Po pół roku czynności egzekucyjnych komornik przysłał mi pismo, że skoro
nie umiem mu powiedzieć co ma zająć dłużnikowi (bo dłużnik mu
powiedział, że nic nie ma). I mogę sobie iść jeszcze do sądu żeby mi sąd
powiedział co ma dłużnik (nie poszedłem i nie pójdę) a jak nie to w
ciągu 7 dni postępowanie komornicze zostanie umorzone.
A jednocześnie dostałem wezwanie do zapłacenia zaliczki na poczet
korespondencji - bo jak nie, to postępowanie zostanie umorzone.
To po kiego grzyba mam tę zaliczkę płacić? Jaka to może być
korespondencja? Papierek, że minęło 7 dni i komornik dziękuje mi za
kolejne 300zł które wtopiłem?

PS Czy naprawdę komornik nie może - choćby wirtualnie, wpisem do
hipoteki mieszkania, papierów auta zająć czegoś dłużnikowi tylko
dlatego, że dłużnik powie "owszem, jestem właścicielem auta, ale nie
wiem gdzie ono jest, a na policję nie zgłaszałem kradzieży, bo nie
chciało mi się"??? Mowa o komorniku, który - przypadkiem byłem świadkiem
rozmowy - zajął matce z dwojgiem małych dzieci konto bankowe z MOPS,
którego - jak sam przyznał - zajmować nie powinien, ale nie odblokuje.
Czy ci komornicy działaj na zasadzie co widzę biorę, czego nie widzę
zlewam - styknie mi to co wierzyciel zapłacił za różne wywiady i
korespondencje?
PPS Czy dłużnika, który nic nie ma - i wg prokuratury (zgłaszałem rok
temu sprawę na policję, prokuratura olała) jest czysty można wsadzić do
więzienia? Ten "mój" komornik prowadził równolegle trzy identyczne
sprawy przeciwko mojemu dłużnikowi. Jedną prowadził ktoś z Warszawy. Z
tego co wiem - zawsze szło o wzięcie zadatków, pokazanie się na dzień
dwa w pracy i szukaj wiatru w polu. Wg prokuratury to nie jest oszustwo
- bo facet przychodził do pracy a nie uciekał od razu z kasą. Czyli
jakby nie do końca pani prokurator miała rację, że nie ma znamion
przestępstwa...