-
1. Data: 2003-07-05 05:19:18
Temat: zaprzeczenie ojcostwa a polskie prawo
Od: "DATO" <n...@i...biz>
Polecam ten artykul szczegolnie sedziom i prokuratorom, gdyz to oni kreuja
takie prawo w Polsce
http://www.superexpress.pl/iso/dzisiaj/magazyn/repor
taz_week/reportaz_week_1
.shtml
-
2. Data: 2003-07-05 05:21:36
Temat: Re: zaprzeczenie ojcostwa a polskie prawo
Od: "DATO" <n...@i...biz>
Przepraszam blad w linku:
Polowanie na tatusia
Choć badanie kodu genetycznego DNA może ustalić ojcostwo z niemal
stuprocentową pewnością, to ciągle rzadko bywa dowodem dla polskich sądów.
Tymczasem co dziesiąty z "alimenciarzy" płaci na nie swoje dziecko.
"Złapani na dziecko" latami walczą o sprawiedliwość. Popularne od
kilku lat badania DNA dały im nadzieje, ale niewiele więcej. - Wiem, że
Patryk nie jest moim synem, ale co z tego. Prokuratura i sądy są
niewzruszone. Eks-żona kpi ze mnie w żywe oczy i wyłudza pieniądze...
Wszystko w majestacie prawa. Czy nic nie można zrobić? - denerwuje się
Dariusz Grabiec, rozwiedziony ekonomista z Katowic.
Takich ludzi jak on są w Polsce tysiące. Zaciskają zęby i płacą
alimenty albo wychowują nie swoje dzieci. Czy badania kodu genetycznego DNA
są dla nich szansą? Czy mogą im pomóc?
Uniki jak kłamstwo
- Już mi pomogły - cieszy się Grabiec. - Dzięki DNA dowiedziałem się o
zdradzie żony i ustaliłem, że dziecko nie jest moje. Rozwiodłem się,
założyłem nową rodzinę, odżyłem psychicznie - wylicza. Gdy dwa lata temu
usłyszał w telewizji o DNA, zaświtał mu w głowie chytry plan.
- Po latach niepewności wziąłem 8-letniego już wtedy "syna" za rękę i
poszliśmy na pobranie próbek (wymaz z błony śluzowej policzka). W
specjalnych kopertach wysłałem je potem do Warszawy, do jednego z
instytutów, gdzie robią badania DNA.
- Gdy robiliśmy te badania, czułem się bardzo dziwnie. Było mi głupio
przed sobą, przed dzieckiem, ale musiałem raz na zawsze rozwiać wątpliwości,
bo niepewność mnie zabijała. Nie spałem po nocach, żyłem w ciągłym stresie.
Po paru dniach przyszła odpowiedź:
"Na podstawie przeprowadzonych badań w zakresie jedenastu układów
genotypu "Patryka - dziecka" stwierdzono niezgodność alleli (fragmenty
chromosomów - red.) z występującymi w genotypie "Dariusza Grabca". Uzyskane
wyniki upoważniają do stwierdzenia o wykluczeniu ojcostwa "Dariusza Grabca"
w stosunku do "Patryka"
- Poznałem prawdę. Zrobiłem to dla siebie, ale też dla tego chłopca.
Nie umiem mu powiedzieć, kto jest jego ojcem, ale usłyszy, że to nie jestem
ja - mówi Grabiec. Ma 35 lat, jest kierownikiem we francuskiej firmie.
Wygadany, przebojowy, pogodny. Mówi, że gdyby nie kłopoty rodzinne, byłby
najszczęśliwszym człowiekiem w Polsce.
Patryka, jako syna, nie kochał nigdy.
- Musiałem nauczyć się panować nad emocjami. Czułem, że wychowywanie
dziecka, którego nie jestem ojcem, jest ponad moje siły. Szkoda chłopaka. On
nie jest niczemu winien, ale nie chcę go okłamywać - mówi.
- Jest do pana choć trochę podobny? - pytam.
Śmiech: - Nic a nic. Od urodzenia wielu ludzi mówiło mi, że nie jest
mój. Biłem się z myślami, bo urodził się w kwietniu, dziewięć miesięcy po
wakacjach, których nie spędzałem z żoną. Byliśmy wtedy pokłóceni, nasze
małżeństwo przeżywało kolejny kryzys - opowiada.
Po badaniu odetchnął, ale do pełni szczęścia droga jeszcze długa.
Zawiadomił prokuraturę, ale ta nie uznała wyniku badania DNA robionego w
prywatnym instytucie. Zleciła podobną ekspertyzę Zakładowi Medycyny Sądowej
Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach. Dziecko i matka na badania nie
dotarły.
- Była żona woli kłamać i stosować uniki, a polskie prawo jej w tym
pomaga - narzeka.
Prokurator Jolanta Kornakiewicz wyjaśniła mu w piśmie: "Matka dziecka
zaprzeczyła, aby małoletni Patryk nie był pana synem, a nadto odmówiła
poddania się badaniom DNA".
Zadzwoniłem do pani Kariny, nie była zbyt rozmowna: - Nie muszę się
tłumaczyć. Mój były mąż to wielki skąpiec pozbawiony uczuć rodzinnych. To
głaz. To żenujące, że opowiada o naszych sprawach gazecie - zezłościła się i
grzecznie poprosiła o odłożenie słuchawki.
Grabiec bezradnie rozkłada ręce:
- Jej zaufali "na słowo", a ja mam kłopot. Chce, żebym płacił na
dziecko aż tysiąc złotych. Za kilka dni kolejna rozprawa i sąd może na to
przystać, bo dobrze zarabiam - martwi się.
Nie chciała DNA
Kazimierz Kulisz (47 lat), kawaler ze wsi Karsy pod Kaliszem,
twierdzi, że z Haliną P. z Pleszewa widywał się jedynie przez trzy miesiące.
Tylko widywał. O szczegółach znajomości napisał m.in. do rzecznika praw
obywatelskich:
"Oświadczam, że z dawną znajomą Haliną P. nie łączyły mnie żadne
związki intymne, a jej syn Tomasz nie jest moim synem. Ta kobieta zniszczyła
mi życie. Mam poczucie wielkiej niesprawiedliwości i krzywdy, której
doświadczyłem od sądu i tej kobiety. Dlaczego tak łatwo człowiekowi złamać w
Polsce życie?" - pytał.
Opowiada: - Był rok 1983. Halina kończyła technikum. Poznaliśmy się
przez jej siostrę. Zajechałem do Haliny parę razy, ale nagle ze mną zerwała.
"Nie to nie, swój honor mam" - pomyślałem.
Zaczął oglądać się już za kolejną kandydatką na żonę, gdy któregoś
dnia usłyszał, że jego "była" jest w ciąży. I, że to jego robota:
- Myślałem, że to głupi żart. Bo ja swoje wiem - podobała mi się, ale
do niczego między nami nie doszło. Żebym choć raz się z nią przespał... A
tak mam pewność, że z tym jej - teraz 20-letnim synem - nie mam nic
wspólnego.
Szpakowaty wąs, spracowane dłonie. Kazimierz żyje ze złomu. Jeździ
swoim starym Roburem i zbiera żelastwo.
- Pracuję od rana do wieczora. Zapłacę alimenty i niewiele mi
zostaje - denerwuje się. Gdy urodził się Tomasz, od razu nie uznał go za
swego syna. Sąd zlecił wykonanie badań krwi. Dowiedział się, że "ojcostwa
wykluczyć nie można" i sąd zasądził alimenty.
Mijały lata. Kulisz podupadł na zdrowiu. Zobojętniał na docinki ludzi.
Stracił siły, żeby walczyć o sprawiedliwość. Z chłopakiem i jego matką nie
utrzymuje kontaktu. Pogardza nimi. Widują się jedynie w sądzie.
- Pogodziłem się, że przez lata będę jeszcze bulił, aż któregoś dnia
znalazłem na złomie gazetę. Pisali w niej o DNA. Olśniło mnie: "Gdy wrobiła
mnie w ojcostwo, DNA nie było przecież znane. Pomyślałem, że oto pojawiła
się dla mnie wielka szansa". Postanowiłem zawalczyć - opowiada.
Skierował doniesienie do prokuratury: jego dawna znajoma Halina
kłamała przed sądem i wyłudziła od niego alimenty. Domagał się
przeprowadzenia badania kodu DNA. Prokurator przystała na jego żądania, ale
do badania DNA nie doszło. Dochodzenie umorzono.
- Halina P. była świadkiem w sprawie. Została pouczona o swoich
uprawnieniach i nie wyraziła zgody na badanie krwi swojej i dziecka. To był
jedyny dowód i gdy wyczerpały się możliwości dowodowe mogące potwierdzić
zaistnienie przestępstwa, postępowanie karne należało umorzyć - wyjaśniała
D. Bernacik-Stępień z Prokuratury Rejonowej w Jarocinie.
- Dlaczego mam ponosić konsekwencje czyjegoś grzechu, skoro jestem
niewinny - pyta z rozpaczą. Zaciska nerwowo pięści.
Pół roku i...
- Może zmieni się prawo, a może syn dorośnie i postanowi się
przebadać - marzy. Tak czy inaczej namawia mężczyzn,
polskimi sądami graniczy jednak z cudem. Czekam na zmianę
prawa - mówi Dariusz Grabiec
Foto | Tomasz Barański
Dariusz Grabiec (ten z Katowic) też kiedyś był bardzo nerwowy.
Ostatnio do swoich kłopotów podchodzi coraz spokojniej. Czeka.
- Może zmieni się prawo, a może syn dorośnie i postanowi się
przebadać - marzy. Tak czy inaczej namawia mężczyzn, żeby byli twardzi:
- Matki w perfidny sposób grają na uczuciach ojców. Wykorzystują przy
tym bogu ducha winne dzieci. Gdy masz wątpliwości, czy dziecko jest twoje -
zaprzecz ojcostwu. Sąd zleci wtedy badania DNA. Ale masz na to tylko sześć
miesięcy - przestrzega Grabiec.
Czesława Sidło z Myślenic (prywatny przedsiębiorca, 38 lat)
przekonywać nie trzeba. - DNA to największy wynalazek XX wieku - mówi
entuzjastycznie. Na urlopie w Rewalu nad Bałtykiem poznał rozwódkę z dwójką
dzieci.
- Miałem wobec niej poważne plany. Poszliśmy do łóżka, ale okazało
się, że nie byłem jej jedynym partnerem. Więc kiedy po trzech miesiącach
przyjechała do mnie w ciąży - zgłupiałem. Gdy dziecko się urodziło - nie
uznałem go. Badania DNA, które zlecił sąd, przesądziły, że dziecko nie jest
moje - opowiada. Podobnie było w przypadku dziecka Marka z Hrubieszowa
(inżynier, 35 lat). Trzy miesiące temu urodził mu się syn. - Żona miała
romans. W tym czasie zaszła w ciążę. Miałem wątpliwości: czy dziecko jest
moje? Wspólnie zdecydowaliśmy - robimy DNA. Gdy otwierałem kopertę z
wynikiem, nogi się pode mną ugięły - dziecko jest nie moje! Minęło już kilka
tygodni, a ja ciągle nie mogę w to uwierzyć - opowiada drżącym głosem.
Patrzy w podłogę. Czy nie żałuje, że nie zaufał żonie "na słowo"?
- Przez chwilę byłem zły. Uważałem, że zbytnia dociekliwość mnie
zgubiła. Dziś jednak wiem, że to była jedyna słuszna decyzja - mówi.
Zaprzeczył ojcostwu. Czeka na rozprawę w sądzie. O swoim małżeństwie mówi:
"strzępy". Nie wie, czy uda mu się je poskładać, ale jednego jest pewien:
- Prawda, nawet najgorsza, jest lepsza niż życie w kłamstwie czy
niepewności.
Imię jednego z bohaterów zostało zmienione
Ojciec z łapanki to nie jest dobry ojciec
Mówi ROBERT KUCHARSKI, pedagog, prezes Stowarzyszenia na rzecz
Równouprawnienia i Poszanowania Prawa
- Coraz częściej mężczyźni zaprzeczają ojcostwu. Dlaczego?
- Można odpowiedzieć banalnie - bo nie chcą płacić na nie swoje
dzieci. Ale to część prawdy. To też znak naszych czasów, rezultat zmian
społecznych i kulturowych, które obserwujemy. Rozluźniają się więzi
międzyludzkie, coraz więcej małżeństw się rozpada. Ludzie nie są siebie
pewni i czasami postanawiają sprawdzić, czy ich dzieci są naprawdę ich. To
dość ryzykowne, bo zaproponowanie swojemu partnerowi "zróbmy badania DNA" to
powiedzenie nie wprost "nie mam do Ciebie zaufania".
Bardzo często są to decyzje pochopne. Z badań prywatnych instytutów
wynika, że w ok. 90 proc. przypadków ojcostwo się jednak potwierdza.
- Tyle że tysiące mężczyzn płaci alimenty na nie swoje dzieci. Żalą
się, że mimo dobrodziejstw badania DNA nie mogą udowodnić przed sądem, że to
nie oni są ojcami. Dlaczego tak się dzieje? Czy polskie prawo ich
dyskryminuje?
- Tak. Dzisiaj badania DNA dają mężczyźnie prawie 100 proc. pewności,
czy dziecko jest ich, czy też nie. Niestety, nasze sądy najczęściej nie
dopuszczają tego dowodu. Polscy sędziowie przyjmują, że najważniejsze jest
dobro dziecka - czyli po prostu każde dziecko, za wszelką cenę, musi mieć
ojca.
- I nie jest ważne czy jest to prawdziwy, biologiczny tata?
- Nie. Odbywa się łapanie pierwszego lepszego. Powinno wszystkim
zależeć, żeby alimenty płacił i wychowywał dzieci ten prawdziwy ojciec. A
wiadomo, że ktoś wrobiony w ojcostwo najczęściej buntuje się. Obarczony
byciem tatą uchyla się od płacenia alimentów, a co najgorsze - w ogóle nie
kontaktuje się z dzieckiem. Taki ojciec z łapanki to nie jest dobry ojciec.
- Ale jak znaleźć tego prawdziwego?
- Gdyby sąd poważnie traktował badania DNA, to wtedy matki-naciągaczki
wiedziałyby, że nie mają szans wrobić kogoś "niewinnego" w ojcostwo. Nie
miałyby szans kręcić, lecz musiałyby wskazać na prawdziwego sprawcę ciąży.
Jest inaczej. Bałagan w polskim prawodawstwie rodzinnym pozwala na
kombinowanie. Znam kilka przypadków, kiedy matka współżyjąc z kilkoma
mężczyznami wrabiała w ojcostwo tego najbogatszego. Chory system
demoralizuje ludzi. Rozwiązania z polskiego sądownictwa rodzinnego to nie są
działania na rzecz dobra dziecka. Istnieją orzeczenia Sądu Najwyższego,
które pozwalałyby sędziom opierać się na dowodzie DNA. Jednak środowisko
polskich sędziów jest skostniałe i ciągle nie może się przełamać
Użytkownik "DATO" <n...@i...biz> napisał w wiadomości
news:be5n13$beb$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Polecam ten artykul szczegolnie sedziom i prokuratorom, gdyz to oni kreuja
> takie prawo w Polsce
>
http://www.superexpress.pl/iso/dzisiaj/magazyn/repor
taz_week/reportaz_week_1
> .shtml
>
>
begin 666 spacer_b.gif
K1TE&.#EA`0`!`( ``````/___R'Y! ``````+ `````!``$```("1 $`.P``
`
end
-
3. Data: 2003-07-05 06:28:08
Temat: Re: zaprzeczenie ojcostwa a polskie prawo
Od: Artur Drzewiecki <d...@n...poczta.cierpie.onet.spamu.pl.qvx>
Aczkolwiek piszę 1. raz na tej grupie, to jednak pozwolę sobie
skomentować ten tekst.
Zacznijmy od tego, że w państwach skandynawskich przyjęta jest zasada,
że kobiecie wolno tylko RAZ złożyć pozew o ustalenie ojcostwa i w tym
pozwie musi podać wszystkich potencjalnych kandydatów.
Podczas, gdy w Polsce może pozywać kolejnych zgodnie z zasadą: "A nuż
się uda i ten się nada.".
Po drugie - te prywatne firmy i te ekspertyzy wymazów z policzka etc. -
bardzo złożony problem.
Bo są tam zarówno renomowane laboratoria, które w ten sposób "dorabiają"
sobie, jak i hochsztaplerskie firmy (aparatura tanieje a w biznesie
liczy się reklama; ekspertyzy krwi i HLA nie dały się sprywatyzować, bo
surowice są drogie).
Poza tym ekspertyza mająca moc dowodu musi być wykonana w certyfikowanym
laboratorium, poza tym MUSI zostać sprawdzona komisyjnie tożsamość
wszystkich osób, od których pobiera się materiał. Wymazy często
przesyłane pocztą niegdzie na świecie nie zostałyby przyjęte jako dowód.
Tak więc - rzeczywiście sądy rodzinne w Polsce często są skostniałe i
"robią bydło", ale z drugiej strony też sami mężczyźni niewiele wiedzą i
dają się nabierać na reklamy.
> Polowanie na tatusia
> Choć badanie kodu genetycznego DNA może ustalić ojcostwo z niemal
>stuprocentową pewnością, to ciągle rzadko bywa dowodem dla polskich sądów.
Vide powyżej - większość ekspertyz przedstawianych to właśnie z
"prywatnych firm" (renomowana firma informuje, że taka normalna
ekspertyza nie może stanowić dowodu a dowody sądowe są droższe u nich
czy gdzie indziej; nierenomowana nie i delikwent się na to nabiera, albo
jest poinformowany, ale liczy, że może się uda).
>Tymczasem co dziesiąty z "alimenciarzy" płaci na nie swoje dziecko.
Być może, ale nie zawsze wynika to z błędów metod serologicznych
(badania kilkunastu antygenów grupowych krwi dają 95% skuteczność
wykluczeniową, badania HLA 99%) - mogli np. przegapić termin 6 miesięcy
(małżeństwa szczególnie).
> - Po latach niepewności wziąłem 8-letniego już wtedy "syna" za rękę i
>poszliśmy na pobranie próbek (wymaz z błony śluzowej policzka). W
>specjalnych kopertach wysłałem je potem do Warszawy, do jednego z
>instytutów, gdzie robią badania DNA.
Vide powyżej - ciekaw jestem, czy dał się nabrać, czy wiedział, ale
liczył, że się uda.:-)
> Śmiech: - Nic a nic. Od urodzenia wielu ludzi mówiło mi, że nie jest
>mój. Biłem się z myślami, bo urodził się w kwietniu, dziewięć miesięcy po
>wakacjach, których nie spędzałem z żoną. Byliśmy wtedy pokłóceni, nasze
>małżeństwo przeżywało kolejny kryzys - opowiada.
Hmm a dlaczego wtedy nie wniósł o zaprzeczenie ojcostwa?
> Po badaniu odetchnął, ale do pełni szczęścia droga jeszcze długa.
>Zawiadomił prokuraturę, ale ta nie uznała wyniku badania DNA robionego w
>prywatnym instytucie.
I słusznie.
> Prokurator Jolanta Kornakiewicz wyjaśniła mu w piśmie: "Matka dziecka
>zaprzeczyła, aby małoletni Patryk nie był pana synem, a nadto odmówiła
>poddania się badaniom DNA".
Cóż - prokuratury, które są władne do wnoszenia pozwów o zaprzeczenie
ojcostwa po upływie ustawowego terminu często niestety umywają ręce.
Jest Prokuratura Apelacyjna - można spróbować.
> - Myślałem, że to głupi żart. Bo ja swoje wiem - podobała mi się, ale
>do niczego między nami nie doszło. Żebym choć raz się z nią przespał... A
>tak mam pewność, że z tym jej - teraz 20-letnim synem - nie mam nic
>wspólnego.
Być może, ale skąd wiadomo, że on mówi prawdę?
Zresztą warto wiedzieć, że do zapłodnienia może dojść np. przy
zaawansowanym pettingu, kiedy wytrysk następuje poza pochwą.
> - Pracuję od rana do wieczora. Zapłacę alimenty i niewiele mi
>zostaje - denerwuje się. Gdy urodził się Tomasz, od razu nie uznał go za
>swego syna. Sąd zlecił wykonanie badań krwi. Dowiedział się, że "ojcostwa
>wykluczyć nie można" i sąd zasądził alimenty.
20 lat temu stosowano badania mniejszej liczby antygenów grupowych,
ale...
> Skierował doniesienie do prokuratury: jego dawna znajoma Halina
>kłamała przed sądem i wyłudziła od niego alimenty. Domagał się
>przeprowadzenia badania kodu DNA. Prokurator przystała na jego żądania, ale
>do badania DNA nie doszło. Dochodzenie umorzono.
Vide to, co napisałem o prokuraturach.
> - Halina P. była świadkiem w sprawie. Została pouczona o swoich
>uprawnieniach i nie wyraziła zgody na badanie krwi swojej i dziecka. To był
>jedyny dowód i gdy wyczerpały się możliwości dowodowe mogące potwierdzić
>zaistnienie przestępstwa, postępowanie karne należało umorzyć - wyjaśniała
>D. Bernacik-Stępień z Prokuratury Rejonowej w Jarocinie.
Jw.
> - Może zmieni się prawo, a może syn dorośnie i postanowi się
>przebadać - marzy. Tak czy inaczej namawia mężczyzn,
> polskimi sądami graniczy jednak z cudem. Czekam na zmianę
>prawa - mówi Dariusz Grabiec
Vide - początek.
> - Matki w perfidny sposób grają na uczuciach ojców. Wykorzystują przy
>tym bogu ducha winne dzieci. Gdy masz wątpliwości, czy dziecko jest twoje -
>zaprzecz ojcostwu. Sąd zleci wtedy badania DNA. Ale masz na to tylko sześć
>miesięcy - przestrzega Grabiec.
Mądry Polak po szkodzie.
> Czesława Sidło z Myślenic (prywatny przedsiębiorca, 38 lat)
>przekonywać nie trzeba. - DNA to największy wynalazek XX wieku - mówi
>entuzjastycznie. Na urlopie w Rewalu nad Bałtykiem poznał rozwódkę z dwójką
>dzieci.
> - Miałem wobec niej poważne plany. Poszliśmy do łóżka, ale okazało
>się, że nie byłem jej jedynym partnerem. Więc kiedy po trzech miesiącach
>przyjechała do mnie w ciąży - zgłupiałem. Gdy dziecko się urodziło - nie
>uznałem go. Badania DNA, które zlecił sąd, przesądziły, że dziecko nie jest
>moje - opowiada.
Typowe - kobieta pozwała najbogatszego, ale się nie udało.:-)
>Podobnie było w przypadku dziecka Marka z Hrubieszowa
>(inżynier, 35 lat). Trzy miesiące temu urodził mu się syn. - Żona miała
>romans. W tym czasie zaszła w ciążę. Miałem wątpliwości: czy dziecko jest
>moje? Wspólnie zdecydowaliśmy - robimy DNA. Gdy otwierałem kopertę z
>wynikiem, nogi się pode mną ugięły - dziecko jest nie moje! Minęło już kilka
>tygodni, a ja ciągle nie mogę w to uwierzyć - opowiada drżącym głosem.
>Patrzy w podłogę. Czy nie żałuje, że nie zaufał żonie "na słowo"?
> - Przez chwilę byłem zły. Uważałem, że zbytnia dociekliwość mnie
>zgubiła. Dziś jednak wiem, że to była jedyna słuszna decyzja - mówi.
>Zaprzeczył ojcostwu. Czeka na rozprawę w sądzie. O swoim małżeństwie mówi:
>"strzępy". Nie wie, czy uda mu się je poskładać, ale jednego jest pewien:
> - Prawda, nawet najgorsza, jest lepsza niż życie w kłamstwie czy
>niepewności.
Trochę dziwne - nie rozwodzi się - może więzy ekonomiczne.:-)
> - Tak. Dzisiaj badania DNA dają mężczyźnie prawie 100 proc. pewności,
>czy dziecko jest ich, czy też nie. Niestety, nasze sądy najczęściej nie
>dopuszczają tego dowodu.
Vide moje słowa o warunkach prawidłowej ekspertyzy.
>Polscy sędziowie przyjmują, że najważniejsze jest
>dobro dziecka - czyli po prostu każde dziecko, za wszelką cenę, musi mieć
>ojca.
To też.:-(
> - Nie. Odbywa się łapanie pierwszego lepszego. Powinno wszystkim
>zależeć, żeby alimenty płacił i wychowywał dzieci ten prawdziwy ojciec. A
>wiadomo, że ktoś wrobiony w ojcostwo najczęściej buntuje się. Obarczony
>byciem tatą uchyla się od płacenia alimentów, a co najgorsze - w ogóle nie
>kontaktuje się z dzieckiem. Taki ojciec z łapanki to nie jest dobry ojciec.
Racja.
> - Gdyby sąd poważnie traktował badania DNA, to wtedy matki-naciągaczki
>wiedziałyby, że nie mają szans wrobić kogoś "niewinnego" w ojcostwo. Nie
>miałyby szans kręcić, lecz musiałyby wskazać na prawdziwego sprawcę ciąży.
>Jest inaczej. Bałagan w polskim prawodawstwie rodzinnym pozwala na
>kombinowanie. Znam kilka przypadków, kiedy matka współżyjąc z kilkoma
>mężczyznami wrabiała w ojcostwo tego najbogatszego. Chory system
>demoralizuje ludzi. Rozwiązania z polskiego sądownictwa rodzinnego to nie są
>działania na rzecz dobra dziecka. Istnieją orzeczenia Sądu Najwyższego,
>które pozwalałyby sędziom opierać się na dowodzie DNA. Jednak środowisko
>polskich sędziów jest skostniałe i ciągle nie może się przełamać
Owszem - jest kilka czynników:
- słabe ustawodawstwo,
- przyzwyczajenia sędziów,
- reklamy firm, które wyciągają pieniądze od naiwnych.
--
Politycznie niepoprawny Artur Drzewiecki.
W Polsce wszyscy znają się na prawie, medycynie i informatyce.
Usuń "nie.", "cierpie.", "spamu." i ".qvx" z mego adresu w nagłówku.