w kwestii kontroli policji u "pacjenta" podejrzanego o nielegalne
posiadanie softu juz troche zaciagnalem jezyka... teraz mam pytanie
innej natury:
- jak scigane sa (i czy w ogole sa) osoby podejrzane o dokonanie
przestepstwa internetowego, w sytuacji kiedy wskazany przez policje
adres IP nalezy do puli uzywanej np. przez darmowe hotspoty ? ostatnio
natknalem sie na publikacje a'la "ruch wolnego internetu" w ktorej
organizatorzy zachecaja do nieodplatnego udostepniania i dzielenia sie
wlasnymi laczami szerokopasmowymi - cos jakby "open-net".
w hipotetycznej sytuacji policja zwraca sie do providera o wskazanie
danych abonenta (uzytkownika lacza i przyznanego adresu IP - pomijam
tych z dhcp) i padnie wlasnie na takiego, ktory wystawil za okno antene
(z naciskiem, ze nie swiadczy uslug odplatnie, inaczej musialby byc
przedsiebiorca) i daje ludowi darmowy, anonimowy internet (oczywiscie po
dhcp)... zakladam ze nie prowadzi (bo nie musi) rejestracji logow
http/smtp, bo i po co....

co sie zatem dzieje w sytuacji, kiedy policja zapuka do drzwi takiego
delikwenta ? czy jest on w jakimkolwiek stopniu odpowiedzialny za czyn
ktorego mogl sie dopuscic inny, nieznany mu uzytkownik takiego "hotspota" ?
- analogiczna sytuacja : facet z laptopem na rynku starego miasta wysyla
anonim o bombie, a policja puka do drzwi urzedu miasta, ktory jest
dysponentem tej uslugi :))

z gory dziekuje za dyskusje.