eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawoJeszcze zboczeńcowi pomnik postawiliRe: Jeszcze zboczeńcowi pomnik postawili
  • Data: 2018-12-06 10:14:23
    Temat: Re: Jeszcze zboczeńcowi pomnik postawili
    Od: krak <s...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    W dniu 2018-12-04 10:06, Zbynek Ltd. pisze:

    > Zostało 97% tekstu... (jak zapłacę)
    >

    Dziś Mikołaj :)


    Biskup Gocłowski do księdza Jankowskiego: "Poważny problem, który od
    kilku lat budzi mój niepokój, to twój stosunek do młodych mężczyzn, do
    chłopców"
    Czytasz ten artykuł, bo jesteś prenumeratorem Wyborczej. Dziękujemy!

    - To było ze dwa lata temu, prawda, Basieńko? - Marek Kuligowski mówi, a
    właściwie pokrzykuje z wyraźnym angielskim akcentem. - Oprowadzaliśmy
    znajomych z Australii po starówce. Mówię: ,,Chodźmy do Brygidy, obejrzymy
    kościół i pomnik księdza Jankowskiego".

    - Dostrzegłam go i zbladłam - przytakuje Barbara Borowiecka. - Marek
    pyta: ,,Co ty się tak trzęsiesz?". Wykrztusiłam: ,,Nic, gorzej się
    poczułam". W domu wieczorem mu powiedziałam. Pierwszemu. Milczałam przez
    50 lat.
    70 nowych zgłoszeń po ujawnieniu mapy pedofilii w Kościele. Czy w Polsce
    czeka nas przełom?
    Była jeszcze dzieckiem

    Nie ma okna, nie ma domu z czerwonej cegły, został trawnik, na którym
    leżało ciało Ewy.

    Kilkoro dzieci widziało, jak spadała, Basia zobaczyła ją nakrytą kocem w
    kwiaty. Potem przyjechało pogotowie, milicja, na koniec karawan.

    - Ojciec pobił ją, gdy powiedziała, że jest w ciąży. Potem skoczyła -
    Basia miała wówczas 12 lat, Ewa prawie 16. Były koleżankami z podwórka.
    Basia mieszkała w XIX-wiecznej kamienicy przy Łąkowej 62, Ewa obok.
    Nieopodal zaczynało się Dolne Miasto - ,,zła dzielnica", tu mieszkali ci,
    którym się w PRL-u nie powiodło.

    Ceglane domy wyburzono w latach 70., na ich miejsce postawiono
    dziesięciopiętrowe punktowce. Ostatnio deweloper zabudowuje pas zieleni.
    Z kamienicy Basi i trawnika za domem nie widać już drzwi do kościoła św.
    Barbary. Przed laty dzieciaki, które tam się bawiły, miały oko na to,
    kto wychodzi z kościoła. Od 1968 do 1970 roku wikarym był tam Henryk
    Jankowski.

    - Była jeszcze dzieckiem - słyszę od Basi. - Jej matka powiedziała
    sąsiadce, że zostawiła list: ,,Nie będę miała dziecka Jankowskiego. Może
    teraz uwierzycie, że zostałam zgwałcona".

    - Rozmawiałaś z Ewą o Jankowskim?

    - Wszystkich paraliżował wstyd. Nikt nie powiedział: ,,Ksiądz mnie
    dotykał tu i tam". To były półsłówka typu: ,,A ty nie wiesz, co Jankowski
    robi?". Ewa, gdy zaszła w ciążę, powiedziała mi: ,,Przez Jankowskiego mam
    problem". Potem zaczęła popłakiwać, na koniec nie wychodziła z domu,
    tylko siedziała w oknie. Potem skoczyła.

    - I co?

    - Nic. Był pogrzeb. Po jakimś czasie Jankowski zniknął.
    Ojciec zazwyczaj ulegał matce. Chciał, żeby ktoś podejmował za niego
    decyzje. Był rozgoryczony
    Czytaj także:
    Ojciec umiał być tylko księdzem. Dzieci księży opowiadają
    Żeby pedofil miał pomnik

    Do Marka i Basi, którzy niedawno kupili w Gdańsku dom, wysłał mnie
    znajomy zmarłego trzy lata temu księdza Jana Kaczkowskiego, szefa
    puckiego hospicjum. - Porozmawiaj z nią, ma coś ważnego do powiedzenia.

    Marek i Basia mieszkają w Perth. Obydwoje wyemigrowali z Gdańska w
    latach 70., od kilku lat są parą. Basia ma dwie dorosłe córki, w Perth
    prowadziła kawiarenkę. Marek miał firmę budowlaną, jeździł też taksówką.
    Ich marzeniem jest beatyfikacja księdza Kaczkowskiego. Poznali go w
    Australii, przyjechał na ich zaproszenie, by zbierać pieniądze na hospicjum.

    Obchodzimy kamienicę, w której się wychowała się Basia. Pokazuje mi
    gdzie było kiedyś drugie wejście do budynku.

    - Pamięta pan dziewczynę, która wyskoczyła z okna? - Marek zagaduje
    starszego mężczyznę, który przechodzi obok o kulach.

    - Coś takiego się tu zdarzyło, ale tego domu już nie ma - kiwa głową. -
    Kupę lat...

    Dzwonimy do dawnych sąsiadów Basi, państwa Cichych. Ale domofon nie
    odpowiada. Siadamy więc w samochodzie, Basia mówi powoli: - Byłam
    molestowana przez Jankowskiego.

    - Ile razy to się zdarzyło? - pytam.

    Marek zachęca: ,,No, opowiedz Bożence". To on namówił Basię, by przestała
    milczeć. Bo ,,to skandal, żeby pedofil miał pomnik".

    - Dopadł mnie z 10, może nawet 20 razy - zaczyna. - Ale nie jestem w
    stanie odtworzyć tego w porządku. Pamiętam strzępy zdarzeń, wyrwane z
    czasu, z chronologii. Był jak bestia.
    Uwaga! Jankowski idzie!

    - Dzieci z okolicznych domów bawiły się często na podwórku za kamienicą.
    Stał tam trzepak, robiliśmy na nim wygibasy i fikołki. Gdy ktoś
    zauważał, że on wychodzi z kościoła, podnosił alarm: ,,Uwaga! Jankowski
    idzie". Dzieciaki rozpierzchały się.
    Egzorcyzmy
    Czytaj także:
    Naga, związana, obmacana. Egzorcyzmy po polsku

    - Rozmawialiście o tym?

    - Nie. Czuło się, że wszyscy wiedzą, ale nikt nie puszczał pary z ust.
    Kiedyś mój młodszy o cztery lata brat, Boguś - zmarł na zawał dwa lata
    temu - powiedział: ,,On próbował wsadzić Jankowi". ,,Co wsadzić?" -
    spytałam. ,,No wiesz". Tak wyglądała rozmowa 12-latki z 8-latkiem o seksie.

    - A dorośli?

    - Wiedziałam, że jak powiem mamie, to zleje mnie i tyle. Byłam bita i
    karana za byle co.

    - A ojciec?

    - Był alkoholikiem, pracował w stoczni i tygodniami nie pokazywał się w
    domu. Widywałam go najczęściej pierwszego, gdy matka wysyłała mnie po
    pieniądze. Szukałam go pod bramą stoczni, po kochankach, knajpach,
    spelunach.

    - Jak wyglądał pierwszy raz?

    - Chciałam uciec przez strych i wybiec drugim wejściem. Ale tym razem
    drzwi były zamknięte. Dopadł mnie, gdy szarpałam się z klamką. Dotykał
    piersi, powiedział, że pokaże mi, co to znaczy od tyłu. Wkładał ręce w
    majtki i próbował je zdjąć. Nie udało mu się. Pamiętam, że miałam
    spódniczkę na gumce, naciągnęłam majtki tak, że trzymałam je w zębach i
    odpychałam się rękoma. Byłam przerażona, nie rozumiałam, czego chce, co
    to znaczy ,,od tyłu". A on mówił: ,,Ja ci pokażę, jak się spuścić". Był
    obleśny.

    - A kolejne razy?

    - Pamiętam, jak złapał mnie za buzię i próbował otworzyć usta.
    Pomyślałam, że jak mi wsadzi, to go ugryzę. Wtedy sąsiadka krzyknęła:
    ,,Kto tutaj tak tarabani". Zakrył mi buzię i groził drugą ręką. Ta
    kobieta mieszkała na pierwszym piętrze. Często siedziała w oknie i
    krzyczała: ,,Co to za hałas, nie można odpocząć". Ratowała nas. On zwykle
    odpowiadał, że sprawdza, czemu dzieci nie przyszły na religię, i
    uspokajał się.

    Innym razem, gdy zbliżał się do kamienicy, grupka młodszych dzieci
    schowała się w piwnicy. Był tam mój braciszek. Przeraziłam się, że zrobi
    mu krzywdę. Zeszłam za nim do piwnicy. Trzymaliśmy się za ręce, ale
    Jankowski szarpnął mnie i puściliśmy się. Boguś schował się za murek.
    Jankowski, który już się onanizował, pchnął mnie na ścianę i spuścił mi
    się na sukienkę. Pamiętam, że już w mieszkaniu chciałam ją wyprać, ale
    wymiotowałam. Boguś przynosił mi wodę i powiedział: ,,Jak dorosnę, to go
    zabiję".

    - Co czułaś wtedy?

    - Strach, obrzydzenie. Myślałam, że to dlatego, że jestem zła. Zresztą
    mama powtarzała mi to na okrągło. Myślałam też o samobójstwie,
    kombinując, jak się zabić. Najpierw chciałam się utopić. Potem rzucić
    pod samochód, odkręcić gaz. Ale pomyślałam, że Boguś wejdzie i też się
    zatruje. Dopóki mieszkałam przy Łąkowej, nigdy nie weszłam do kościoła
    św. Barbary. A mając 23 lata, wyjechałam, czy raczej uciekłam, od matki,
    Gdańska i wspomnień. Z Australijczykiem, który oświadczył mi się po
    kilku dniach znajomości.

    - I milczałaś przez 50 lat?

    - Ale nie zapomniałam o Jankowskim. Gdy przechodziłam obok kościoła albo
    widziałam księdza, to natychmiast wracało. Będąc już matką, bałam się,
    że przez to przestanę dostrzegać problemy moich córek. Trafiłam do
    psychiatry - dopadła mnie depresja - jemu także nie byłam w stanie
    powiedzieć o Jankowskim. Poprosił, żebym zaczęła pisać. Dla siebie. Więc
    mówiłam na kartkach papieru i chowałam je w szufladzie.
    Pedofilia w Kościele. Ksiądz gwałcił 13-latkę. Nadal odprawia msze
    [REPORTAŻ JUSTYNY KOPIŃSKIEJ]
    Czytaj także:
    Pedofilia w Kościele. Ksiądz gwałcił 13-latkę. Nadal odprawia msze
    [REPORTAŻ JUSTYNY KOPIŃSKIEJ]
    Po prostu zniknął

    Cichych znajdujemy w parku za św. Barbarą. Opiekują się wnuczką.

    - Pamięta pani tę dziewczynę, która skoczyła z okna? - Marek znów nie
    wytrzymuje. - A jakże - odpowiada ona. On jest milczący, przytakuje żonie.

    - Pani wie, pani Cicha, że ksiądz Jankowski molestował mnie i inne
    dzieci? - pyta Basia.

    - Mówiło się, że gania za dziećmi - kobieta kiwa głową. - Ale wtedy
    ksiądz to był ho, ho... O piciu, księżowskich dzieciach, o tym wszystkim
    w ogóle nie myślano, że to możliwe.

    - Pani wie, dlaczego go przenieśli?

    - Po prostu zniknął, a potem stał się sławny.
    Sutanny ze spodni milicjantów

    Gdy Basia, 12-letnia błękitnooka blondynka, ucieka przed Henrykiem
    Jankowskim, 33-letni wikary ma opinię świetnego organizatora. Jest 1969
    rok, razem z proboszczem Edwardem Masewiczem odbudowuje odebraną
    ewangelikom św. Barbarę. Zaraz po seminarium nawiązuje kontakty z
    niemieckimi katolikami - trzy spiżowe dzwony ufundowane przez wiernych z
    diecezji magdeburskiej zamiast do bazyliki mariackiej trafiają do św.
    Barbary.

    Henryk (rocznik 1936), jak cała jego rodzina (miał siedem sióstr),
    biegle mówił po niemiecku. Matka, Jadwiga, pochodziła z Gdańska, ojciec,
    Antoni, z Lubawy. Ojca prawie nie znał, zaraz po wybuchu wojny osadzono
    go w obozie Stutthof i tylko dzięki matce, która miała obywatelstwo
    Wolnego Miasta Gdańska i pochodziła z zamożnej kupieckiej rodziny, udało
    się go wyciągnąć.

    Potem, gdy Henryk został księdzem, PRL-owska bezpieka miała na niego
    oko. W 1973 roku ppłk A. Świerczewski raportował zwierzchnikom: ,,Ojciec
    został powołany do Wehrmachtu i w 1943 r. zginął w walkach o
    Pierwomajsk. Matka, z domu Jeschwitz, otrzymuje z NRF miesięczną rentę
    wdowią w wysokości 75 marek zachodnioniemieckich".

    Być może dlatego, że jego matka słabo mówiła po polsku i w domu
    rozmawiano po niemiecku, Henryk oblał maturę (zdał dopiero w liceum
    wieczorowym). Zanim przyjęto go do seminarium w Gdańsku (w Pelplinie
    odmówiono), pracował w urzędzie skarbowym, w dziale egzekucji.

    Został alumnem jako 22-latek. - Bardzo go wszyscy lubili - usłyszałam od
    kolegi Jankowskiego z seminarium. - Był miły i zaradny. Został
    sekretarzem rektora seminarium.

    - Nauczyciele z liceum wspominali, że miał problemy z nauką - wtrącam. -
    Nie był za bystry.

    - Raczej tępy, chwalił się, że żadnej książki nie przeczytał, ale miał
    inny, może dla Kościoła ważniejszy talent. Wszystko potrafił załatwić.
    Gdy przed święceniami okazało się, że nie można nigdzie kupić materiału
    na sutanny, Henio załatwił kilka bel tkaniny z resortowych magazynów,
    miały pójść na spodnie dla milicjantów.
    Kto wam płaci? Konserwator czy ja?

    Początek 1970 roku. Biskup Edmund Nowicki przeniósł Jankowskiego w ruiny
    św. Brygidy. Ma odbudować świątynię po wojennych zniszczeniach. Kościół
    ma osmolone ściany, wewnątrz gruzowisko porastają młode drzewa, wszystko
    gnije. Nad głową gwiazdy, bo sklepienie przetrwało jedynie nad prezbiterium.
    Pedofilia w Kościele. Ofiara: Kuria chciała mnie zdyskredytować [CYKL
    ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]
    Czytaj także:
    Pedofilia w Kościele. Ofiara: Kuria chciała mnie zdyskredytować [CYKL
    ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]

    Jankowski miał plan: odbuduje Brygidę za pieniądze Niemców i dawnych
    gdańszczan. Pod koniec lat 50. w Niemczech zaczęła działać Akcja Znaku
    Pokuty, katolicy chcieli zadośćuczynić za wojenne zbrodnie. Jankowski to
    wykorzystał: niemiecka młodzież będzie pracować przy odbudowie św.
    Brygidy, a on ruszy na Zachód po pieniądze. Co dwa tygodnie kursował do
    Berlina lub Magdeburga, zbierał intencje od wiernych. Marki przemycał w
    zakamarkach mercedesa.

    W Polsce strasznie go irytuje, że tak trudno uzyskać zgody w urzędach,
    zwłaszcza że ma gotówkę. Buduje więc bez potrzebnych dokumentów. Co
    jakiś czas wybuchały awantury - przychodził konserwator i kazał schodzić
    robotnikom z rusztowań. Chwilę później wpadał Jankowski i krzyczał: ,,Kto
    wam płaci? Konserwator czy ja?". Więc murarze wracali do roboty. 14
    października 1973 roku odbudowany kościół odwiedził prymas Stefan
    Wyszyński, przyjechał uczcić 600. rocznicę śmierci św. Brygidy.

    Biskupem był już wtedy Lech Kaczmarek, Jankowskiego traktował z mniejszą
    pobłażliwością niż poprzednik, zarzucał mu samowolę, słabe
    zainteresowanie parafianami, obnoszenie się z bogactwem. W dodatku
    wybucha afera w gdańskim seminarium. Studiował tam wychowanek
    Jankowskiego, były ministrant ze św. Brygidy, ulubieniec proboszcza,
    jako nastolatek zadomowiony na plebanii i obdarowywany prezentami. W
    lutym 1980 roku został wyrzucony z seminarium za ,,uleganie wpływowi
    księdza Jankowskiemu, który ma materialistyczne podejście do życia".
    Kuria postanawia odizolować od proboszcza św. Brygidy także resztę kleryków.

    - Czy mogło chodzić o seksualne zaczepki ze strony Jankowskiego? - pytam
    księdza, który jest równolatkiem Jankowskiego. Dziś jest już emerytem.

    - Wtedy nie było mody, żeby o tym mówić. Ale jak Paetz zaczął za bardzo
    brykać, też zabroniono mu kontaktu z klerykami.

    Jankowski żąda od biskupa ,,naprawienia wyrządzonych mu szkód moralnych".
    Konflikt zaostrza się, ale szczęśliwie dla Jankowskiego w stoczni
    wybucha strajk. Lech Kaczmarek, znany z ostrożności wobec
    komunistycznych władz, spragnionych księdza stoczniowców wysłał do
    proboszcza św. Brygidy, która obejmowała opieką duszpasterską wszystkie
    stocznie. Nie wybrał rozpolitykowanych dominikanów ze św. Mikołaja ani
    księży z bazyliki mariackiej.
    Święte obrazki z Jankowskim

    Jankowski, gdy dowiedział się, że to on ma pójść do stoczni i odprawić
    mszę, podobno spisał testament. Ostatecznie miał go przekonać
    temperamentny konferansjer z Opery Bałtyckiej, który przyszedł na
    plebanię i wypalił: ,,Księże, kurwa, to przecież księdza parafia! To jak
    ksiądz ma nie pójść? Jak na wojnę, to na wojnę!".

    Kierowca pożyczonym dużym fiatem (na co dzień proboszcz jeździł
    mercedesem) zawiózł Jankowskiego do stoczni. Do przedniej szyby
    przykleili napis ,,pomoc duszpasterska". Był 17 sierpnia 1980 roku.

    - Jankowski krążył wśród stoczniowców i rozdawał święte obrazki, tyle że
    na odwrocie modlitwy było jego zdjęcie - wspominał Jerzy Borowczak,
    jeden z przywódców strajku.
    Melbourne, 2 maja 2018 r. Kardynał George Pell w eskorcie policji
    opuszcza gmach sądu . Były watykański prefekt sekretariatu ds.
    gospodarczych jest oskarżony o kilkadziesiąt przestępstw seksualnych
    Czytaj także:
    Katolickie piekło na ziemi. Pedofilia w Pensylwanii, Irlandii, połowie
    świata... A Polska?

    Prymas Wyszyński zdecydował, że to proboszcz parafii św. Brygidy będzie
    kapelanem ,,Solidarności". Z czasem żadne ważne wydarzenie, posiedzenie
    Komisji Krajowej, spotkanie, rozmowa nie odbędzie się bez niego. W
    latach 80. ksiądz zostanie nieoficjalnym ministrem spraw zagranicznych
    ,,Solidarności", opiekunem rodziny Wałęsów i dystrybutorem zagranicznej
    pomocy. Tiry z lekami, jedzeniem, ubraniami zajeżdżały na parafię św.
    Brygidy co kilka dni. Z Zachodu płynęły też pieniądze, Jankowski nikomu
    nie odmawiał pomocy - wystarczyło poprosić. Tylko w listopadzie 1982
    roku z pomocy ośrodka przy plebanii stale korzystało 500 rodzin.

    Mimo istnienia wielu instytucji pomocowych dominowała jednak instytucja
    księdza Henryka - przyznawał w rozmowach z dziennikarzami biskup
    Gocłowski, który w 1984 roku zastąpił Lecha Kaczmarka. Nie był
    entuzjastą Jankowskiego, który miał gdzieś kościelne procedury i robił,
    co chciał. Ale Jankowski Kaczmarka się bał, a Gocłowskiego lekceważył i
    nazywał go biskupkiem.
    Całował ich w usta

    Dopóki trwał PRL, plebanię św. Barbary odwiedzały sławy z całego świata,
    gościli tu: premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, prezydent
    Niemiec Richard von Weizsäcker, sekretarz generalny NATO Manfred Wörner,
    Jane Fonda, Joan Baez, Edward Kennedy. Tutaj Wałęsa przyjmował
    zagranicznych dziennikarzy. Przyjeżdżali też Frasyniuk, Kuroń, Michnik,
    Mazowiecki.

    W III RP Lech Wałęsa odsunął się od swojego brata bliźniaka, jak nazywał
    proboszcza św. Brygidy. Prałat Jankowski (honorowy tytuł otrzymał w 1990
    roku) nie został jego spowiednikiem, nie został też biskupem polowym, o
    czym marzył (miał już uszyty odpowiedni mundur). Odesłano go z powrotem
    do kościoła.

    Na plebanii nadal bywali biznesmeni, zaczęli pojawiać się przeciwnicy
    nowej władzy. Na wszystkich wnętrze robiło duże wrażenie. Salon i wielką
    klimatyzowaną jadalnię wypełniały gdańskie meble z ciemnego orzecha,
    szklane gabloty z zabytkowymi monstrancjami. Hol, nazywany przez
    pracowników zbrojownią, obwieszony był szablami, mieczykami, sztyletami,
    ryngrafami. - Inni mają żony, a ja mam meble - tłumaczył ksiądz, gdy
    zarzucano mu zbytnie bogactwo. - Zbierałem je sztuka po sztuce i
    odnawiałem. Mam też bibliotekę białych kruków, kolekcję obrazów i to
    wszystko po mnie zostanie.

    Prywatne mieszkanie proboszcza też nie było banalne. Sypialnia z
    olbrzymim łożem, różowe zasłony, jasne tapety, telefony, puzderka, w
    olbrzymiej łazience dwumetrowa wanna, sztuczne kwiaty, specjalne łóżko
    do masażu. Ksiądz lubił złoto. Często zmieniał pierścienie, a te, które
    mu się znudziły, oddawał na Jasną Górę. I lubił luksusowe, niemieckie
    samochody.

    Po plebanii kręciła się gromadka nastolatków. Nie krępowali się gości.
    Podczas wizyty dziennikarzy na początku lat 90. jeden, ubrany w szorty i
    białą podkoszulkę z napisem ,,Jestem dziewicą", wprowadzał rower.
    Dziesięć lat później kawę i biszkopty podał chłopiec w bawełnianych
    spodenkach i białym T-shircie. Jak nie było nic do zrobienia, chłopcy
    oglądali telewizję i wideo. Gdy prałat przyjmował gości, do obiadów i
    kolacji wkładali identyczne garnitury - księdzu zależało, by wyglądali
    schludnie.
    Profesor Stanisław Obirek
    Czytaj także:
    Pedofilia w Kościele. Stanisław Obirek: Unikałem niedzielnej mszy [CYKL
    ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]

    W 2004 roku ksiądz Krzysztof Czaja (w latach 1994-2004 wikary u św.
    Brygidy) zezna w prokuraturze: ,,Dużo osób zwracało mu na to uwagę,
    duchownych i świeckich. Ja także delikatnie poruszałem ten temat podczas
    luźnych rozmów przy obiedzie. Sygnalizowałem negatywne zachowanie Sławka
    i innych chłopców. Prałat bardzo się obruszał na te uwagi. Wiem, że
    chłopcy nocowali u prałata, on tłumaczył to tym, że źle się czuje w
    nocy. Przed Sławkiem było jeszcze kilku chłopców pozyskanych przez
    prałata spośród ministrantów, którzy także przychodzili na plebanię. Z
    wielkim niesmakiem odbierałem to, jak prałat witał się z nimi. Całował
    ich w usta".

    Ksiądz Józef Paner, obrońca węzła małżeńskiego z biskupiego sądu
    duchownego, rezydował w parafii od 1988 roku. ,,Chłopcy pojawili się na
    plebanii pięć, sześć lat temu - opowie śledczym w 2004 roku. - Nikomu z
    księży tam mieszkających nie podobało się, że chłopcy podają gościom
    alkohol. Nie reagowałem, bo to było niezależne ode mnie. Jednak kiedyś
    przy stole w jadalni specjalnie sprowadziłem rozmowę na temat całowania
    w usta między mężczyzną a chłopcem. W odpowiedzi ksiądz Jankowski
    zapytał mnie: >>A co w tym złego czy dziwnego?<<".
    Ma słabość do blondynów

    - Dlaczego nikt nie reagował? - pytam księdza, który pracował w kurii.

    - Ludzie byli zniesmaczeni, ale traktowali to z uśmiechem: ,,Ma słabość
    do blondynów" albo ,,Prałat nie lubi być sam".

    - Arcybiskup Gocłowski także uczestniczył w przyjęciach, podczas których
    polewali 14-latkowie. Nie wiedział, że bez skrępowania całuje chłopców w
    usta?

    - Biskup powiedział mi kiedyś, że Jankowski jest homoseksualistą.
    Pedofilia była wtedy poza zasięgiem wzroku. A najważniejsze było ,,dobro
    Kościoła". Obowiązywała instrukcja ,,Crimen sollicitationis" z 1962 roku:
    ,,W sprawach dotyczących przestępstw seksualnych osób duchownych należy
    bardziej niż zazwyczaj dbać o to, by postępowano w nich z zachowaniem
    najściślejszej tajemnicy, kiedy zostaną już rozstrzygnięte, pozostaną
    pod zobowiązaniem wiecznego milczenia. Wszyscy, którzy uczestniczyli w
    jakikolwiek sposób w ich osądzaniu lub dowiedzieli się o tych sprawach z
    racji swojego urzędu, są zobowiązani do zachowania nienaruszalnego i
    najściślejszego sekretu, nazywanego sekretem Świętego Oficjum, pod karą
    automatycznej ekskomuniki".

    - W latach 80. i na początku 90. Jankowski był za silny, by Gocłowski
    mógł mu coś zrobić - usłyszę od byłego księdza, który odszedł z Kościoła
    kilka lat po święceniach. - Jankowskiego uwielbiała przełożona brygidek
    matka Tekla Famiglietti, która miała bezpośredni dostęp do Jana Pawła
    II. Biskup liczył, że zostanie kardynałem, nie chciał ryzykować.
    Zdjęcie poglądowe
    Czytaj także:
    Michał Kelm, adwokat Kościoła [CYKL "ZŁY DOTYK W KOŚCIELE"]

    - Gocłowski wiedział o chłopcach na plebanii?

    - O tym mówiło się nawet w seminarium, wszyscy wiedzieli, bo on się z
    tym nie krył. Gdy poszedłem wieczorem do mieszkania księdza - kazał mi
    przynieść jakąś przesyłkę - wyszedł do mnie w samych majtkach. Miałem 20
    lat i byłem w św. Brygidzie na praktyce wakacyjnej. Osłupiałem i
    uciekłem. Opowiedziałem o tym wikaremu. Usłyszałem, żebym unikał
    sytuacji sam na sam z proboszczem. Dowiedziałem się też, że nie ma co
    robić szumu, bo i tak nic się nie wskóra. Chłopcy mieli klucz do
    plebanii, przez którą wchodziło się do prywatnych apartamentów
    proboszcza. Zwykle pochodzili z niezamożnych, często niepełnych rodzin.
    Mieli 13-17 lat.
    Polski Kościół jak łachmyta

    Odstawiony na boczny tor przez dawnych znajomych Henryk Jankowski wiąże
    się z Andrzejem Lepperem, Samoobronę nazywa nową ,,Solidarnością". Jerzy
    Borowczak wspomina, że rozżalony powtarzał: ,,Luje, tu żarły, tu zrobiły
    karierę i tak się odwdzięczają". W 1997 roku Jankowski mówi podczas
    mszy: ,,Nie można tolerować mniejszości żydowskiej w polskim rządzie, bo
    naród tego się boi" (za tę wypowiedź biskup Gocłowski na rok zabrania mu
    głoszenia kazań), co Wielkanoc gdańszczanie biegną do św. Brygidy
    oglądać dekorację grobu. W 1995 roku proboszcz umieścił obok siebie
    symbole Unii Wolności, PSL, SLD, SS, NKWD i KGB. ,,Gwiazdy Dawida nie
    włączyłem tylko dlatego, że jest ona wpisana w symbole swastyki oraz
    sierpa i młota" - zanotowali jego wypowiedź dziennikarze.

    W 2001 roku Grób Pański przedstawiał nadpaloną stodołę, z której
    wystawał szkielet. Obok figura Chrystusa w otoczeniu czaszek i napis:
    ,,Żydzi zabili Pana Jezusa i proroków, i nas także prześladowali". Trzy
    lata później ksiądz ozdabia grób kościotrupem trzymającym flagę Unii i
    odbiera od Leppera nagrodę Człowiek Roku 2004.

    Prałat poza prowokowaniem zajął się lobbingiem, pomocą charytatywną i
    przyjemnościami życia. Codziennie przychodził do niego fryzjer. ,,Polski
    Kościół wygląda jak łachmyta - odpowiadał, gdy zarzucano mu próżność. -
    Grzebienia nie ma czy co?".

    W szafie wisiały sutanny szyte na miarę, wyszukane ornaty (w jeden
    wszyty był przedwojenny sztandar), garnitury, surdut, biały smoking,
    płaszcz Rycerstwa Czarnej Madonny z niebieskim krzyżem. Ksiądz nosił też
    mundur komandora marynarki wojennej, którym mianował go jeden z
    emigracyjnych rządów. Gdy obchodził 40-lecie święceń kapłańskich,
    Akademia Polonijna z Częstochowy uhonorowała go tytułem profesorskim -
    dzień później przechadzał się po kościele w profesorskiej todze.

    W 2001 roku, na 65. urodziny, zaprosił ponad 500 gości do Opery
    Bałtyckiej, występował tam zespół Mazowsze, a ,,Happy birthday"
    zaśpiewała mu amerykańska pieśniarka Gail Gilmore.

    70. urodziny. Prałat Jankowski ze swoimi młodymi przyjaciółmi, Gdańsk,
    klasztor Brygidek, 2006 rok70. urodziny. Prałat Jankowski ze swoimi
    młodymi przyjaciółmi, Gdańsk, klasztor Brygidek, 2006 rok Fot. Renata
    Dąbrowska / Agencja Gazeta

    Wszystko przestało być ważne, gdy 28 lipca 2004 roku prokuratura
    rozpoczęła śledztwo w sprawie ,,doprowadzenia do obcowania płciowego i
    poddania innej czynności seksualnej wobec małoletniego". Henryk
    Jankowski miał 68 lat, coraz mniej pieniędzy i zamożnych przyjaciół,
    cukrzycę, kłopoty z prostatą i chore serce.
    Wałęsa: Szatan różnych ludzi kusi

    Już w niedzielę 1 sierpnia grzmiał z ambony: ,,Na własnej skórze człowiek
    doświadcza tego, co można nazwać totalną wojną z Kościołem i polskością,
    w której metody walki są nieograniczone żadnymi normami i są najbardziej
    plugawe, zakłamane, budzące obrzydzenie! Nie słuchajcie kłamców, nie
    czytajcie gazet wroga!". Kilkuset wiernych homilię nagrodziło owacją.

    Od pierwszych dni sprawę relacjonowały wszystkie tytuły prasowe, stacje
    telewizyjne i radiowe. Ryszarda Socha, dziennikarka ,,Polityki", na
    gorąco odpytała przyjaciół prałata, co sądzą o zarzutach. Tekst ukazał
    się 9 sierpnia.

    Lech Wałęsa: - Trochę mnie to zaskoczyło. Jestem człowiekiem starej
    daty, wychowanym w duchu, że ksiądz to sprawa święta. W mojej filozofii
    nie mieści się coś takiego. Ale szatan różnych ludzi kusi w różnym
    wieku. Ja, dzięki Bogu, z żoną mam aż ósemkę dzieci, więc nie jestem o
    nic podejrzany. Ale też nie wiadomo, co może mnie dopaść po wykonaniu
    tego obowiązku. Człowiek jest tak skomplikowany, że trudno cokolwiek
    przewidzieć. A więc nie sądźmy, żebyśmy nie byli sądzeni.

    - Zbaraniałem - mówi Krzysztof Pusz, podsekretarz stanu w kancelarii
    Wałęsy, później wicewojewoda pomorski. - A potem rozdzwoniły się
    telefony od moich braci, od Ryszarda Kokoszki...

    - Czuję dyskomfort, tyle ważnych rzeczy z naszej przeszłości związanych
    jest z parafią św. Brygidy - mówił Bogdan Lis. - Już samo podejrzenie
    jest uderzeniem obuchem w przeszłość. Ludzie zaczynają tracić wiarę, że
    to, co widzą, jest prawdą, a nie pozorem kryjącym diametralnie różny
    obraz. To sprawa z gatunku szokujących.
    Matka mówi bzdury

    Siedem miesięcy wcześniej, 15 grudnia 2003 roku, rodzice nastoletniego
    przyjaciela księdza Jankowskiego zgłosili się do Sądu Rejonowego w
    Gdańsku. Chcieli, by ich syna skierowano na przymusowe leczenie,
    podejrzewali, że Sławek jest uzależniony od narkotyków. Adwokatka, która
    z urzędu reprezentowała chłopca, uznała, że rodzina jest ,,wydolna", tyle
    że biedna. Ojciec był kolejarzem, matka zarabiała sprzątaniem. Gdy
    opowiedzieli jej o znajomości syna z księdzem Jankowskim (całowanie w
    usta, przytulanie, spanie w jednym łóżku, obdarowywanie prezentami i
    dużymi sumami pieniędzy), nakłoniła sędzię, by skierować sprawę do
    prokuratury. Za zaangażowanie nieznani sprawcy podpalili jej samochód i
    słali listy z groźbami. Nie dała się zastraszyć i w maju 2004 roku
    doprowadziła do spotkania rodziców z biskupem Gocłowskim.

    Matka zeznała potem prokuratorowi, że po tym, gdy biskup wezwał prałata
    na ,,rozmowę dyscyplinującą", zaczepił ją dyrektor gimnazjum Sławka: ,,Jak
    pani mogła poskarżyć się na księdza do biskupa?". Ksiądz Jankowski
    namówił też Sławka, by napisał list do biskupa, w którym przepraszał za
    rodziców: ,,Matka mówi bzdury i kłamstwa", i bronił prałata: ,,Jest dla
    mnie autorytetem". Oszustwo się wydało, bo w śledztwie chłopiec przyznał
    się do wszystkiego. ,,Ksiądz dzwonił i mówił, że mam namówić mamę, aby
    odwołała wszystko u biskupa - zeznał. - Powiem prawdę, jak było z tym
    listem. Dostałem kartkę i przepisałem to, co ksiądz wcześniej napisał".
    Kościół płaci za pedofilię księdza. Rewolucyjny wyrok polskiego sądu:
    milion odszkodowania i renta
    Czytaj także:
    Kościół płaci za pedofilię księdza. Rewolucyjny wyrok polskiego sądu:
    milion odszkodowania i renta
    Do tyłka mu się nie dobierał

    Matka Sławka zeznawała w prokuraturze 28 lipca o godzinie 9.30. -
    Zaczęło się w 2001 roku. Sławek chodził do pierwszej klasy gimnazjum.
    Zasłabł i ksiądz Jankowski zabrał go na plebanię. Służył tego dnia do
    mszy. Niepokoiliśmy się, ale ksiądz zadzwonił i powiedział mężowi, że
    pomoże Sławkowi. Syn po powrocie z plebanii był zauroczony prałatem.
    Opowiadał o wystroju, szablach i orderach. Zaprzyjaźnił się z księdzem i
    od razu po szkole szedł na plebanię, zostawał tam trzy, cztery godziny.
    Byłam dumna, że ktoś tak znany, ksiądz, zainteresował się moją rodziną.
    Z czasem syn zaczął zostawać u księdza na noc. W lutym proboszcz zabrał
    go do Rzymu na ferie, pojechali tylko we dwójkę. Byli 10 dni. Sławek
    powiedział mi, że spał z księdzem w jednym łóżku. Miał wtedy 13 lat.
    Jakiś czas później syn po powrocie do domu napisał na kartce: >>Mamo,
    wróciłem tak późno, bo wolałem iść z chłopakami, niż pójść do księdza.
    Zaraz ci coś napiszę, tylko się nie przestrasz, ksiądz jest
    homoseksualistą - znalazłem kasetę<<. Zauważyłam, że jak zabieram Sławka
    z plebanii do domu, ksiądz całuje go prosto w usta i głaszcze po twarzy.
    Kiedyś ksiądz powiedział mi, że Sławek w nocy kasłał i się pocił.
    Spytałam: >>czy ksiądz śpi ze Sławkiem w jednym łóżku?<<. Gdy potwierdził,
    zapytałam: >>a czy ksiądz go nie skrzywdził?<<. Usłyszałam, że >>mogę być
    spokojna, do tyłka mu się nie dobierał i może mi spojrzeć prosto w
    oczy<<. Po wyjeździe Sławka z Jankowskim do Hamburga, a jeździł z nim
    wielokrotnie, zadzwonił ksiądz i powiedział, że Sławek robił mu jakieś
    zdjęcia w łazience, i prosi, żebym zniszczyła kliszę. Wyrzuciliśmy z
    mężem ją do kosza".

    Matka Sławka, która za 800 złotych miesięcznie zaczęła sprzątać na
    plebanii, widziała, że Jankowski całuje w usta innych chłopców, klepie
    ich po pośladkach, przytula. Sławek od początku dostawał od księdza
    markowe ubrania, telefony komórkowe i sporo gotówki. Jednorazowo prałat
    potrafił dać mu kilka tysięcy złotych. Wyróżniał go spośród innych chłopców.

    ,,Zmieniła się osobowość mojego syna - zeznała matka. - Stał się
    agresywny, słuchał tylko księdza Jankowskiego. Palił papierosy, pił
    alkohol, brał narkotyki. 1 grudnia 2003 roku Sławek rzucił gimnazjum i
    uciekł z domu. Ksiądz Jankowski nadal się z nim kontaktował i dawał mu
    pieniądze". Po siedmiu godzinach przesłuchanie przerwano ze względu na
    zmęczenie świadka.
    Ksiądz był zazdrosny

    Siedmiu policjantów podjechało po godzinie 16 pod plebanię i osłupiałej
    sekretarce pokazało nakaz rewizji. Gdy proboszcz otworzył sejf, na
    wierzchu leżała kopia listu Sławka do biskupa Gocłowskiego. ,,Dostałem go
    od Sławka - tłumaczył się policjantkom. - Ta jego matka to złodziejka,
    jest chora psychicznie".
    Arkadiusz Jakubik: Naszym konsultantem, obecnym prawie przy każdej
    scenie, był Piotrek Szeląg. Były ksiądz, który zna Kościół od podszewki
    wywiad
    Czytaj także:
    Arkadiusz Jakubik: Żaden polski rząd nie miał odwagi zerwać paktu o
    nieagresji z Kościołem. Ale to nieuniknione

    W mieszkaniu księdza znaleziono kilkanaście kaset wideo. Na jednej
    odkryto film pornograficzny. Podczas przeglądania zawartości twardych
    dysków na komputerach informatyk dotarł do śladów plików, które dzień
    przed rewizją skasowano. Wyczyszczono zdjęcia młodych mężczyzn i witryny
    o charakterze pornograficznym. Na płycie CD-R śledczy znaleźli
    zeskanowane podpisy konserwatora zabytków, biskupa Gocłowskiego i wielu
    innych osób. Z plebanii zabrano notesy prałata, pistolet gazowy, amunicję.

    Wikarego Krzysztofa Czaję prokuratorzy wezwali na wieczór. Przesłuchanie
    zaczęto o godzinie 20.05. ,,Sławek, jak go poznałem, był bardzo dobrym i
    wrażliwym dzieckiem - zeznał ksiądz. - Jednocześnie przestał być
    akceptowany wśród swoich kolegów i koleżanek w szkole z uwagi na te
    bliskie, towarzyskie kontakty z prałatem".

    Sławka wezwano trzy dni później. 16-letni, ładny blondyn był
    zdenerwowany. ,,Nie straszcie mnie - hardo odzywał się do śledczych. -
    Wiem, że jest jakaś sprawa o homoseksualistwo księdza Jankowskiego.
    Powiem krótko: nigdy nic takiego nie było. Pomagałem przy stole,
    nalewałem alkohol. Jak nocowaliśmy na plebanii, to słuchaliśmy radia i
    piliśmy piwo z innymi chłopakami".

    Gdy prokurator spytał o całowanie w usta, Sławek odpowiedział:
    ,,Wiedziałem, że jak nie będę nic mówił, to coś dostanę. Zresztą innych
    też obejmował i całował. Gdybym nic nie dostawał od księdza, tobym nie
    pozwolił, aby mnie dotykał i całował. Mówił do mnie >>Mycuś<<. Kiedyś
    wkurzyłem się, bo ksiądz za bardzo mnie przytulał. Miałem wtedy 14 lat.
    Mnie to krępowało, ale nie rozmawiałem o tym z innymi chłopakami. Ksiądz
    mówił, że dziewczyny brzydko pachną, że śmierdzą. Sugerował, że
    mężczyźni są fajniejsi. Z początku było to dla mnie trudne, to
    przytulanie i całowanie, potem zobaczyłem, że mogę coś z tego mieć.
    Ksiądz był zazdrosny o mój czas, miałem swoje zainteresowania, piłka
    nożna, rower, ryby, a on ograniczał mnie czasowo. Jak byliśmy gdzieś na
    przyjęciu, to nie chciał, bym gdzieś szedł, miałem być tylko z nim".
    Wojciech Tochman
    Czytaj także:
    Etyka handlarzy ludźmi [TOCHMAN]
    Lew-Starowicz: forma okazywania bliskości

    ,,Oczekuję od pana ministra opublikowania przeprosin za dopuszczenie do
    tego wszystkiego, co dzieje się w podległych panu placówkach i mediach.
    Dlaczego Kościół i mnie wszyscy mogą opluwać?" - napisał 10 sierpnia
    Henryk Jankowski do ministra sprawiedliwości Marka Sadowskiego. Tego
    samego dnia prałat składa w prokuraturze okręgowej zawiadomienie o
    pomówieniu go przez przedstawicieli środków masowego przekazu (odmówiono
    wszczęcia postępowania). Tydzień później pełnomocnik księdza prosi
    prokuratora apelacyjnego w Gdańsku, by śledztwo prowadziła prokuratura
    spoza Trójmiasta. Pisze: ,,Jest to typowe polowanie z nagonką, gdzie rola
    zwierzyny przypadła kapłanowi, dziennikarze spełniają rolę naganiaczy, a
    prokuratorzy starają się przejąć rolę myśliwego". Kilka dni później
    śledztwo przeniesiono do Elbląga.

    Biskup Tadeusz Gocłowski zareagował dopiero 17 sierpnia. Dwa dni po tym,
    gdy podczas kazania prałat nazywał polityków ,,geszefciarzami", którzy
    przedstawiają Polaków jako pijaków, degeneratów, zboczeńców i oskarżają
    o różne ,,molestowania", biskup zajechał na plebanię i zażądał, aby
    Jankowski dobrowolnie zrezygnował z probostwa. Zarzucał mu nieobyczajne
    zachowania i uprawianie polityki.

    20 sierpnia Tadeusz Gocłowski pisze do Jankowskiego: ,,Poważny problem,
    który od kilku lat budzi mój niepokój, to twój stosunek do młodych
    mężczyzn, do chłopców, którzy stale kręcą się po plebanii, chodzili po
    twoich pokojach, nalewali wino w czasie obiadu czy kolacji. Zwracałem ci
    na to uwagę. Kapłani i inni pracujący w św. Brygidzie sygnalizowali i
    tobie, i mnie niebezpieczeństwo złośliwych komentarzy. Twoje wyjazdy z
    chłopcami do Rzymu czy Niemiec ten niepokój pogłębiały". Biskup grozi,
    że jeśli prałat nie złoży rezygnacji dobrowolnie, dostanie dekret
    zwalniający go z funkcji, co pociągnie za sobą powiadomienie Watykanu.

    Prałat i biskup wymieniają jeszcze kilka listów, Henryk Jankowski nie
    chce oddać probostwa dobrowolnie. Jedzie do Rzymu i tam szuka poparcia.
    Nie pomaga - 16 listopada Tadeusz Gocłowski mianuje administratorem
    parafii Krzysztofa Czaję. Jankowski może zostać na plebanii, ale ma się
    przeprowadzić - zostają mu salonik i sypialnia na piętrze z osobnym
    wejściem.
    Ksiądz pedofil wywiózł dziecko do Włoch
    Czytaj także:
    Ksiądz pedofil wywiózł 13-latka do Włoch. Dziś proponuje: ty zapomnij i
    ja zapomnę. Zacznijmy żyć po bożemu

    20 grudnia 2004 roku prokurator Barbara Kamińska z Prokuratury Okręgowej
    w Elblągu umarza śledztwo w sprawie ,,doprowadzenia małoletniego do
    obcowania płciowego i poddania innej czynności seksualnej". Mimo że
    biegła psycholog sugerowała, że Sławek zataił, co działo się między nim
    a prałatem, zwyciężyła opinia innego biegłego. Profesor Zbigniew
    Lew-Starowicz napisał: ,,Zachowanie polegające na całowaniu w usta,
    klepaniu po pośladkach, przyciąganiu mocno do siebie i jednocześnie
    przytulaniu do klatki piersiowej oraz głaskaniu po twarzy miały
    charakter publiczny. Wyżej wymienione zachowania księży wobec chłopców
    są dość często spotykane i w wielu przypadkach nie mają charakteru
    seksualnego, bywają formą okazywania bliskości".

    30 grudnia Henryk Jankowski pisze do Kongregacji do spraw Duchowieństwa
    rekurs, chce, aby przywrócono go na stanowisko. Ale Watykan podtrzymuje
    decyzję biskupa Gocłowskiego.
    Prokurator umarza oba śledztwa

    Ta sama prokurator zamyka 20 grudnia jeszcze jedno śledztwo, o którym
    mało kto wie. Piotr, były ministrant z wioski w Borach Tucholskich,
    napisał do Prokuratury Rejonowej w Poznaniu, Prokuratury Okręgowej w
    Gdańsku i w Elblągu. Gdy nikt nie zareagował, wysłał list do Prokuratury
    Generalnej. Chciał, by przesłuchano go jako świadka w sprawie księdza
    Henryka Jankowskiego. Zeznania złożył 13 października 2004 roku w
    Warszawie. - 8 grudnia 1997 roku po raz pierwszy uciekłem z domu. Byłem
    uczniem siódmej klasy, bałem się, że będę miał jedynkę z fizyki.
    Pojechałem do Gdańska. Wieczorem głodny i zmęczony drzemałem na dworcu
    PKP. Ktoś mi powiedział, żebym poszedł do parku przy Żaku, który leży
    blisko dworca. Kręciło się tam sporo chłopców i mężczyzn. Starszy,
    elegancki pan w okularach zaoferował, że mi pomoże. Zgodziłem się, bo
    rozpoznałem w nim Henryka Jankowskiego. Pojechaliśmy zagranicznym
    samochodem na plebanię. Chciałem się wykąpać, ksiądz otworzył drzwi
    łazienki i przyglądał się, kazał mi odwrócić się przodem. Potem zrobił
    mi herbatę, podał kanapki, podczas kolacji opowiadałem księdzu, dlaczego
    uciekłem z domu. Po pół godzinie Jankowski powiedział, że mogę zostać na
    plebanii, jeśli będę z nim spał w jednym łóżku. Było mi wszystko jedno,
    ledwo stałem na nogach. Gdy oglądałem jeden z obrazów, ksiądz podszedł
    do mnie i zaczął głaskać po głowie, po chwili muskał ustami policzki.
    Kiedy pocałował mnie w usta, odruchowo odepchnąłem go. Jankowski skarcił
    mnie i kazał się rozebrać. Gdy stałem nagi, proboszcz spytał się, czy
    napiję się drinka. Szybko wychyliłem szklankę i zaszumiało mi w głowie.
    Ksiądz jedną ręką rozpiął rozporek, drugą trzymał mnie mocno za plecy.
    Klęknąłem, wtedy zbliżył się i włożył mi członka do ust. Powiedział, że
    nie będę tego żałował. Po wszystkim zrobiło mi się niedobrze i pobiegłem
    do toalety zwymiotować. Rano Jankowski dał mi 1000 złotych i wypchnął za
    drzwi. ,,Należy ci się, bo byłeś dobry" - usłyszałem na pożegnanie. To
    zdarzenie z grudnia 1997 roku wpłynęło na moje dalsze życie prywatne i
    seksualne, spowodowało, że zostałem homoseksualistą i utrzymywałem się z
    prostytucji - zakończył zeznanie.

    W 2001 roku Piotr usiłował popełnić samobójstwo, skacząc z komina
    kotłowni. Z domu uciekał 50 razy, prostytuował się, kradł pieniądze z
    automatów, a gdy zamknięto go w poprawczaku, miał kolejną próbę
    samobójczą. Od 16. do 18. roku życia przebywał w Młodzieżowym Ośrodku
    Adopcji Społecznej w Studzieńcu. Biegły psycholog ocenił, że ,,relacja
    Piotra dotycząca jego kontaktów seksualnych z księdzem Jankowskim jest
    wiarygodna zarówno z punktu widzenia oceny psychologicznej, jak i
    seksuologicznej". Ale prokuratorzy przesłuchują babcię chłopca, nie
    wierzy, że jej wnuk jest homoseksualistą. Podobnie matka nigdy nie
    podejrzewała syna o skłonności homoseksualne. ,,Zawsze wolał się bawić z
    dziewczynkami niż z chłopcami" - zeznaje. Prokurator umarza śledztwo, w
    uzasadnieniu pisze, że ,,nie zebrano danych dostatecznie uzasadniających
    podejrzenie popełnienia przez Henryka Jankowskiego przestępstwa".

    Kilka lat temu Piotr wystąpił ze swoim partnerem w programie Ewy
    Drzyzgi, w którym homoseksualne pary opowiadały o swych związkach.
    Próbowałam go odnaleźć, nie udało mi się. Jego kuzyn powiedział, że nie
    życzy sobie o nim rozmawiać. Rodzice: ,,Nie znamy takiego człowieka".
    Sąsiedzi: ,,Piotruś już tu nie mieszka".

    Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Elblągu Iwona Piotrowska informuje
    mnie, że prokurator Kamińska jest na zwolnieniu lekarskim, ale ,,nie ma
    co czekać, aż wróci do pracy, bo i tak nie będzie ze mną rozmawiać o tym
    śledztwie". Na koniec dodaje, że to była trudna sprawa.
    Danuta Wałęsowa: ,,Byłam oburzona"

    - Niczego takiego nie dostrzegłem - zapewnia Jerzy Borowczak, gdy pytam
    go o chłopców na plebanii. - Pomagali przy stole, ale żeby coś więcej -
    nie! A od sierpnia 1980 roku bywałem tam bardzo często. Przecież coś by
    mi wpadło w oko.

    - Poznałem go w latach 80. - mówi adwokat Jacek Taylor, członek komisji
    charytatywnej, która działała na plebanii św. Brygidy. - Nic
    szczególnego nie zaobserwowałem, ale byłem tak zalatany, że wpadałem tam
    i wypadałem. Na pokojach prałata bywałem rzadko. Potem, w latach 90.,
    grupowo obraziliśmy się na księdza Jankowskiego i mało kto tam przychodził.

    Danuta Wałęsowa w swojej biografii ,,Marzenia i tajemnice" napisała: ,,W
    obecności kobiet i dorastających dzieci potrafił wypowiadać obleśne
    słowa. Byłam oburzona... Dlatego te wszystkie hece, jakie wyczyniał,
    mnie nie zaskoczyły i nie zgorszyły". Ale dziś nie chce do tego wracać,
    tym bardziej że Henryk Jankowski nie żyje.

    Przyjaciel księdza, restaurator i właściciel sieci piekarni Grzegorz
    Pelowski wytrwał z prałatem do końca, pomagał mu finansowo, karmił i
    opiekował się nim. - Mocno podupadł na zdrowiu, gdy biskup odebrał mu
    probostwo. Zaczęły się też problemy z pamięcią. Jechaliśmy do Skarszew
    na imieniny do znajomego, a prałat pięć razy mnie pytał: ,,Gdzie ja jestem?".

    - A chłopcy? Spotykał pan ich na plebanii?

    - Byli różni, pomagali, ale nie szanowali go. Spodnie zostawił, bo szedł
    się kąpać, któryś wyciągnął klucz do sejfu i zginęło 5 tysięcy złotych.
    Był dla nich pobłażliwy. A potem pojawił się Mariusz Olchowik i omotał
    księdza. Jankowski zgodził się na wino ze swoją podobizną, wodę
    mineralną. Olchowik chciał zakładać sieć kawiarni, w których zatrzymywać
    się mieli pielgrzymujący do stoczni turyści, oraz sieć komórkową Prałat
    Mobile. Prałat był ciężko chory, a oni jeździli z nim po Polsce jak z
    misiem i załatwiali interesy.

    - Ostrzegał pan księdza?

    - Oczywiście, ale nie skutkowało. Księdza opuściła większość znajomych,
    nie dojadał, żalił się, że zamykają przed nim kuchnię na plebanii. On,
    taki elegant, chodził w poplamionej koszuli i spodniach. Nie miał się
    nim kto zająć. Na szczęście arcybiskup Leszek Głódź zapraszał go do
    siebie na kolacje, dbał o niego.
    ,,Żegnaj rycerzu Rzeczpospolitej..."

    O arcybiskupie Sławoju Leszku Głódziu Henryk Jankowski powie, że
    ,,zwrócił mu honor". W 2008 roku Głódź zajął miejsce Tadeusza
    Gocłowskiego, który odszedł na emeryturę. Parafią odtąd miało kierować
    dwóch kapłanów, jednym z nich był Jankowski. Na skandale nie trzeba było
    długo czekać, podczas kazań prałat nazwał pisarza Pawła Huellego
    ,,Żydziskiem wstrętnym", szefa SLD Grzegorza Napieralskiego ,,polityczną
    kreaturą". Nowemu biskupowi to nie przeszkadzało.
    Czytaj także:
    1997. Ks. Jankowski mówił: "Nie można tolerować mniejszości żydowskiej w
    polskim rządzie". Politycy milczeli

    Jesienią 2009 roku Henryk Jankowski przechodzi na emeryturę. Jest chory,
    amputowano mu kawałek stopy, potem kolejny, słabnie mu pamięć. Jest
    rozgoryczony. ,,Tyle zrobiłem, a nikt tego nie docenił" - mówi do
    znajomego księdza. Pelowski i inni znajomi zrzucali się po kilkaset
    złotych, płacili też za jego telefon. Henryk Jankowski zmarł 12 lipca
    2010 roku. Kilka dni później rodzina zabrała wszystko, co po nim zostało.

    Arcybiskup Głódź decyduje, że prałat zostanie pochowany w bocznej nawie
    św. Brygidy. W pierwszych ławkach siedzą: prezydent Gdańska Paweł
    Adamowicz, Marian Krzaklewski, Janusz Śniadek, Katarzyna i Aleksander
    Hallowie. Jest też Danuta Wałęsa, ojciec Tadeusz Rydzyk, Jacek Kurski,
    Marian Krzaklewski, Janusz Śniadek, Andrzej Lepper, Zbigniew Niemczycki.
    W świątyni mieści się 1500 osób. Reszta ogląda mszę na telebimie przed
    kościołem.
    Afery pedofilskie w Kościele na świecie
    Czytaj także:
    Pedofilia w Kościele

    ,,Żegnaj, rycerzu Rzeczpospolitej. Byłeś i jesteś ikoną >>Solidarności<<.
    Miano Ci za złe, że lubisz piękne przedmioty i garnitury. Liczono, ile
    ich masz, a masz ich dwa - biały i czarny. I laskę ze srebrnym okuciem -
    mówił podczas kazania Leszek Głódź. - Nie stanęli w Twojej obronie ci,
    którzy cię dobrze znali, z którymi szedłeś przez najtrudniejszy czas".
    Arcybiskup podkreślał, że Jankowski był niedoceniany przez rodaków. W
    ostatnich latach życia dotknęło go ,,doświadczenie Hioba - doświadczenie
    choroby, samotności, opuszczenia i upokorzenia".

    Leszek Głódź zgodził się ze mną spotkać i porozmawiać o księdzu
    Jankowskim. - Przyjdzie pani i nagramy wszystko.

    Gdy kilka dni później dzwonię, słyszę: - Nie mam czasu, a zresztą jestem
    jedną nogą na tamtym świecie.

    - Obiecał ksiądz - mówię.

    - Nic nie obiecywałem - irytuje się biskup. - Zresztą wiem, co pani chce
    napisać. Wszystko, co mam do powiedzenia o księdzu Jankowskim,
    powiedziałem podczas mszy pogrzebowej. Wysłać pani treść kazania?

    - Dziękuję. Znam.
    130 tysięcy na cokole

    Rok po śmierci prałata Grzegorz Pelowski i szef gdańskiej ,,S" Krzysztof
    Dośla powołali komitet budowy pomnika prałata Jankowskiego. Zebrali 130
    tysięcy złotych (Paweł Adamowicz, ministrant w św. Brygidzie, jako jeden
    z pierwszych dał 3 tysiące złotych), a urzędnicy magistratu
    błyskawicznie udzielili zgód. Rzeźbiarz Giennadij Jerszow zrobił projekt
    za darmo, a żeby było taniej, odlew powstał w Kijowie.

    31 sierpnia 2012 roku 2,6-metrowy ksiądz Jankowski stanął na cokole
    twarzą w stronę bazyliki mariackiej. To tam cztery lata później spotkała
    go Barbara Borowiecka.

    Korzystałam z książek: Jerzy Danilewicz, ,,Bursztynowy prałat", Świat
    Książki, Warszawa 2014, Peter Raina, ,,Ostatnia bitwa prałata. Sprawa ks.
    Henryka Jankowskiego o molestowanie osób małoletnich w świetle
    dokumentów", Dzieszko.com, Rzeszów 2013







Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1