eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawokontrola policji i... LEGALNE oprogramowanieRe: kontrola policji i... LEGALNE oprogramowanie
  • Data: 2006-09-25 09:27:35
    Temat: Re: kontrola policji i... LEGALNE oprogramowanie
    Od: Gotfryd Smolik news <s...@s...com.pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    On Sun, 24 Sep 2006, Robert Tomasik wrote:

    > Źle widzisz. Szkolenia często prowadzą sami policjanci z jednostek
    > zwierzchnich. Trudno by sami do siebie nastrajali pozytywnie.

    OK :) - powiedzmy że problem przeniósł się organizacyjnie
    szczebel wyżej, do tych jednostek zwierzchnich, jakbyś mógł
    rzucić okiem na koniec.
    I nie, ja nie zaprzeczam iż JAKOŚ trzeba zapewnić możliwość
    realnego chronienia praw. Acz mi się zdaje, że w tej dziedzinie
    na razie panuje partyzantka rodem z Dzikiego Zachodu - i nie mam
    na mysli Polski, bo sądząc z opisów w prasie np. w USA jeszcze
    bardziej ujawnia sie "prawo silniejszego" a nie konstytucyjnie
    zapisana "równość".
    Nie wzbudza wątpliwości możliwość skuteczniejszego egzekwowania
    prawa przez duże organizacje, które stać na sieć własnego "wywiadu"
    itp - ich zbójeckie prawo. Problemem jest że ci "duzi" mają dostęp
    do organów *pańtwowych*, a ci mali... nie bardzo.
    Idzie o art. 32.1 Konstytucji.

    > jest to przedstawiciel którejś z organizacji zbiorowego zarządzania prawami),
    > to trudno bez nich wyobrazić sobie pracę policji. Jesteś w stanie odróżnic
    > dobrze wykonaną podróbkę od oryginału?

    "Podróbkę"? Hm... wyjątkowo nie udam Greka :) ale raczej nie chodzi
    Ci o to co wymieniłeś.
    Jestem pewien że *kopii* programu od oryginału to nawet Ty nie
    odróżnisz :) Oczywiscie piszę o *programie*.

    Jak rozumiem piszesz o "egzemplarzu utworu pt program", co tak ubocznie
    staje się dowodem iż polska policja uznaje za prawidłową interpretację
    co do stosowania zasad dotyczących "egzemplarza" wobec programu (co
    dalej ciągnąc powoduje skutek w postaci bezwzględnego prawa zbycia
    i co zgadzało by się z pamiętaną z radia wypowiedzią któregoś
    funkcjonariusza odnośnie OEM) :)
    Ale to nadal nie sprowadza nas IMO do jasności :(

    Jak mam odróżnić podróbkę bety Office, skoro ta ściągnięta z serwera
    Microsoftu po FTP (chyba, może to HTTP było) nijak nie chce się różnić
    od tej leżącej na płycie PCWK czy innego CHIPa?

    IMO problemem jest brak prawnego uregulowania *po czym* poznać, że
    ktoś ma "legalny program".
    Egzemplarz programu którego legalnie używa.
    Wg przepisów - powinno chodzić o licencję. Dokument wyrażony słowami
    na piśmie... jest tak?
    I tylko za ew. brak licencji do egzemplarza można ścigać karnie, jest
    tak?

    [...]
    > Trudno mi powiedzieć, czego cozxekują szkolący. Fakt jest taki, że jak nie
    > pokażą policjantom, po czym identyfikować oryginały,

    ...czego?
    Nie irytuj się, tylko spróbuj *prawnie* sprecyzować "oryginał czego"
    masz na myśli. Nie uda się nie zahaczyć o kilka problemów ubocznych :(
    no ale jakoś powinniśmy się usiłować zmieścić w *istniejacym* prawie.

    Mówimy o oprogramowaniu i piractwie.
    Mamy:
    - licencję; jak jest na kartce papieru to problem robi się podobny jak
    w przypadku faktury: dokument nie musi być podpisany, ale jest
    "oryginalny" tylko wtedy jeśli został utrwalony przez sprzedawcę
    (tu: posiadacza prawa do powielania) lub na jego zlecenie, jak
    jest w postaci "elektronicznej"... to z chęcią posłucham jakie
    mogą byc koncepcje co do jego "oryginalności" :), załóżmy że
    sama licencja pod prawo autorskie nie podlega (jak są przeciwwskazania
    to poproszę o zapodanie).
    US np. faktur niewydrukowanych nie honoruje i IMO prawidłowo robi :],
    acz z tego wynika że moża by mnie ścigać z powodu nieposiadania
    wydrukowanej treści GNU dla GIMPa, VirtualDuba i paru podobnych :[
    - program, w ścisłym tego słowa znaczeniu: ciąg bajtów, czy to w postaci
    kodu źródłowego czy wynikowego; IMO odpada, bo cały ambras z prawami
    w odniesieniu do oprogramowania sprowadza się do faktu że nie da się
    odróżnić programu "oryginalnego" od jego kopii.
    - nośnik. Nośnik można ukraść, a nie "spiracić" :)
    - logi i inne zastrzeżone "znaki firmowe" na różnych rzeczach
    dostarczonych wraz programem, dajmy na to na nośniku, i trzeba
    przyznać że te można spiracić (naruszając ustawę o znakach towarowych
    czy jak jej tam), ale to jest inne piractwo niż dotyczące programu
    i raczej działa w innym przypadku: ktoś powielając *nośnik*
    może przy okazji dopuścić sie obu piractw, ale jak (ten ktoś) nie ma
    nośnika z hologramem to na pewno loga nie spiracił :]

    Wychodzi na to iż:
    - stosuje się "materiały zastępcze", w postaci hologramów, naklejek,
    w skrajnym przypadku - nośników oklejonych takimi znaczkami mających
    *reprezentować* posiadanie prawa do korzystania z egzemplarza utworu.

    I jak rozumiem - do takich form sprowadzasz "identyfikację oryginału"
    oraz chodzi o oryginał LICENCJI?

    No to co będzie z MS Office 2007 beta? :)

    Powiedzmy że wiemy iż taka jest "powszechna praktyka". Ale być może
    praktyka jest niesłuszna, a być może prawo jest do kitu (bo jakby
    się stosować to bedzie nieskuteczne), tyle że wiemy ile mamy takich
    "złych" przepisów :(

    Spróbujmy prawnie właśnie. Na przykładzie.
    Problemem jest, czy zapisanie np. w umowie najmu "najemca będzie
    posiadał każdorazowo holograficzną nalepkę dostarczoną przy zawieraniu
    umowy bo inaczej umowa nie jest ważna i najemca ma się obowiązek
    wyprowadzić w ciągu 28 godzin" jest prawnie skuteczne?
    Skoro wiadomo co to jest "najem" i stwierdzenie faktu że A mieszka
    i płaci zaś B bierze pieniadze i daje mieszkanie (a daje do odpłatnego
    użytkowania DOBROWOLNIE) pozwala podważyć umowę najmu na podstawie
    braku hologramu?
    Wiadomo również co to jest "licencja" - posiadacz ją *ma* i ma np.
    dowód komu za nią zapłacił. Przyjmijmy iż wiadomo że była oferowana
    publicznie i bezimiennie (ale odpłatnie).
    Zastrzegam iż chodzi o postępowanie KARNE.
    Ustawa wymaga żeby przy licencji mieć... licencję.
    Jak rozumiem, posiadacz powinien mieć dowód że nabył ją *legalnie*.
    Ma fakturę na przykład.
    Z czego wynika obowiązek posiadania hologramu?
    Albo płytki z holograficznym logiem, z którą jest kłopot, bo trzeba
    dbać żeby ktoś z naszej płytki nielegalnie loga nie powielił ;)

    Ja *ROZUMIEM* że dołączanie takich dynksów ułatwia stwierdzenie
    legalności *przez posiadacza*, o ile sam wystawca licencji oświadcza
    że wydaje "jedno logo do jednej licencji".
    I strony mogą sobie dowolnie kształtować *cywilne* warunki umowy.
    Ale jest przepis art. 31.3 Konstytucji - i w momencie jeśli to
    *władza państowa* (w postaci policjanta) wkracza do akcji to może
    wymagać tylko tego co zapisano w ustawie!
    Zapewniam Cię, że nauczeni "no przecież nie można sobie wyobrazić
    dokumentu bez podpisu" urzędnicy skarbowi BARDZO by chcieli żeby
    faktury były podpisane. I może być taka umowa między firmami, że
    wymagają podpisania wzajemnie wystawioanych faktur.
    Ale o to że f-ra jest niepodpisana mogą później na podstawie umowy
    sądzić się przed sądem cywilnym, a sama f-ra nie przestaje być
    (niepodpisana) "legalną fakturą" i USowi, policji i prokuratorom
    nic do faktu że nie jest podpisana.
    Albo hologramu nie dołączono :>
    Źle piszę?
    No to czego wymaga ustawa o prawach autorskich: dobrze myślę
    że do legalnego korzystania z egzemplarza programu trzeba licencji?
    :)

    > to będą gorzej
    > traktowani. No bo nikt tego ścigał nie będzie. Skutek faktycznie jest
    > pozornie taki, jak piszesz, tyle, że nie jestem pewien, czy działają tu
    > akurat mechanizmy które sugerujesz.

    Stosowne pytanie zadał w skrajnej formie poreba :)
    Własną facjatę przedstawia w oryginale jako wzór "wizerunku na który nie
    wyraził zgody do rozpowszechniania": gdzie to zgłosić?
    O to idzie - jeśli istnieje (centralny?) rejest informacji przekazywanych
    przez szkolących, to rzeczywiście trudno się przyczepić i wypadnie wycofać
    się rakiem.
    Ale jeśli wiedza szkolących wynika ze swoistych "inwestycji" czynionych
    przez potencjalnych poszkodowanych - to każdy potencjalny poszkodowany
    powinien mieć taki sam dostęp do tychże "inwestycji" :)

    pzdr, Gotfryd

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1