eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawozaprzeczenie ojcostwa a polskie prawo › Re: zaprzeczenie ojcostwa a polskie prawo
  • Path: news-archive.icm.edu.pl!news.icm.edu.pl!news.atman.pl!newsfeed.tpinternet.pl!at
    lantis.news.tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
    From: "DATO" <n...@i...biz>
    Newsgroups: pl.soc.prawo
    Subject: Re: zaprzeczenie ojcostwa a polskie prawo
    Date: Sat, 5 Jul 2003 07:21:36 +0200
    Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
    Lines: 251
    Message-ID: <be5n5d$bls$1@nemesis.news.tpi.pl>
    References: <be5n13$beb$1@nemesis.news.tpi.pl>
    NNTP-Posting-Host: qd52.neoplus.adsl.tpnet.pl
    X-Trace: nemesis.news.tpi.pl 1057382382 11964 80.50.67.52 (5 Jul 2003 05:19:42 GMT)
    X-Complaints-To: u...@t...pl
    NNTP-Posting-Date: Sat, 5 Jul 2003 05:19:42 +0000 (UTC)
    X-Priority: 3
    X-MSMail-Priority: Normal
    X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2600.0000
    X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2600.0000
    Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.prawo:153643
    [ ukryj nagłówki ]

    Przepraszam blad w linku:

    Polowanie na tatusia
    Choć badanie kodu genetycznego DNA może ustalić ojcostwo z niemal
    stuprocentową pewnością, to ciągle rzadko bywa dowodem dla polskich sądów.
    Tymczasem co dziesiąty z "alimenciarzy" płaci na nie swoje dziecko.
    "Złapani na dziecko" latami walczą o sprawiedliwość. Popularne od
    kilku lat badania DNA dały im nadzieje, ale niewiele więcej. - Wiem, że
    Patryk nie jest moim synem, ale co z tego. Prokuratura i sądy są
    niewzruszone. Eks-żona kpi ze mnie w żywe oczy i wyłudza pieniądze...
    Wszystko w majestacie prawa. Czy nic nie można zrobić? - denerwuje się
    Dariusz Grabiec, rozwiedziony ekonomista z Katowic.


    Takich ludzi jak on są w Polsce tysiące. Zaciskają zęby i płacą
    alimenty albo wychowują nie swoje dzieci. Czy badania kodu genetycznego DNA
    są dla nich szansą? Czy mogą im pomóc?
    Uniki jak kłamstwo
    - Już mi pomogły - cieszy się Grabiec. - Dzięki DNA dowiedziałem się o
    zdradzie żony i ustaliłem, że dziecko nie jest moje. Rozwiodłem się,
    założyłem nową rodzinę, odżyłem psychicznie - wylicza. Gdy dwa lata temu
    usłyszał w telewizji o DNA, zaświtał mu w głowie chytry plan.

    - Po latach niepewności wziąłem 8-letniego już wtedy "syna" za rękę i
    poszliśmy na pobranie próbek (wymaz z błony śluzowej policzka). W
    specjalnych kopertach wysłałem je potem do Warszawy, do jednego z
    instytutów, gdzie robią badania DNA.

    - Gdy robiliśmy te badania, czułem się bardzo dziwnie. Było mi głupio
    przed sobą, przed dzieckiem, ale musiałem raz na zawsze rozwiać wątpliwości,
    bo niepewność mnie zabijała. Nie spałem po nocach, żyłem w ciągłym stresie.
    Po paru dniach przyszła odpowiedź:

    "Na podstawie przeprowadzonych badań w zakresie jedenastu układów
    genotypu "Patryka - dziecka" stwierdzono niezgodność alleli (fragmenty
    chromosomów - red.) z występującymi w genotypie "Dariusza Grabca". Uzyskane
    wyniki upoważniają do stwierdzenia o wykluczeniu ojcostwa "Dariusza Grabca"
    w stosunku do "Patryka"

    - Poznałem prawdę. Zrobiłem to dla siebie, ale też dla tego chłopca.
    Nie umiem mu powiedzieć, kto jest jego ojcem, ale usłyszy, że to nie jestem
    ja - mówi Grabiec. Ma 35 lat, jest kierownikiem we francuskiej firmie.
    Wygadany, przebojowy, pogodny. Mówi, że gdyby nie kłopoty rodzinne, byłby
    najszczęśliwszym człowiekiem w Polsce.

    Patryka, jako syna, nie kochał nigdy.

    - Musiałem nauczyć się panować nad emocjami. Czułem, że wychowywanie
    dziecka, którego nie jestem ojcem, jest ponad moje siły. Szkoda chłopaka. On
    nie jest niczemu winien, ale nie chcę go okłamywać - mówi.

    - Jest do pana choć trochę podobny? - pytam.

    Śmiech: - Nic a nic. Od urodzenia wielu ludzi mówiło mi, że nie jest
    mój. Biłem się z myślami, bo urodził się w kwietniu, dziewięć miesięcy po
    wakacjach, których nie spędzałem z żoną. Byliśmy wtedy pokłóceni, nasze
    małżeństwo przeżywało kolejny kryzys - opowiada.

    Po badaniu odetchnął, ale do pełni szczęścia droga jeszcze długa.
    Zawiadomił prokuraturę, ale ta nie uznała wyniku badania DNA robionego w
    prywatnym instytucie. Zleciła podobną ekspertyzę Zakładowi Medycyny Sądowej
    Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach. Dziecko i matka na badania nie
    dotarły.

    - Była żona woli kłamać i stosować uniki, a polskie prawo jej w tym
    pomaga - narzeka.

    Prokurator Jolanta Kornakiewicz wyjaśniła mu w piśmie: "Matka dziecka
    zaprzeczyła, aby małoletni Patryk nie był pana synem, a nadto odmówiła
    poddania się badaniom DNA".

    Zadzwoniłem do pani Kariny, nie była zbyt rozmowna: - Nie muszę się
    tłumaczyć. Mój były mąż to wielki skąpiec pozbawiony uczuć rodzinnych. To
    głaz. To żenujące, że opowiada o naszych sprawach gazecie - zezłościła się i
    grzecznie poprosiła o odłożenie słuchawki.

    Grabiec bezradnie rozkłada ręce:

    - Jej zaufali "na słowo", a ja mam kłopot. Chce, żebym płacił na
    dziecko aż tysiąc złotych. Za kilka dni kolejna rozprawa i sąd może na to
    przystać, bo dobrze zarabiam - martwi się.

    Nie chciała DNA


    Kazimierz Kulisz (47 lat), kawaler ze wsi Karsy pod Kaliszem,
    twierdzi, że z Haliną P. z Pleszewa widywał się jedynie przez trzy miesiące.
    Tylko widywał. O szczegółach znajomości napisał m.in. do rzecznika praw
    obywatelskich:

    "Oświadczam, że z dawną znajomą Haliną P. nie łączyły mnie żadne
    związki intymne, a jej syn Tomasz nie jest moim synem. Ta kobieta zniszczyła
    mi życie. Mam poczucie wielkiej niesprawiedliwości i krzywdy, której
    doświadczyłem od sądu i tej kobiety. Dlaczego tak łatwo człowiekowi złamać w
    Polsce życie?" - pytał.

    Opowiada: - Był rok 1983. Halina kończyła technikum. Poznaliśmy się
    przez jej siostrę. Zajechałem do Haliny parę razy, ale nagle ze mną zerwała.
    "Nie to nie, swój honor mam" - pomyślałem.

    Zaczął oglądać się już za kolejną kandydatką na żonę, gdy któregoś
    dnia usłyszał, że jego "była" jest w ciąży. I, że to jego robota:

    - Myślałem, że to głupi żart. Bo ja swoje wiem - podobała mi się, ale
    do niczego między nami nie doszło. Żebym choć raz się z nią przespał... A
    tak mam pewność, że z tym jej - teraz 20-letnim synem - nie mam nic
    wspólnego.

    Szpakowaty wąs, spracowane dłonie. Kazimierz żyje ze złomu. Jeździ
    swoim starym Roburem i zbiera żelastwo.

    - Pracuję od rana do wieczora. Zapłacę alimenty i niewiele mi
    zostaje - denerwuje się. Gdy urodził się Tomasz, od razu nie uznał go za
    swego syna. Sąd zlecił wykonanie badań krwi. Dowiedział się, że "ojcostwa
    wykluczyć nie można" i sąd zasądził alimenty.

    Mijały lata. Kulisz podupadł na zdrowiu. Zobojętniał na docinki ludzi.
    Stracił siły, żeby walczyć o sprawiedliwość. Z chłopakiem i jego matką nie
    utrzymuje kontaktu. Pogardza nimi. Widują się jedynie w sądzie.

    - Pogodziłem się, że przez lata będę jeszcze bulił, aż któregoś dnia
    znalazłem na złomie gazetę. Pisali w niej o DNA. Olśniło mnie: "Gdy wrobiła
    mnie w ojcostwo, DNA nie było przecież znane. Pomyślałem, że oto pojawiła
    się dla mnie wielka szansa". Postanowiłem zawalczyć - opowiada.

    Skierował doniesienie do prokuratury: jego dawna znajoma Halina
    kłamała przed sądem i wyłudziła od niego alimenty. Domagał się
    przeprowadzenia badania kodu DNA. Prokurator przystała na jego żądania, ale
    do badania DNA nie doszło. Dochodzenie umorzono.

    - Halina P. była świadkiem w sprawie. Została pouczona o swoich
    uprawnieniach i nie wyraziła zgody na badanie krwi swojej i dziecka. To był
    jedyny dowód i gdy wyczerpały się możliwości dowodowe mogące potwierdzić
    zaistnienie przestępstwa, postępowanie karne należało umorzyć - wyjaśniała
    D. Bernacik-Stępień z Prokuratury Rejonowej w Jarocinie.

    - Dlaczego mam ponosić konsekwencje czyjegoś grzechu, skoro jestem
    niewinny - pyta z rozpaczą. Zaciska nerwowo pięści.

    Pół roku i...



    - Może zmieni się prawo, a może syn dorośnie i postanowi się
    przebadać - marzy. Tak czy inaczej namawia mężczyzn,
    polskimi sądami graniczy jednak z cudem. Czekam na zmianę
    prawa - mówi Dariusz Grabiec
    Foto | Tomasz Barański
    Dariusz Grabiec (ten z Katowic) też kiedyś był bardzo nerwowy.
    Ostatnio do swoich kłopotów podchodzi coraz spokojniej. Czeka.

    - Może zmieni się prawo, a może syn dorośnie i postanowi się
    przebadać - marzy. Tak czy inaczej namawia mężczyzn, żeby byli twardzi:

    - Matki w perfidny sposób grają na uczuciach ojców. Wykorzystują przy
    tym bogu ducha winne dzieci. Gdy masz wątpliwości, czy dziecko jest twoje -
    zaprzecz ojcostwu. Sąd zleci wtedy badania DNA. Ale masz na to tylko sześć
    miesięcy - przestrzega Grabiec.

    Czesława Sidło z Myślenic (prywatny przedsiębiorca, 38 lat)
    przekonywać nie trzeba. - DNA to największy wynalazek XX wieku - mówi
    entuzjastycznie. Na urlopie w Rewalu nad Bałtykiem poznał rozwódkę z dwójką
    dzieci.

    - Miałem wobec niej poważne plany. Poszliśmy do łóżka, ale okazało
    się, że nie byłem jej jedynym partnerem. Więc kiedy po trzech miesiącach
    przyjechała do mnie w ciąży - zgłupiałem. Gdy dziecko się urodziło - nie
    uznałem go. Badania DNA, które zlecił sąd, przesądziły, że dziecko nie jest
    moje - opowiada. Podobnie było w przypadku dziecka Marka z Hrubieszowa
    (inżynier, 35 lat). Trzy miesiące temu urodził mu się syn. - Żona miała
    romans. W tym czasie zaszła w ciążę. Miałem wątpliwości: czy dziecko jest
    moje? Wspólnie zdecydowaliśmy - robimy DNA. Gdy otwierałem kopertę z
    wynikiem, nogi się pode mną ugięły - dziecko jest nie moje! Minęło już kilka
    tygodni, a ja ciągle nie mogę w to uwierzyć - opowiada drżącym głosem.
    Patrzy w podłogę. Czy nie żałuje, że nie zaufał żonie "na słowo"?

    - Przez chwilę byłem zły. Uważałem, że zbytnia dociekliwość mnie
    zgubiła. Dziś jednak wiem, że to była jedyna słuszna decyzja - mówi.
    Zaprzeczył ojcostwu. Czeka na rozprawę w sądzie. O swoim małżeństwie mówi:
    "strzępy". Nie wie, czy uda mu się je poskładać, ale jednego jest pewien:

    - Prawda, nawet najgorsza, jest lepsza niż życie w kłamstwie czy
    niepewności.

    Imię jednego z bohaterów zostało zmienione




    Ojciec z łapanki to nie jest dobry ojciec
    Mówi ROBERT KUCHARSKI, pedagog, prezes Stowarzyszenia na rzecz
    Równouprawnienia i Poszanowania Prawa

    - Coraz częściej mężczyźni zaprzeczają ojcostwu. Dlaczego?
    - Można odpowiedzieć banalnie - bo nie chcą płacić na nie swoje
    dzieci. Ale to część prawdy. To też znak naszych czasów, rezultat zmian
    społecznych i kulturowych, które obserwujemy. Rozluźniają się więzi
    międzyludzkie, coraz więcej małżeństw się rozpada. Ludzie nie są siebie
    pewni i czasami postanawiają sprawdzić, czy ich dzieci są naprawdę ich. To
    dość ryzykowne, bo zaproponowanie swojemu partnerowi "zróbmy badania DNA" to
    powiedzenie nie wprost "nie mam do Ciebie zaufania".

    Bardzo często są to decyzje pochopne. Z badań prywatnych instytutów
    wynika, że w ok. 90 proc. przypadków ojcostwo się jednak potwierdza.

    - Tyle że tysiące mężczyzn płaci alimenty na nie swoje dzieci. Żalą
    się, że mimo dobrodziejstw badania DNA nie mogą udowodnić przed sądem, że to
    nie oni są ojcami. Dlaczego tak się dzieje? Czy polskie prawo ich
    dyskryminuje?
    - Tak. Dzisiaj badania DNA dają mężczyźnie prawie 100 proc. pewności,
    czy dziecko jest ich, czy też nie. Niestety, nasze sądy najczęściej nie
    dopuszczają tego dowodu. Polscy sędziowie przyjmują, że najważniejsze jest
    dobro dziecka - czyli po prostu każde dziecko, za wszelką cenę, musi mieć
    ojca.

    - I nie jest ważne czy jest to prawdziwy, biologiczny tata?
    - Nie. Odbywa się łapanie pierwszego lepszego. Powinno wszystkim
    zależeć, żeby alimenty płacił i wychowywał dzieci ten prawdziwy ojciec. A
    wiadomo, że ktoś wrobiony w ojcostwo najczęściej buntuje się. Obarczony
    byciem tatą uchyla się od płacenia alimentów, a co najgorsze - w ogóle nie
    kontaktuje się z dzieckiem. Taki ojciec z łapanki to nie jest dobry ojciec.

    - Ale jak znaleźć tego prawdziwego?
    - Gdyby sąd poważnie traktował badania DNA, to wtedy matki-naciągaczki
    wiedziałyby, że nie mają szans wrobić kogoś "niewinnego" w ojcostwo. Nie
    miałyby szans kręcić, lecz musiałyby wskazać na prawdziwego sprawcę ciąży.
    Jest inaczej. Bałagan w polskim prawodawstwie rodzinnym pozwala na
    kombinowanie. Znam kilka przypadków, kiedy matka współżyjąc z kilkoma
    mężczyznami wrabiała w ojcostwo tego najbogatszego. Chory system
    demoralizuje ludzi. Rozwiązania z polskiego sądownictwa rodzinnego to nie są
    działania na rzecz dobra dziecka. Istnieją orzeczenia Sądu Najwyższego,
    które pozwalałyby sędziom opierać się na dowodzie DNA. Jednak środowisko
    polskich sędziów jest skostniałe i ciągle nie może się przełamać


    Użytkownik "DATO" <n...@i...biz> napisał w wiadomości
    news:be5n13$beb$1@nemesis.news.tpi.pl...
    > Polecam ten artykul szczegolnie sedziom i prokuratorom, gdyz to oni kreuja
    > takie prawo w Polsce
    >
    http://www.superexpress.pl/iso/dzisiaj/magazyn/repor
    taz_week/reportaz_week_1
    > .shtml
    >
    >


    begin 666 spacer_b.gif
    K1TE&.#EA`0`!`( ``````/___R'Y! ``````+ `````!``$```("1 $`.P``
    `
    end

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1