-
1. Data: 2003-02-25 19:38:08
Temat: Uwarunkowania karne alkoholu w miejscu publicznym
Od: "janka kowalska" <f...@N...gazeta.pl>
Na przestrzeni ostatnich miesięcy mamy do czynienia z prawdziwą epidemią
sytuacji, których scenariusz można przedstawić następująco:
1. Obywatel X. dzwoni na Policję, informując że obywatel Y. - zazwyczaj
lekarz, ale może to być np. wójt czy nauczyciel - jest nietrzeźwy na
stanowisku pracy. Bywa tak, że obywatel X. nie podaje nazwiska i dzwoni z
telefonu "na kartę", czyli uniemożliwiającego identyfikację rozmówcy (dwa
przypadki znane mi osobiście).
2. Efektem telefonu jest zazwyczaj wyjazd brygady interwencyjnej, która wpada
do odnośnej instytucji - szpitala, urzędu gminy, szkoły - i podsuwa
obywatelowi Y. alkomat pod buzię.
3. Obywatel Y. zazwyczaj (bo ludzi świadomych swoich praw nie ma w naszym
kraju nadmiernie dużo) dmie w tutkę i na wskaźniku mamy np. 0,9 promila
okowity w wydychanym powietrzu.
4. Relacja z aferki ukazuje się w TV - najlepiej publicznej - obowiązkowo z
udziałem Prokuratora, który mówi o wdrożonym postepowaniu wyjaśniającym, a
czasem nawet o rychłym postawieniu zarzutów.
W związku z powyższym scenariuszem mam kilka pytań - które adresuję do
PRAWNIKÓW (a nie fanatyków trzeźwości, moralności publicznej i podobnych
kategorii):
1. Jakiego konkretnie przestępstwa lub wykroczenia dopuszcza się pijany
doktór, wójt, belfer?
2. Jaka sankcja karna grozi za odmowę dymania w alkomat lub pobrania krwi na
badanie - niezależnie od tego, czy osoba niedymająca lub niepoddająca się
wampiryzacji jest, czy nie jest "pod wpływem alkoholu lub podobnie
działającego środka"?
3. Czy w ogóle cała akcja omówiona w scenariuszu 1.-4. nie jest bezprawna,
jeśli zdarzenie nie spełnia warunków wymienionych w Kodeksie Karnym
(prowadzenie samochodu po gorzale itp.) ani w przepisach karnych Ustawy o
wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (nieobyczajne
zachowanie osoby "pod wpływem", spożywanie, sprzedawanie alkoholu w miejscu
publicznym itp.)?
Niech puryści moralni nie myślą, że chodzi mi o możliwość bezkarnego picia w
pracy. Jestem lekarzem, spotykam się z mnóstwem ludzi i prawie codziennie
zdarza się, że to, co im mówię, nie zgadza się z tym, czego oczekiwali. I nie
chcę, żeby ktoś, komu nie spodobała się moja diagnoza (związana np. z rentą,
czy odszkodowaniem), twarz czy nazwisko, mógł wyżyć się na mnie dzwoniąc pod
997. Dla niego to 1 minuta i 34 grosze. Dla mnie to parę godzin głupich
rozmów z podejrzliwymi facetami i poczucie, że jestem śmieciem, którym można
pomiatać na podstawie ... No właśnie - na jakiej podstawie?
Podobno państwo prawa polega na tym, że pomiatanie człowiekiem jest możliwe
tylko wtedy, gdy jest na to odpowiedni przepis. Nie ma przepisu - nie ma
pomiatania.
Na tym polega wolność.
Podobno.
Prawnicy - którzyście ostoją i rdzeniem demokracji - odpowiedzcie!
J. Kowalska
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/