-
21. Data: 2002-03-25 18:13:47
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "grzechutek" <g...@p...onet.pl>
Tutaj się z Tobą zgodzę.
Byłam ślepa. Wzięłam ślub w wieku 21 lat...ale nie z powodu dziecka.. Nie
byłam w ciązy. Kochał tego człowieka. Dziecko urodziło się 2,5 roku później.
Najpierw było fajnie i takie rzeczy zdarzały się rzadako...i jakoś udawało
mi się go przekonać...że tak nie wolno... były okresy spokoju...
Drugie dziecko to wpadka...Miało być rok wcześniej. Wtedy kiedy było jeszcze
spokojnie.
Bałam się, że nie będzie mi pomagał i tak było. Ale usunąć nie usunęłam - bo
nie potrafiłabym usunąć dziecka.
Kiedy Grzesiu - ten młodszy miał 6 miesięcy. Pękła gumka. Prosiłam męża aby
jechał do lekarza po Postinor...ale on sobie usiadł na fotelu i powiedział,
że nigdzie nie pojedzie. Powiedziałam mu, że nie chcę 3 dziecka, bo on mi
wcale nie pomaga i nie damy rady wychować dziecka ...nie chodziło mi o
utrzymanie ale o poświęcony czas temu maluchowi i małemu Grzesiowi. On na to
powiedział, że jak będę maiła 3 dziecko to będę siedziałą w domu i nie będę
miała sił mu fikać i będę zmuszona być z nim...
Nie wiem dlaczego już wtedy myślał o tym, że nie będziemy razem....
Pojechałam sama po Postinor i...udało się...
Nigdy mu nie wybaczę tych słów....
Był moją pierwszą miłością, byłam zauroczona...bo kocham bardzo....i
widocznie ślepo...
Teraz to wiem..ale trudno odkryć prawdę o człowieku, który zmienia sie w
momencie kiedy przychodzą pieniądze....
Jego słowa...
Dam Ci pieniądze ale nie dam Ci władzy... (chodzi o zarządznie firmą)...On
ma kompleksy bo ja miałam te najlepsze pomysły...zreszta ostatnio przyszedł
i prosił abym dla niego robiła jak pracownik, ale w domu, bo on nie chce
mnie widzieć w firmie...
Dałam sobie spokój....
Tak to już jest....popełnia się błędy...bo się kocha i slepo sie wierzy.
Moi rodzice nauczyli mnie, że trzeba być wiernym, trzeba dawać dużo uczucia
i trzeba dawać z siebie wszystko.... Dałam wszystko...dostałam wile bólu...
Nawet się nie spodziewałam, że ktoś kogo tak bardzo kocham tak potrafi
krzywdzić mnie i dzieci...
Kiedyś stanęłam obok siebie i to wszystko zobaczyłam... Nawet nie wiesz jak
mnie ten widok przeraził.... Budziłam się z tego przez wiele miesięcy -
lekarz musiał mi pomagać abym odeszła od tego strasznego związku...odeszła
psychicznie...bo to mąż odszedł fizycznie od nas....
Teraz jestem silniejsza, co nie znaczy, że nie potrzebuję pomocy. Zwróciłam
sie do was jak do obcych mi ludzi. Nie chciałam opisywac swojego życia...bo
po co...
Wdałam sie w dyskusję, bo chyba ciągle leży mi to na sercu...
Czasem to pomaga...ale mnie doprowadziliście do łezy...
Nie dlatego, że poczułam się winna...ale dlatego, że nikt od wielu, wielu
miesięcy nie daje mi konkretnej wskazówki co i jak zrobić. Zadaję pytania a
ludzie zamiast mi na nie odpowiadać zaczynają się pytac o mój związek i
oceniają go...
Było źle, jest źle...i będzie nadal źle....
Czy tak trudno odpowiedzieć na pytania bez wdawania się w ocenę związku. I
tak nie poznacie prawdy, bo to moja ocena...a mąż ma inną...
Jestem zmęczona...tym dzisiajeszym pisaniem...
Znowu mało co sie dowiedziałam...
Pójdę do swojego adwokata i znów mi powie, że moja sprawa jest do
dupy...sorki...
I jak tu wierzyć w sparwiedliwość......i kompetencje...
:(((((((((((((
-
22. Data: 2002-03-26 07:16:51
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: <m...@p...onet.pl>
> ciach
Trzymaj się, najwazniejsze to sie nie załamać i nie poddać. Wiem jak straszne
mogą być wojny w rodzinie i jak bardzo "ukochany mąż" może zniszczyć. Ja uważam
że przede wszystkim musisz walczyć o dzieci bo to co im sie dzieje w tej chwili
będzie w nich pokutować do końca życia i jest to nieodwracalne ... A jeśli
chodzi o kasę niby z jakiej racji mu odpuścić. Kasa jest kasa - ciężko na to
pracowałaś ... Mam nadzieję że Ci się uda, dla drani nie ma litości. Trzymam
kciuki.
Mam jednak małe pytanko - jeśli firma była na niego - w jaki sposób pozbawił
Cię wszystkiego - myślałam że to nie jest możliwe wspólnota majątkowa itd...
nie ukrywam ze poczułam lekkie mrowienie w karku ... Pozdrawiam serdeczie,
Małgorzata
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
-
23. Data: 2002-03-26 09:23:18
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "Waldek Przytuła" <w...@w...pl>
Nareszcie ktoś tej dziewczynie pomógł. Jeszcze chwila i co niektórzy by ją
ukamieniowali.
Nie nam jest nikogo osądzać. Tak na prawdę nikt nie wie jak by postąpił w
jej przypadku dlatego czas już skączyć z tymi ocenami. Z tego zaczyna się
robić scenariusz do thrillera.
Osobiście grzechutku Ci współczuję i myślę że załatwisz w jakiś sposób tą
sprawę i sprawiedliwości stanie się za dość.
Pozdrawiam Walek.
-
24. Data: 2002-03-26 09:35:12
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "Waldek Przytuła" <w...@w...pl>
Użytkownik <m...@p...onet.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:0...@n...onet.pl...
> jak bardzo "ukochany mąż" może zniszczyć.
Śmiało to samo mogę powiedzieć o kobietach. Nawet nie wiecie jak bardzo
"ukochana żona" może zniszczyć życie. Jestem tego przykładem.
Pozdrawiam Walek.
-
25. Data: 2002-03-26 09:48:14
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "grzechutek" <g...@p...onet.pl>
Dziękuję...
Na tej rozprawie co będzie - chcę aby sąd wysłał nas do psychologa. Chcę
abyśmy przeszli wspólnie terapięrodzinną - ale nie po to aby być razem...
ale po to aby naszym dzieciom było lepiej. Chcę aby psychollog powiedział
mężowi, że sa inne metody wychowawcze.
To jest mój najważniejszy cel. Bo jesli mąż zostanie pozbawiony praw...lub
będzie miał ograniczone prawa... to mimo, że jest zły dla dzieci...one na
tym ucierpią. Mimo wszystko potrzbują kontaktu z ojcem...tym wesołym, tym
zwariowanym, tym co zabiera na wycieczki...bo też tak było... Chcę aby znów
był DLA NICH a nie one dla niego.
Gdybym miała jakiś dochód, który by mi pozwolił żyć to dałabym sobie spokój.
Robię wizytówki fotograficzne. W tamtym miesiącu miałam 3 klientów.
Zarobiłam na czysto 50 zł. Nawet jak bym sie sprężyła...nie zarobię na
życie. Potrzebuję inego lokalu...pieniędzy na reklamę. Chcę aby on mi
pomógł...z naszych wspólnych pieniędzy. Na razie on nazywa te pieniądze -
firmowymi - a nie naszymi...Chodzi mi o to aby ktoś dał mi szansę. Nie chcę
alimentów na siebie. Ja chcę sama zarabiać. Chcę sama ciężko zapracować na
swoje utrzymanie. Teraz choć się staram nie potrafię zmaterializować,
zpienięzyć swojej wiedzy. Mogłabym zatrudnić się w konkurencji ale wtedy
nasza firma padnie i cała rodzina nie będzie miała za co żyć...również
dzieci...
Prawo w polsce jest beznadziejne.
Rodzice kupili mi mieszkanie jak bylismy małżeństwem. Firmę założyłam ja -
na nazwisko męża. Bo on nie chciał (duma męska) aby było imię kobiety w
nazwie firmy. Potem sprzedaliśmy to mieszkanie i wsadzilismy pieniądze w
półroczny czynsza za super lokal... (dzierżawa), w reklamę, w towar...
Pieniędzy nie było...Firma sie rozwijała...a my cały czas inwestowaliśmy.
Kupowaliśmy dużo sprzętu, który po roku był już cały zamortyzowany - i w
księgowości był na zero. Co z tego, że stoi drukarka za 2'500 zł jak
księgowo ona nie jest nic warta. Potem się rozeszliśmy i mąż zaczął
konkurować ze mną o względy pracowników. Był zazdrosny, że oni z każdą
sprawą przychodzili do mnie, że moje pomysły były tymi najlepszymi...sama
dla firmy zorganizowałam stoisko na targach, zrobiłam loterię promocyjna z
samochodem, podniosłam wzrost sprzedaży płytek CD 15 krotnie. Były dni,
kiedy sprzedawaliśmy tyle co wcześniej przez miesiąc. Wprwadziłam nowe
produkty - sprzedaż notebooków, aparatów cyfrowych...zrobiłam do tego
rewelacyjną strone internetową...gdzie wszystkie produkty z naszego sklepu
były super opisane wraz z odnośnikamie do recenzji...
Mąż był ciągle zazdrosny, że on nie ma takiech wiadomości...Klienci zaczeli
przychodzic specjalnie do mnie. Chcieli tylko ze mną rozmawiać. Zwłaszcza,
że w naszym mieście byłam jedynym specjalista od programów edukacyjnych dla
dzieci. Zreszta po wywaleniu mnie z firmy zrobiłam na ten temat stronę
www.dzieci.sos.pl Mąż czuł się zagrożony, że pracownicy odejdą ze mną...
Zaczął im mówić, że ja chcę firmę rozwalić z zemsty... Bzdura...Rozwalić cos
co mnie utrzymuje. Zabronił im przychodzenia do mnie do domu pod groźbą
wywalenia z pracy. Tchorze odwrócili sie ode mnie. A on dał im podwyżki...i
to znaczne..
Pewnego dnia kiedy przyszłam do pracy i poprosiłam pracownika aby nakleił
ceny na towar...on mi powiedział, że nie ma dla mnie czasu...on ma
ważniejsze rzeczy. Zapytałam się...czy dobrze go rozumiem. on na to, że tak.
Napisałam upomnienie (pierwsze w historii firmy) i próbowałam mu je
odczytać. Uciekał po całym sklepie zasłaniając uszy. jak mąż wrócił do
firmy, pracownik sie poskarżył a mąż tego samego dnia pojechał i zmienił
wspis w rejestrze...i już nie byłam pełnomocnikiem. Na drugi dzień zmienił
hasło do programu sprzedaży, odciął mój komputer od sieci...zmienił zamki w
drzwiach i hasło do alarmu. Przyszedł do mnie do pracy wtedy mój przyjaciel
i starał sie mnie bronić przed ta sytuacją. Mąż wtedy zadzwonił po ochronę i
kazał nas wywalić. Jak im powiedziałam, że to sprawa rodzinna, poszli sobie.
Mąż powiedział, że jak jutro przyjde do pracy to zadzwoni na policje i mnie
wywalą. Oczywiście złąpałam doła...tttaaaaaaaaaakiego i nie wiedziałam co
mam robić. Po tygodniu przyszłam do firmy po pieniądze na życie i po
sprawdzenie dokumentów, czy nie robi sztucznych kosztów. Przyszłam z
przyjacielem, bo bałam się, że znów będzie mi groził policją...i wogóle
byłam strzępkiem nerwów...
Jak przyszliśmy - wszyscy na mnie siadli, że ja chcę firme rozwalić...Nie
rozumiałam o co im chodzi. Mój pracownik powiedział, że chce rozwalić firmę,
bo czepiam się jego pracy...Chyba zapomnieł, czyje tu pieniądze sa w firmie
i kto jest właścicielem.
Mąż zadzwonił po policję. W skrócie...zabrali tego mojego przyjaciela...mnie
zostawili...
Ale od tego czasu nie ma mnie w firmie.
Majątek jest nasz wspólny...ale mąż nim dysponuje...a ja odpowiadam za
długi...wraz z nim.
Mąż wyprowadza z firmy pieniądze:
- darowizny (kościół...to juz pisałam wcześniej)
- lewe koszty (FV od firmy X dla naszej firmy na: usługa reklamowa:
50.000...ciekawe co to za reklama - skoro ja robiłam im reklamę...a reklam w
gazecie nie ma, nie ma w TV, nie ma w necie, ani na outdoorach...)
Ja nie moge z tym nic zrobić...pieniądze uciekają...
Mogę zrobić rozdzielność majątkową - ale co za tym idzie on mi nawet
złotówki nie da na życie...a ja nie mam pracy...wywalił mnie w grudniu...
Jak będzie rozwód to będzie zniesiona wspólnota ustawowa....
I wtedy on - moim majątkiem - będzie obracał...ale dochód z tego odbrotu on
sam weźnie dla siebie do kieszeni....
I TO JEST NIESPRAWIEDLIWE.
Dla mnie - do momentu podziału majątku - mąż powinien dzielić się ze mną
dochodem z tej firmy...pomimo rozwodu
Ale tak nie jest - chyba, że sie mylę - i mam adwokata do dupy...(sorki)
Jak ktoś ma jakis pomysł to chętnie przeczytam...
Karolka
-
26. Data: 2002-03-26 09:54:27
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "mikrus" <m...@s...pl>
Użytkownik "Waldek Przytuła" <w...@w...pl> napisał w wiadomości
news:a7pelr$9kk$1@news.tpi.pl...
> Nareszcie ktoś tej dziewczynie pomógł.
(ciach)
> Pozdrawiam Walek.
Czyżby??
Znaczy, już po sprawie???
Pamiętajmy o tym, że to "publiczny" internet, a nie "intymne" zacisze sali
sądu. To, co ktoś świadomie ujawni to drugi ma prawo skomentować czy też
ocenić.
Z uporem przypominając "kwestię" dzieci robiłem to świadomie i celowo nie
dlatego, że obce są mi uczucia wyższe, tylko dlatego, że w +/_ 90% spraw
rozwodowych dzieci traktowane są element przetargowy i zapewniający o swej
miłości do nich rodzice (a zwłaszcza matki) częstokroć manipulują "prawdą" w
sposób tak wredny i szkodliwy dla nich, jakby powodowała nimi nie miłość do
własnych dzieci lecz nienawiść. Następne 90% spraw z tych 90% wymienionych
powyżej łączy to, że w momencie wniesienia pozwu rozwodowego, równolegle
czasowo kierowane jest przez matki doniesienie do prokuratury dotyczące
rzekomego znęcania się ojca (małżonka) nad dziećmi.
Skoro przed podjęciem decyzji o rozwodzie nikt i nic o znęcaniu się i
maltretowaniu rodziny nie słyszał to świadczy to wyłącznie o próbie
nikczemnego "załatwienia" męża przy pomocy fałszywych oskarżeń. Natomiast
sprawa dobra dzieci, jakoś - kochającym matkom - w ferworze walki z mężem,
ucieka.
m.
-
27. Data: 2002-03-26 10:23:27
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "grzechutek" <g...@p...onet.pl>
Masz rację...może.
To nie zależy od płci...ale od człowieka.
Kobiety też potrafia być złymi matkami.
Tutaj nie chodziło o płeć - ale o związek emocjonalny..dwojga ludzi.
Ludzie którzy nas kochają potrafia strasznie ranić...
i to boli najbardziej...
Gdyby to był ktoś inny to nie bolało by nas to tak bardzo.
Jak mi mąż mówił, że jestem do niczego, wszystko niszczę i nic nie umie
zrobić stałam przed nim i płakałam. On wtedy mi mówił: jak ryczysz masz taka
mordę, ze nie mogę ta Ciebie patrzeć. Nie bolało, że mówi takie słowa...ale
bolało...że ON to mówi.
Ktoś kogo bardzo kocham (wtedy)... chciałabym aby mnie
przytulił...pomógł...aby był dla mnie dobry.... A on był bez litości......
On się trząsł jak to mówił...
Człowiek potrzebuje pomocy o tej własnie osoby, która Cię rani.... Ja miałam
tylko jego i on o tym wiedział....Chciał mnie poniżyć...po to aby czuć się
lepszym...Potrzebował włądzy nad kimś... Teraz nie może mna pomiatać...i
jego ofiarami stali się jego pracownicy...
Musiałbyś widzieć jak on to mówi: - Nikt mi nie podskoczy. Ty wiesz jak oni
sie mnie słuchają...jak psy... Jestem szefem....to tylko biznes....
To jest jakaś choroba...
:(((
-
28. Data: 2002-03-26 10:33:43
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "grzechutek" <g...@p...onet.pl>
źle się wyraziłam...
Nie oskarżyłam męża...
Poprosiłam o rozmowę z pchychologiem...w związku z zaistniałymi sytuacjami.
Wcześniej moja rodzina i ja walczyliśmy o to aby dzieci nie były bite.
To jest według męża powód naszego rozejścia - żona była apodyktyczna i
ciągle chciała abym robił to co ona chce. Byłam apodyktyczna - bo chcciałam
aby nie bił dzieci, nie krzyczał nak głośno na nie... Moja walka nie trwa od
czasu rozejścia się... Rozumiem Twoje wątpliwości...Nie sztuka komus
udowodnić, że się znęcał nad dziećmi (komuś kto jest zły).
Sztuka temu komuś pomóc...aby był lepszy dla swoich dzieci. Nie rozumiesz,
że mimo to, że nie popieram zachowania męża - jestem za tym, że musi mieć
kontak z dziećmi. On ma obowiązek zabierać je na lody, jeździć z nimi na
rowerze, czytać wieczorem bajki... Razem chcieliśmy te dzieci - one nas nie
prosiły ..... To była nasza decyzja i to my musiemy temu sprostać. Mąż nie
potrafi zrozumiec, że robi źle... jego rodzice po części się z nim
zgadzają - a po części nie... Ale on ich nie słucha. Ja nie chce aby on sie
nie widywał z dziećmi...ja chcę aby ich kontakty były bezpieczne. I nie może
to byc tak, że ja siedzę obok nich i patrzę czy on im nic nie robi....bo to
jest sztuczna sytuacja i nie będzie między nimi takiej specyficznej
więzi...która się wytwarza kiedy spędzamy z dziećmi sam na sam...mówimy
sobie sekrety...opowiadamy, o zakochańcach (chłopaki w przedszkolu). Ja chcę
aby one miały z nim takie tematy...ale nie chcę aby sie go bały...
Bo póxniej grzesiu będzie swoje dzieci też tak bił...a Asia nie będzie
potrafiła bronić swich dzieci...Bo dla nich będzie to normą...
Nie potrafię tego lepiej wytłumaczyć.
Karolka
-
29. Data: 2002-03-26 10:42:52
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "grzechutek" <g...@p...onet.pl>
Nie mam wyjścia...musze to jakos załatwić...
Jeśli się poddam - to znaczy, że nie potrafię walczyć o siebie...i nie
przekaże dzieciom tej siły...do walki....
Moi rodzice nie nauczyli mnie cwaniactwa, krętactw, walki o siebie.
Uczylu mnie szacunku dla innych, oddania bezgranicznego, miłości...
To tylko w bajkach dobro zwycięza zło...
W Polsce jest inaczej...
Mąż zarabia 20.000 miesięcznie. Alimenty na dzieci 900 zł w sumie...
W sądzie....
Pani ?- Pani chce więcej. Chyba pani zgłupiała. Każdy chciałby dostać na
dzieci aż 900 zł...
Niektórzy ludzie tyle nie zarabiają a Pani takie bzdury opowiada....
Prosze się zabrac do roboty i tyle...
Stopa bezrobocia w Polce wynosi 18%...
W moim mieście dużo więcej... Kobieta zarabia 700 zł. Przedszkole kosztuje
prawie 300 zł. Drugie dziecko kolejne 300 zł... zostaje 100 zł. Jak się
postaram to mi starczy jeszcze na połowę czynszu....
Powodzenia...
Ale nie ma co sie poddawać.
Teraz - kiedy nie jesteśmy razem - wiem, że jestem dobrym człowiekiem,
pracowitym i uczciwym... Mam duża wiedzę i doświadczenie. Kryzys w Polsce
powoduje, że jest do kitu... Staram się robić coś z niczego... Może coś mi
wyjdzie. Na razie moja strona jest na pierwszym miejscu na WP po wpisaniu
słów "dzieci" w wyszukiwarce. To znaczy, że mnie ludzie docenili...tylko nie
ma z tego pieniędzy...Ale one kiedys przyjdą...tak jak ta sprawiedliwość.
Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy...
Czekam na to...
-
30. Data: 2002-03-26 11:11:46
Temat: Re: Kiedy rozwód??
Od: "Monika Gibes" <i...@p...wp.pl>
Użytkownik mikrus <m...@s...pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:a7pggf$qkp$...@n...tpi.pl...
> Z uporem przypominając "kwestię" dzieci robiłem to świadomie i celowo nie
> dlatego, że obce są mi uczucia wyższe, tylko dlatego, że w +/_ 90% spraw
> rozwodowych dzieci traktowane są element przetargowy i zapewniający o swej
> miłości do nich rodzice (a zwłaszcza matki) częstokroć manipulują "prawdą"
w
> sposób tak wredny i szkodliwy dla nich, jakby powodowała nimi nie miłość
do
> własnych dzieci lecz nienawiść. Następne 90% spraw z tych 90% wymienionych
> powyżej łączy to, że w momencie wniesienia pozwu rozwodowego, równolegle
> czasowo kierowane jest przez matki doniesienie do prokuratury dotyczące
> rzekomego znęcania się ojca (małżonka) nad dziećmi.
<ciach>
Mikrus, jeśli można zapytać... Skąd czerpiesz swoją wiedzę na ten temat? Mam
wrażenie, że trochę uogólniasz, a trochę nie bierzesz po uwagę okoliczności
jakie towarzyszom takim sprawom... Ja wiem, że nie zawsze jest to wyłącznie
manipulacja. Kiedyś pracowałam w pewnej lokalnej rozgłośni radiowej.
Przygotowywałam tam większy materiał na temat przemocy w rodzinie (w
kontekście sytuacji kobiet w takich momentach), rozmawiałam z policjantami,
terapeutami z Centrum kryzysowego, sedzią i innymi ludźmi, którzy na codzień
stykają się z takimi sprawami. Często podkreślali oni, jakie zależności i
jakie napięcia wywiązują się w takich "wypaczonych" rodzinach. Ale łatwo
jest oceniać... Łatwo jest zabierać głos, jeśli nie jest się np. kobietą bez
dobrego wykształcenia i szansy na godziwy zarobek, która mieszka wspólnie z
dziećmi i agresorem i która po złożeniu doniesienia na policji musi wrócic
do tego właśnie mieszkania i samotnie stanąć twarzą w twarz z tym agresorem,
który ma zamiar się mścić. Byłeś Mikrusie, w takiej sytuacji? Pomogłeś
kiedyś bitej sąsiadce? Zareagowałeś, słysząc czyjś krzyk? Bardzo łatwo jest
oceniać innych...
> Skoro przed podjęciem decyzji o rozwodzie nikt i nic o znęcaniu się i
> maltretowaniu rodziny nie słyszał to świadczy to wyłącznie o próbie
> nikczemnego "załatwienia" męża przy pomocy fałszywych oskarżeń.
Dopóki nie weźmiesz pod uwagę zależności materialnej (często kobieta z
dziećmi, bez wsparcia rodziny ma niewielkie szanse na utrzymanie ich),
mieszkaniowej (wiesz jak trudno jest pozbyć się z mieszkania człowieka,
który dręczy swoją rodzinę? a dzieci przecież nie pójdą mieszkać pod
most...), społecznej (w dalszym ciągu słyszy się kwestie, że jak "bije, to
znaczy, że kocha" i "lepszy chłop, który chleje, niż żaden"), nie staraj się
wypowiadać na temat przemocy w rodzinie.
Zapewne zdarzają się sytuacje, kiedy kobieta wyciąga argumenty o znęcaniu, w
celu nieczystej zagrywki przy sprawie rozwodowej - gnidy zdarzają się wśród
ludzi bez względu na płeć. Ale nie daje to nikomu prawa, to posądzania
każdej ofiary maltretowania o prowadzenie manipulacji. Nie wrzucajmy
wszystkich do jednego worka (bo świadczy to źle, ale co najwyżej o
wrzucającym) i nie oceniajmy, nie znając sytuacji (a nie można jej poznać do
końca, czytając tylko posty na grupie)
Monika