eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawo"Komenda może zapłacić za pobyt w więzieniu" - żart czy realna możliwość?Re: "Komenda może zapłacić za pobyt w więzieniu" - żart czy realna możliwość?
  • Data: 2019-01-30 18:24:24
    Temat: Re: "Komenda może zapłacić za pobyt w więzieniu" - żart czy realna możliwość?
    Od: u2 <u...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    W dniu 30.01.2019 o 11:33, Stokrotka pisze:
    >
    > Rozumiem, że ofiary porwanego i rozbitego samolotu powinny zapłacić za
    > samolot?
    >


    sto-krotnie:)

    Nadzorca wzywa
    pana! - zawołano.Tym, co go przestraszyło,
    był krzyk, ten krótki, urywany żołnierski wrzask, o który
    by nigdy strażnika Franciszka nie posądzał. Sam rozkaz był
    mu pożądany.- Wreszcie! - odkrzyknął, zamknął
    szafkę i natychmiast pobiegł do sąsiedniego pokoju.Tam stali obaj
    strażnicy i, jakby się
    to samo przez się rozumiało, zagnali go z powrotem do pokoju.- Co wam
    przyszło do
    głowy! - wołali. - W koszuli chcecie iść do nadzorcy? Każe
    was obić i nas w dodatku.- Puśćcie mnie, do diabła! - wołał
    K., którego już przyparli do szafy. - Nie można wymagać ode mnie
    odświętnego stroju, skoro napada się na mnie w łóżku.- Trudna rada -
    powiedzieli strażnicy,
    którzy zawsze ilekroć K. podnosił głos, uspokajali się, nawet wprost
    smutnieli, co go mieszało i poniekąd otrzeźwiało.- Śmieszne ceremonie -
    mruczał
    jeszcze, ale już zdjął ubranie z krzesła i trzymał je chwilę
    w obu rękach, jakby poddawał je ocenie strażników. Potrząsnęli
    głowami.- To musi być czarne ubranie
    - powiedzieli.Na to K. rzucił ubranie na podłogę
    i sam nie rozumiejąc, w jakim sensie to mówi, powiedział:- Przecież to
    jeszcze nie jest rozprawa
    główna.Strażnicy uśmiechnęli się, lecz
    obstawali przy swoim:- To musi być czarne ubranie.- Jeśli przez to
    przyspieszę sprawę,
    niech już będzie - powiedział K., otworzył sam szafę i szukał
    długo pomiędzy garniturami, wybrał najlepszy czarny żakiet, który
    swoim krojem wywołał sensację wśród znajomych, wyciągnął także
    inną koszulę i zaczął się starannie ubierać. W skrytości ducha
    sądził, że udało mu się przyspieszyć całą sprawę przez to,
    że strażnicy zapomnieli zmusić go do kąpieli. Obserwował ich,
    czy sobie tego może jednak nie przypomną, ale oni oczywiście wcale
    na to nie wpadli, natomiast Willem nie zapomniał wysłać Franciszka
    do nadzorcy z doniesieniem, że K. się ubiera.Gdy był już zupełnie
    ubrany, musiał
    przejść obok Willema przez pusty pokój sąsiedni do następnego,
    którego dwuskrzydłowe drzwi były już na oścież otwarte. Ten
    pokój, jak K. dobrze o tym wiedział, zamieszkiwała od niedawna
    niejaka panna Burstner, stenotypistka, która zwykła była bardzo
    wcześnie wychodzić do pracy, późno wracała do domu i z którą
    K. zamienił był zaledwie parę razy pozdrowienia. Teraz wysunięto na
    środek pokoju stolik nocny sprzed jej łóżka, niby stół na rozprawie
    sądowej i za nim zasiadł dozorca. Założył nogę na nogę i jedno
    ramię oparł na poręczy krzesła.W jednym kącie pokoju stali trzej młodzi
    ludzie i przypatrywali się fotografiom panny Burstner zatkniętym
    w wiszącą na ścianie trzcinową matę. Na klamce otwartego okna
    wisiała biała bluzka. Z okna naprzeciw znowu wychylali się oboje
    starzy, ale grupa powiększyła się, bo za nimi stał znacznie od
    nich wyższy mężczyzna z rozpiętą na piersiach koszulą, który
    przebierał palcami w swojej rudawej spiczastej bródce.- Józef K.? -
    spytał nadzorca,
    może tylko po to, aby ściągnąć na siebie jego latający wzrok.K.
    przytaknął.- Pan jest zapewne bardzo zaskoczony
    wypadkami dzisiejszego ranka? - spytał nadzorca i przesunął przy
    tym obiema rękami kilka przedmiotów leżących na stoliku: świecę,
    zapałki, książkę i poduszeczkę na szpilki, jakby to były przedmioty
    potrzebne mu do rozprawy.- Pewnie - odparł K. i ogarnęło go
    miłe uczucie zadowolenia, że wreszcie ma do czynienia z człowiekiem
    rozumnym i może z nim mówić o swojej sprawie. - Bez wątpienia,
    jestem zaskoczony, ale znowu nie tak bardzo.- Nie bardzo zaskoczony? -
    spytał
    nadzorca i postawił świecę na środku stolika, grupując wokoło
    niej inne przedmioty
    - Może mnie pan źle zrozumie
    - śpiesznie zauważył K. - Przyznaję - tu przerwał
    i obejrzał się za jakimś krzesłem. - Mogę chyba
    usiąść? - zapytał.- To u nas nie jest przyjęte
    - odpowiedział nadzorca.- Przyznaję - rzekł K. już bez
    dalszej przerwy - że jestem bądź co bądź bardzo zaskoczony,
    ale gdy się żyło na świecie trzydzieści lat i samemu musiało
    się przez życie przebijać, jak to mnie przypadło w udziale,
    człowiek staje się odporny i nie bierze już tak poważnie żadnych
    niespodzianek. Zwłaszcza takich jak ta dzisiejsza.- Dlaczego zwłaszcza
    takich jak ta
    dzisiejsza?- Nie mówię, że uważam to wszystko
    za żart, na to poczynione przygotowania wydają mi się jednak zbyt
    daleko idące. Należałoby wmieszać w to wszystkie osoby pensjonatu,
    a także was wszystkich, a to by przekraczało granice żartu. Nie
    chcę więc mówić, że to jest żart.- Całkiem słusznie - powiedział
    nadzorca i obliczał, ile jest zapałek w pudełku.- Z drugiej jednak
    strony - ciągnął
    dalej K. i zwrócił się przy tym do wszystkich, a chętnie byłby się
    nawet zwrócił jeszcze do tych trzech przy fotografiach - z drugiej
    jednak strony cała ta sprawa nie może być bardzo ważna. Wnioskuję
    to z tego, że jestem wprawdzie oskarżony, ale nie mogę znaleźć
    najmniejszej winy, o którą można by mnie było oskarżyć. Ale
    i to jest drugorzędną sprawą. Kto mnie oskarża? - oto
    zasadnicze pytanie. Jaka władza prowadzi dochodzenie? Czy pan jest
    urzędnikiem? Nikt z was nie ma munduru, chyba że pańskie ubranie
    - tu zwrócił się do Franciszka - zechce ktoś uważać za mundur,
    ale i ono jest raczej strojem podróżnym. W tych kwestiach żądam
    wyjaśnień i jestem przekonany, że po ich otrzymaniu najserdeczniej
    się rozstaniemy.Nadzorca opuścił na stół pudełko
    z zapałkami.- Pan jest w wielkim błędzie
    - rzekł. - Ci panowie i ja stoimy w tej sprawie całkiem na
    uboczu, co więcej, my o niej prawie nic nie wiemy. Choćbyśmy nosili
    nawet najbardziej przepisowe mundury, nie pogorszyłoby to ani trochę
    stanu pańskiej sprawy. Nie mogę też bynajmniej powiedzieć panu,
    czy jest pan oskarżony, sam tego nie wiem. Pan jest aresztowany,
    oto wszystko, więcej nie wiem. Może strażnicy nagadali co innego,
    w takim razie było to tylko czcze gadanie. Ale chociaż nie odpowiem na
    pańskie pytania, to jednak radzę panu mniej zajmować się nami i tym,
    co się z panem stanie, natomiast więcej myśleć o sobie. I lepiej
    nie robić tyle hałasu z tą pańską niewinnością, bo to psuje
    niezłe wrażenie, jakie pan na ogół sprawia. Powinien pan też
    być powściągliwszy w słowach. Prawie wszystko, co pan przedtem
    powiedział, można było po pierwszych paru słowach wywnioskować
    z pańskiego zachowania, zresztą nie było to nic dla pana szczególnie
    korzystnego.K. wpatrzył się w nadzorcę. Dostawał
    nauczki jak w szkole i w dodatku może od człowieka młodszego
    od siebie! Za swoją otwartość został ukarany naganą! A o przyczynach
    aresztowania i o tym, kto je nakazał, nie dowiedział
    się niczego!Zirytowany przemierzał pokój tam
    i z powrotem, w czym mu nikt nie przeszkadzał, podciągnął mankiety,
    obmacał sobie pierś, przygładził włosy, przeszedł obok trzech
    mężczyzn, powiedział:- Ależ to nie ma sensu - na co
    się odwrócili i popatrzyli na niego życzliwie, ale z powagą,
    a on wreszcie zatrzymał się przy stole nadzorcy. - Prokurator
    Hasterer jest moim dobrym przyjacielem - rzekł - czy mogę do
    niego zatelefonować?- Oczywiście - powiedział nadzorca
    - tylko nie wiem, jaki to mogłoby mieć sens? Chyba że ma pan z nim
    omówić jakąś prywatną sprawę.- Jaki sens? - zawołał K. bardziej
    zdumiony niż rozgniewany. - Ależ kto pan jest? Pan chce widzieć
    sens, a dopuszcza się największego bezsensu. To doprawdy może
    przyprawić o rozpacz. Ci panowie najpierw mnie napadli, a teraz siedzą
    i stoją naokoło i każą mi popisywać się przed panem. Jaki to ma
    sens telefonować do prokuratora, gdy jestem rzekomo aresztowany? Dobrze,
    nie będę telefonował.- Ależ proszę - powiedział nadzorca
    i wskazał ręką na przedpokój, gdzie był telefon. - Proszę,
    może pan zatelefonować.- Nie, już teraz nie chcę
    - rzekł K. i podszedł do okna. Naprzeciw całe towarzystwo
    stało jeszcze u okna i tylko jego zbliżenie się zmieszało nieco
    obserwatorów. Starzy chcieli się podnieść, lecz znajdujący się za
    nimi człowiek uspokoił ich.- Tam są także tacy
    widzowie! - zawołał K. całkiem głośno do nadzorcy i pokazał ich
    wskazując palcem. - Precz stąd! - krzyknął potem do nich.

    Franz Kafka,
    Proces,
    tłum. Bruno Schulz, PIW, Warszawa 1994, s. 108-112



    --
    General Skalski o zydach w UB :

    "Rozanski, Zyd, kanalia najgorszego gatunku, razem z Brystigerowa,
    Fejginami, to wszystko (...) nie byli ludzie."

    George Orwell :

    "If liberty means anything at all, it means the right to tell people
    what they do not want to hear"

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1