eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawopraca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa? › praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
  • Data: 2006-04-05 21:29:15
    Temat: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Hania " <v...@g...SKASUJ-TO.pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    intryguje mnie wczorajsze zdażenie oraz jego potencjalne efekty (o
    odpowiedzialnosci sluzbowej nie wspomnę).
    Mianowicie: facet (ekhm, ojciec mój, niestety) gania z siekierą po
    mieszkaniu za mamą (jak zwykle sprawa z kat. "bo zupa była za słona"). Matka
    od lat ignorowała rzucanie się na nią z łapami. Cóż, ojciec do siłaczy nie
    należy, więc temu się nie dziwię. Mi jednak widok tatuncia celującego w
    matkę z pistoletu (tatuncio byl milicjantem, a mnie kawaly o nich nie
    smiesza, bo to rzeczywiscie ludzie myslacy inaczej) sprawil, ze traktuje go
    jedynie jako ojca biologicznego. Potem bylo rzucanie sie z nozyczkami, ze
    mna tez sie szarpal, z sąsiadami kłócił, ktoś na ulicy za pyskówki mu
    szczękę złamal itede...w pracy był popychany, to w domu "gieroj" - klasyka
    przypadku.
    No ale wczoraj: gania za matka z siekiera, mama wzywa policje. W tzw.
    międzyczasie ojciec skrywa się u sąsiadki, która przed policja mowi, ze
    siekiery nie ma, nam jednak (przyjechalam do matki po pol godz.), ze
    siekiera jest w domu rodzicow, czyli sprawa owego przedmiotu dziwnym trafem
    nie jest jej obca (dziwnym, bo gdyby go nie bylo, nie wspominalaby o nim
    wcale). Policja sasiadki nie przeszukuje, rozumiem, przepisy: nakaz
    musieliby miec, nakaz musialby miec pieczatki i podpisy, a na to trzeba
    czasu. Duzo czasu. Cos tam policjanci pisza sobie, mamie kaza isc do
    dzielnicowego (sami sa z innego rejonu), "nic" nie widza (choc mama ma juz
    zasinienia od zacisnietych na jej rekach palcow ojca i od kopniaków na
    nogach). Jada sobie i jeszcze łajają, że inni bardziej potrzebują ich
    pomocy, a oni siekiery nie widzą, ran tudzież, więc pa-pa.

    Next day: mama idzie na komendę własciwą miejscu zamieszkania, pyta o
    dzielnicowego, i czy ten ma jakąś notatkę o interwencji policji w jego
    rejonie. Na komendzie pytają: a z ktorej komendy tamen patrol był? - mama
    nie wie, była wczoraj w szoku i takich szczególów nie zanotowała, biegnie do
    mnie, na szczęście wiedziałam. Na komendzie ani sladu o zdarzeniu, a doba
    minęła, miasto wojewodzkie, radiowozow od licha, faksy, inne media, a tu
    ciiiichooo, nic! Dalsze rady na komendzie to: opinia medycyny sądowej ("ale
    paani, te siniaki to nic"), poza tym 140 zł sobie pójdzie, na moje dictum,
    że wystarczy zapis w książeczce lekarskiej u lekarza med. rodzinnej rzekli
    filozoficznie "no, ale to żaden dowód jest, kwitek z pieczątką to kwitek".
    Po uzyskaniu magicznego kwitka dopiero nalezy potuptać na komendę (mama ma
    67 lat i tak musi tuptać od Annasza do Kajfasza), tam spiszą protokół
    (dziwowali się wielce, że na miejscu patrol niczego nie spisał). Ja zaś
    bardziej dziwuję się, że w komendzie rejonowej po całej dobie nie ma śladu
    zapisu zdarzenia. Dzielnicowy nic nie wie, nota bene inna sąsiadka radziła
    mamie, by szła, a nie dzwoniła na policję, bo tamta, ilekroć dzwoniła do
    dzielnicowego, tego nie było. To ja się jeszcze pytam, co by było, gdyby
    taki były milicjant wyzywał sie na osobie nie mogącej sie poruszac o
    własnych silach. Kurcze, tyle lat mam, a sie jeszcze tak glupio pytam. Wyc
    mi sie chce, i tyle. A tatus sobie oglada teraz telewizorek.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1