zmieniła, gdy okazało się, że dzietność nie wrosła - czyli
    totalna porażka pomysłu, ale za to spadł odsetek ubóstwa wśród dzieci.
    Teraz dumnie wypinają pierś do orderów za sukces...

    W tej chwili nikt nie ma wątpliwości, że to posunięcie było słuszne -
    patrząc po efektach (nie wyszło to czego chcieli, ale wyszło co innego).
    Wątpliwości są co do tego, skąd się na to wzięły pieniądze... (i skąd
    nadal się biorą...).

    To jest jeden z kluczy do sukcesu wyborczego jaki osiągnął pis i ich
    ciągłego stosunkowo dużego poparcia, czego opozycja i jej wyborcy -
    takie mam wrażenie - nie do końca jeszcze zrozumiała: że pisowi zdarza
    się postawić trafne diagnozy i mają nosa do nastrojów społecznych.
    To co pis z tym robi i do czego to wykorzystuje - to temat na inną
    rozmowę ;)

    >>> Jasne, że zdarzają się jakieś dzikie dysproporcje,
    >>
    >> Gdyby się tylko zdarzały, to nie byłoby tej dyskusji.
    >>
    >>> ale nie rozumiem,
    >>> dlaczego miałoby mi w jakimkolwiek stopniu przeszkadzać, że np. szef
    >>> mojej korpo zarabia ze 20x więcej niż ja? Widzę klarowny związek
    >>> pomiędzy ilością pracą i odpowiedzialnością.
    >>
    >> Może dlatego, że ty zarabiasz 20 razy więcej niż sprzątaczka?
    >> A sprzątaczek jest więcej...
    >
    > Może dlatego, że mam odpowiednią perspektywę i zaspokojone podstawowe
    > potrzeby.

    Sprzątaczka też ma odpowiednią perspektywę, ale... nie ma zaspokojonych
    podstawowych potrzeb.

    >> Tyle, że właśnie jesteśmy światkami patologii w zatrudnieniu :)
    >
    > Czy pozbawienie CEO dużych zarobków to zlikwiduje? Czy ogranicznie
    > inwestycji firmy też tu pomoże? Czy długofalowo nie przyniesie takie
    > działanie więcej szkód tej sprzątacce niż 5% niższy zarobek?

    Trudno powiedzieć.
    Jeżeli pozbawienie CEO dużych zarobków przełoży się na wyższe
    wynagrodzenie sprzątaczki, to możliwe, że nastroje społeczne spadną do
    bezpiecznego poziomu.

    Jeśli chodzi o inwestycje... od jakiegoś czasu pojawiają się głosy, że
    być może należałoby zwolnić tempo na rzecz wolniejszego, ale bardziej
    zrównoważonego rozwoju (dla własnego bezpieczeństwa - w sensie
    bezpieczeństwa ludzkości i... bogatych :)). Że "bożek" w postaci wzrostu
    PKB, szybkiego wzrostu zysków, nie jest taki fajny, jak sądzimy.

    Może nie chodzi o zmniejszanie inwestycji, lecz o "dojrzałość społeczną"
    bogaczy, że nie muszą mieć jachtu za 10 milionów. Albo takich dwóch.
    (W dużym uproszczeniu :))

    >> No to trzeba by to policzyć u Bezosa.
    >> Może wystarczyłoby zrezygnowanie z 15% zysku? Może już przy rezygnacji z
    >> 2% i podwyżkach tylko dla sprzątaczek ilość ludzi wkurwionych
    >> zmalałaby do bezpiecznego poziomu?
    >> Tylko czy bogaci udziałowcy na to pozwolą? No przecież nie może być tak,
    >> że wartość akcji spadnie o 0,00005%, przecież to koniec świata, a ja
    >> właśnie zamówiłem nowego Pilatusa PC-12 NG :)
    >
    > Gdyby to było takie proste to mógłbym tylko przyklasnąć, ale nie wydaje
    > mi się, że tak jest. Może ktoś policzył?:)

    Są tacy, którzy liczą :)
    https://biznes.interia.pl/gospodarka/news-mozna-wyel
    iminowac-problem-glodu-na-swiecie-wystarczy-267-ml,n
    Id,4013371
    https://www.money.pl/gospodarka/musk-sprzeda-tesle-b
    y-zlikwidowac-glod-miliarder-zabiera-glos-6700111132
    830688a.html
    https://unicef.pl/co-robimy/aktualnosci/dla-mediow/6
    90-mln-ludzi-na-swiecie-cierpi-glod.-swiat-przegrywa
    -walke-z-niedozywieniem-alarmuje-unicef-wfp-fao-who-
    i-ifad

    >> A kto o tym ma decydować? Gdzie postawisz granicę tych "podstawowych
    >> potrzeb"? I dlaczego akurat w tym miejscu?
    >
    > To raczej kwestia percepcji, a ta wynika właśnie z jakiejś-tam
    > dojrzałości.
    >
    >> Wynajmowana kawalerka 17m2 z aneksem kuchennym i trzy pary butów?
    >
    > Tu się chyba łątwo zgodzimy, że to patologia.

    No więc właśnie :)
    Pojęcie patodeweloperki nie zrobiło kariery bez powodu :)
    Przecież ludzie nie kupują (wynajmują) tego, bo to jest szczyt ich
    marzeń, tylko dlatego, bo nie mają innego wyjścia. Trudno to nawet
    nazwać zaspokojeniem podstawowych potrzeb.

    Stawiam orzechy przeciwko bananom, że po roku mieszkania w czymś takim
    ich poziom wkurwienia wzrasta, a nie maleje...
    Deweloperzy w standardzie powinni dodawać do każdego takiego
    "mieszkania" kozę... ;)

    >>> i ma nadwyżkę to ta
    >>> nadwyżka idzie w oszczędności
    >>
    >> Jeśli ma nadwyżkę.
    >
    > No musi mieć, skoro w omawianym systemie płaci mniej podatków.

    Tu chyba nastąpiło jakieś niezrozumienie.

    Skąd wniosek, że skoro ktoś nie płaci podatku od nieruchomości, albo
    podatku dochodowego, to znaczy, że ma nadwyżkę na oszczędności?

    Ludzie, którzy nie mają nieruchomości, albo mają tak małe dochody, że
    łapią się na kwotę bez podatku (więc nie płacą podatku dochodowego)
    raczej nie mają nadwyżek na oszczędności. Żyją z dnia na dzień, bo... za
    mało zarabiają za swoją _rzetelną_ pracę.

    >>> czyli nie jest od niej odprowadzany jeden
    >>> z tych 2ch ww podatków. Pytanie, czy to jest coś niewłaściwego?
    >>
    >> Skoro z tego powodu zaczyna się źle dziać na świecie, to tak, jest to
    >> niewłaściwe :)
    >
    > Ale to dość specyficzny przypadek.

    Trudno żeby ktoś, kto nie posiada nieruchomości, płacił od tej
    nieruchomości podatek :)

    >>> To już
    >>> raczej MZ niewłaściwy jest brak podatku dochodowego, bo to stwarza
    >>> iluzję braku opodatkowania, a podatek i tak jest odprowadzany w ramach
    >>> zaspokajania podstawowych potrzeb. Przy okazji rozumiem, że to o tych
    >>> bezdomnych, którzy unikają opodatkowanie pośrednego poprzez najem.
    >>
    >> Nie. To o tych bezdomnych, którzy normalnie pracują i nie stać ich nawet
    >> na wynajem mieszkania.
    >>
    >> (Nie rozumiem, jak tam wynajmujesz od kogoś mieszkanie, to dodatkowo
    >> jeszcze płacisz podatek?)
    >
    > Z tego co zacytowałeś wynikało, że płacisz go de facto w podatku od
    > nieruchomości, czyli poprzez najem, bo zapewne właściciel nieruchomości
    > przerzuca go w czynszu na lokatorów.

    Pewnie przerzuca.
    Ale jak ciebie nie stać na wynajem i mieszkasz w samochodzie na
    parkingu, to go nie płacisz.
    Żeby go w ten sposób płacić, to najpierw musisz zarobić tyle, żeby było
    cię stać na wynajem.
    A tyle nie zarabiają. Więc _rzetelnie_ pracują mieszkając w samochodach
    na parkingach.

    Nazywanie tego "unikaniem opodatkowania", albo że ktoś ma lepiej, bo
    przecież w ten sposób oszczędza, bo przecież nie płaci podatku od
    nieruchomości, to spore nadużycie. A co najmniej kompletne
    niezrozumienie problemu.

    >> Okazało się, że wpływ na to ma szereg jeszcze innych czynników, że
    >> pomimo tego, co do tej pory zrobiono, nadal narasta gigantyczne
    >> rozwarstwienie i to w coraz większym tempie. Niewykluczone, że gdyby nie
    >> te wcześniejsze "kroki" pierdolnięcie nastąpiłoby już dawno.
    >
    > Zrobiono niewystarczająco, czy że się już bardziej startu wyrównać nie da?

    Skoro obserwujemy to, co obserwujemy, to znaczy, że nie wystarczająco.

    Co do równego startu... pewnie nigdy nie da się zapewnić w 100% równego
    startu, ludzie to nie klony z identycznymi możliwościami intelektualnymi
    itd.
    I nie chodzi o to, żeby wszyscy mieli identyczny równy start.
    Chodzi o dysproporcje.

    >>> A sam też tak to odczuwasz? Mnie kompletnie nie irytuje, że ktoś zarabia
    >>> więcej ode mnie czy ma większy majatek czy wydaje na coś tam dla mnie
    >>> egzotyczną kwotę, gdy wydając 10x mniej też otrzymałby zupełnie dobrą
    >>> usługę.
    >>
    >> Mam również świadomość, że to, że akurat ja miałem szczęście znaleźć się
    >> w gronie ludzi umiarkowanie (lub mało) wkurwionych, niczego nie dowodzi.
    >> Mnie też nie irytuje, bo mam wszystko czego potrzebuję. Ale to ja.
    >> Problem w tym, że takich jak ty, czy ja, obiektywnie patrząc jest
    >> mniejszość. O skali globalnej nawet nie wspominając.
    >
    > Ale sam sugerujesz, że gro tego wkurwu nie jest obiektywna, czyli jest
    > de facto zwykła zawiścią.

    Ja bym tego tak nie upraszczał. Pewnie zwykła zawiść też występuje w
    jakimś tam procencie.
    Ale nie sprowadzałbym "poczucia niesprawiedliwości" (w dużym
    uproszczeniu :P), które w dużym stopniu jest jak najbardziej racjonalne
    i uzasadnione, do zwykłej bezinteresownej zawiści.

    Ten wkurw bierze się z różnych źródeł i się kumuluje.
    Spora część ludzi nie zazdrości bogatym posiadania trzech odrzutowców.
    Część ludzi wkurwia ich hipokryzja, że na spotkania latają odrzutowcami
    i na tych spotkaniach pierdolą od rzeczy, że to Kowalski jest
    odpowiedzialny za zanieczyszczenie środowiska, bo papierek od cukierka
    wrzucił do kontenera na szkło, więc trzeba mu podnieść opłatę za wywózkę
    śmieci.
    Żaden z nich nie wpadnie na pomysł żeby zmusić swojego kolegę,
    właściciela fabryki cukierków, żeby nie pakował każdego cukierka w
    osobną folijkę, potem te cukierki układał w plastikową foremkę, którą
    wkłada do wielkiego kartonowego pudełka... owiniętego plastikową
    folijką, gdzie w kartoniku wielkości laptopa mieści się 10 cukierków.
    Kowalski kupuje cukierki + kupuje śmieci, po czym drugi raz płaci za
    wywózkę tych śmieci i jeszcze ma poczucie winy, że zabił żółwia.

    A właściciel fabryki cukierków i właściciel fabryki śmieci kupują sobie
    po odrzutowcu i sponsorują klipy "uświadamiające" sprzątaczkę o tym, że
    to przez nią, przez jej brak sortowania śmieci w morzach i oceanach
    pływa sobie plastik.

    Oczywiście cukierki, to tylko przykład do zobrazowania :)
    Jest pierdyliard produktów, gdzie nie masz możliwości wybrać takiego
    "bez śmieci".
    Spróbuj np.kupić kartę micro SD bez śmieci wielokrotnie większych od
    samej karty (link przypadkowy):
    https://mitoya.pl/25655-thickbox_default/karta-micro
    -sdhc-sandisk-ultra-64-gb-100-mbs.jpg

    Ale chyba za bardzo zboczyłem z głównego tematu :)
    Zawiść, czy nie - chodzi o to, żeby wkurwionych było na tyle mało, żeby
    nie wybuchło.

    > Podniesienie to pensji sprzątaczce niz w tej
    > sytuacji nie pomoże.

    W jednostkowym przypadku nie.
    Tu chodzi o skalę.

    Gdyby tu chodziło o jedną sprzątaczkę, nie byłoby tej dyskusji :)
    Powtarzam się.

    >> To wygląda tak, że wystarczy powiedzieć sprzątaczce, żeby więcej
    >> zarabiała i wszystko będzie dobrze.
    >
    > Mam raczej na myśli, aby umożliwić jej wyższe zarobki, w sensie jakiegoś
    > awansu zawodowego.

    Znaczy się sprzątaczka, starsza sprzątaczka, sprzątaczka kapral,
    plutonowa sprzątaczka sztabowa?

    Jak awansujesz wszystkie sprzątaczki, to kto będzie sprzątał?
    No ktoś musi sprzątać :)
    Chyba że roboty...

    Da się awansować sprzątaczkę z 20-letnim stażem na programistkę robotów,
    z pensją programistki robotów?
    Pewnie się da... ale chyba prościej (i taniej) byłoby godnie wynagrodzić
    pracę sprzątaczki...

    >> W telegraficznym skrócie:
    >> przyszło korpo (Amazon postanowił sobie przenieść siedzibę akurat do
    >> tego miasta), ceny nieruchomości i najmu poszły tak w górę, że rodowici
    >> mieszkańcy i pracujący tam od lat, czy nawet od pokoleń, niemal z dnia
    >> na dzień stali się bezdomni.
    >> To nie tak, że stracili pracę. Oni pracują i zarabiają.
    >>
    >> Gdyby to były pojedyncze przypadki, to nikt (jak zwykle) tym by się nie
    >> przejął.
    >> Władze miasta zleciły badanie przyczyn, gdy zauważono tą nietypową formę
    >> bezdomności, jej masową skalę i narastanie. Same były zaskoczone wynikami.
    >> To większy problem, wynikający nie z lenistwa ludzi, czy przejścia
    >> tornada. I coraz powszechniejszy, dotykający coraz więcej miast.
    >
    > A powinno się na podstawie czegoś takiego uogólniać? To w sumie jakby
    > jednak incydent?

    Gdyby to był incydent... to nie byłoby tej dyskusji :)
    To objawy.
    W USA takie, w Europie trochę inne, w innych częściach świata też inne.

    > Nadal mi się wydaje, że istnieją obszary o większym potencjalnie ryzyku
    > zagłady, niż korpo-nierówność płacowa.

    Podziel się.
    Ale oprócz zderzenia z asteroidą i inwazji obcych :)

    Pozdrawiam
    Piotr

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1