Alek pisze:
> Gdyby o to chodziło to zakazane byłoby *przebywanie* w miejscach
> publicznych na bani. Bo jakie znaczenie miałoby czy delikwent
> napił się w parku czy chwilę wcześniej w swoim mieszkaniu?

niezupełnie, bo za moją interpretacją prawa przemawia pragmatyzm.
największą alkoholową zmorą normalnych obywateli są menele żłopiący tani
browar w przyosiedlowych parkach, a nie studenci z Pól Mokotowskich,
którzy okazjonalnie oblewają na świeżej trawce udaną sesję albo najebani
uczestnicy czyichś imienin powracający do domu. oczywiście nie samo
żłopanie jest problematyczne, ale jego konsekwencje w postaci głośnych
przekleństw, rubasznych nagabywań i bardziej zuchwałych zaczepek, gdy
mają już dobrze w czubie, a animusz ich rozpiera. dziecko może nawet nie
skojarzyć picia piwa z pijaństwem, więc taką interpretację można między
bajki włożyć.