Ave!

Mam dylemat... Znajoma z czasów studiów, z którą mam raczej słaby
obecnie kontakt, czasem podsyła mi różne kontrowersyjne wg niej dyskusje
na twarzoksiążce. Kontrowersyjne wg niej, bo strasznie zdewociała.

W toku jednej z dyskusji wyszło, że jakby usłuszałą jakiś głos każący
zabić jej dzieci i ten głos podawałby się za "boga", to nie widzi w tym
niczego złego - wszak to marne życie na tym świecie to tylko wstęp do
prawdziwego, więc śmierć "tutaj" nie jest prawdziwą śmiercią, a ponieważ
i tak ludzie są WŁASNOŚCIĄ tego "boga" i winni są mu absolutne
posłuszeństwo wszystki czego ten "bóg" żąda jest z definicji moralne,
właściwe i bezwzględnie konieczne (jej słowa).

Wiadomo, że zdrowy psychicznie człowiek żadnego "głosu" normalnie nie
usłyszy... ale z drugiej strony do tej pory zdrowy psychicznie człowiek,
nawet deklarujący się jako wierzący, opowiedziałby takiemu głosowi
"pierdol się" po czym poleciałby szybko do lekarza (z pobieżnej ankiety
wśród innych znajomych deklarujących się jako wierzący) - bo ktoś mający
choćby podstawy wiedzy o działaniu ludzkiego organizmu będzie wiedział,
że zatrucie (np. jakiś psylocybek omyłkowo w omlecie), gorączka, jakiś
stary uraz głowy itepe mogą wywołać różne dziwne omamy, a osoby wierzące
mogą mieć tendencję do halucynacji w temacie ich religii.

I teraz mam dylemat - czy powinienem zawiadomić jakieś służby? Niby
ryzyko że dozna jakichś omamów nie powinno być zbyt duże, ale z drugiej
strony takie rzeczy się zdarzają (np. Deanna Laney - dwóch synów
zamordowanych, a trzeci oślepiony i upośledzony umysłowo wskutek obrażeń
mózgu).

--
Świadomie psujący kodowanie i formatowanie wierszy
są jak srający z lenistwa i głupoty na środku pokoju.
I jeszcze ci durnie tłumaczą to nowoczesnością...