-
1. Data: 2019-06-01 14:46:55
Temat: Pożyczył pieniądze, potem oskarżył księdza o molestowanie
Od: u2 <u...@o...pl>
ciekawy sposób wyłudzenia pożyczki, na molestowanie:)
https://wiadomosci.wp.pl/ujawniamy-tajemnice-marka-l
isinskiego-pozyczyl-pieniadze-potem-oskarzyl-ksiedza
-o-molestowanie-6386953412941441a
Tomasz Molga
wczoraj (20:59)
Ujawniamy tajemnice Marka Lisińskiego. Pożyczył pieniądze, potem
oskarżył księdza o molestowanie
Marek Lisiński z Fundacji "Nie Lękajcie się" pożyczył pieniądze od
księdza, nie oddał ich, a później oskarżył duchownego o molestowanie.
Dotarliśmy do świadków, którzy rzucają nowe światło na historię osoby
przedstawiającej się jako ofiara Kościoła.
Marek Lisiński, były już szef Fundacji "Nie lękajcie się", zajmującej
się pomocą dla ofiar księży pedofili, jest twarzą walki z tym ponurym
zjawiskiem w Kościele. Szczerość jego intencji miał potwierdzać fakt, że
sam był w młodości molestowany przez księdza. Nigdy jednak nie ujawnił,
w jakiej parafii doszło do przestępstwa oraz kim był jego prześladowca.
Dotarliśmy do świadków tamtych wydarzeń.
Pożyczył od księdza pieniądze, potem oskarżył o molestowanie
Historia sięga 2007 roku i dzieje się w dwóch parafiach niedaleko
Płocka. Marek Lisiński miał wzbudzić litość u księdza Zdzisława
Witkowskiego, proboszcza parafii w Korzeniu. Przedstawił się jako były
ministrant jego parafii, który potrzebuje pieniędzy na leczenie żony.
Pożyczył 23 tys. zł. Pieniądze zobowiązał się zwrócić po powrocie z
Niemiec, gdzie planował pracować. Gdy ksiądz dowiedział się, że w
sprawie choroby żony został oszukany, zażądał zwrotu pożyczki.
Marek Lisiński złożył pisemne zobowiązanie do zwrotu pieniędzy. Wkrótce
potem napisał do biskupa płockiego pismo, w którym oskarżył proboszcza o
wykorzystywanie seksualne. Miało do tego dość w latach 1980-1981, gdy
Lisiński był ministrantem. W latach 2010-2013 biskup płocki prowadził
postępowanie wyjaśniające zarzuty.
Pokwitowanie pożyczki od księdza Witkowskiego. Lisiński miał jej nie
spłacić, a później oskarżyć duchownego o molestowanie
WP.PL
Nikt nie wierzy w historię Lisińskiego
Ks. Zdzisław Witkowski został ukarany przez biskupa 3-letnim zakazem
sprawowania posługi kapłańskiej. To wszystko przy braku konkretnych
dowodów - co jednak nie powinno dziwić, bo do molestowania miało
przecież dojść w latach 80.
W opinii psychologicznej na temat księdza, przygotowanej na użytek sądu
biskupiego, czytamy: "brak jest wystarczających przesłanek
psychologicznych przemawiających za prawdziwością oskarżeń". Z akt
wynika też, że oskarżyciel wnioskował, aby uniewinnić księdza.
W winę proboszcza nie wierzyli i nadal nie wierzą parafianie, w tym
również ministranci z Poniatowa i Chamska. - Lisiński posługuje się
oszczerstwami dla własnych korzyści finansowych, aby nie oddać pożyczki
księdzu - zapewniają w rozmowie z WP trzy kolejne osoby. To autorzy
listu do biskupa płockiego, którzy ręczyli na niewinność księdza
Witkowskiego.
O niewinności księdza Witkowskiego zaświadcza również rodzina, która
przez wiele lat mieszkała z nim w jednym domu, "przez ścianę". Nikt z
nich nigdy nie widział, aby ksiądz Witkowski przyjmował chłopców w
mieszkaniu. Twierdzą, że Lisiński nie był ministrantem, tylko chuliganem.
Księdza oskarżanego przez Marka Lisińskiego ukarano, choć brakowało
dowodów winy. Akta postępowania.
WP.PL
Kara na pokaz. "Zostałem wrobiony"
Jednak do ukarania księdza Witkowskiego doszło. Miał o tym przesądzić
płocki biskup Piotr Libera, ambitny hierarcha, który zapowiedział walkę
z patologiami w Kościele. Wymiar kary dla księdza z Poniatowa został
potwierdzony jako "sprawiedliwy" przez dekret Kongregacji Nauki i Wiary
w Rzymie (przyp. red - wątpliwości wokół tego wątku w dalszej części
tekstu).
Ksiądz Zdzisław Witkowski czuje się skrzywdzony. - Zostałem w to
wszystko wrobiony. Marek Lisiński jest osobą, która udaje ofiarę. Biskup
chciał szybko zamknąć sprawę oskarżenia. Nie narażać diecezji na ataki
mediów, proces i odszkodowanie - twierdzi w rozmowie z WP ksiądz
Zdzisław Witkowski. Obecnie mieszka w rodzinnym domu. Utrzymuje się z
emerytury nauczycielskiej. Nie zgadza się na dłuższą rozmowę, bo ma zakaz.
Biskupi wydali wojnę pedofilom w sutannach. "Przez duchownych jesteśmy
krytykowani z powodu surowego podejścia"
Marek Lisiński licytuje się z Kurią. Chciał 200 tys. zł
Po głośnym w mediach wyroku miliona złotych zadośćuczynienia dla ofiary
wykorzystywania seksualnego przez księdza Lisiński stał się ekspertem od
problemu pedofilii. O jego fundacji "Nie lękajcie się" zajmującej się
pomocą dla ofiar księży zrobiło się głośno, gdy opublikowała raport i
mapę pedofilii.
Marek Lisiński cały czas publicznie podkreślał, że jako ofiara księdza
nie otrzymał pomocy od Kościoła, a biskupi nie wykonali w jego stronę
przyjaznego gestu. Stawiał w trudnej sytuacji biskupów z Płocka. Ci
zdecydowali się upublicznić część korespondencji w jego sprawie. Wynika
z niej, że szef fundacji 'Nie Lękajcie się" gotów był zrezygnować ze
swojej działalności w zamian za pieniądze.
W jednym z listów czytamy:
"Jeżeli Biskup byłby gotowy wypłacić mi rekompensatę w wysokości 200
tys. zł na terapię, straty moralne i psychiczne, gotów jestem zrzec się
przyszłych roszczeń, a nawet wycofać się z działalności publicznej w
fundacji".
To niejedyne kontrowersje wokół Lisińskiego. "Gazeta Wyborcza" napisała,
że miał wyłudzić pieniądze od ofiary księdza pedofila.
Po publikacji "GW" Lisiński zrezygnował z kierowania fundacją. W sprawie
ks. Witkowskiego skierował nas do swojego prawnika. - Już w trakcie
procesu sądowego pojawiały się relacje mieszkańców zapewniających o
niewinności księdza. Mnie osobiście nie dziwią. Wiele ofiar boryka się z
tego rodzaju problemem niedowierzania. Podkreślam jednak, że ksiądz w
postępowaniu kanonicznym został ukarany - mówi mec. Jarosław Głuchowski,
pełnomocnik Marka Lisińskiego.
- Byłem przy zeznaniach składanych przez Marka. Nie sądzę, aby udało się
komuś zbudować tak dramatyczną historię na postawie fałszywego
oskarżenia - komentuje mec. Głuchowski.
Prywatne śledztwo w Watykanie. "Nasz Dziennik" ocenzurowany
O wątpliwościach wokół kary dla księdza Zdzisława Witkowskiego jako
pierwszy napisał Sebastian Karczewski, publicysta "Naszego Dziennika".
Poruszony relacjami mieszkańców Poniatowa pojechał do Rzymu, aby
przeczytać akta sprawy w Kongregacji Nauki i Wiary. Dotarł do dokumentów.
Twierdzi dziś, że dekret (ten uznający karę wobec księdza za
sprawiedliwą) został wydany na podstawie innego raportu z Płocka niż ten
oryginalny uzgodniony podczas sądu biskupiego. W wersji przesłanej do
rozpatrzenia dla Watykanu dodano kilka informacji dodatkowo
obciążających księdza Witkowskiego. Mowa jest o działaniu "w warunkach
recydywy skazanego", że ksiądz "zmieniał wersję wydarzeń".
Karczewskiemu nie udało się wyjaśnić tych rozbieżności z kurią w Płocku.
Do redakcji "Naszego Dziennika" miała wpłynąć skarga z Kurii, że
dziennikarz "staje po stronie ukaranego kapłana, stawia się w opozycji
do decyzji Stolicy Apostolskiej".
Dlatego napisał książkę pt. "Pedofilią w Kościół. Oblicza kłamstwa".
Opisuje przypadki niesłusznych oskarżeń wobec kapłanów na całym świecie.
Jeden z rozdziałów poświęca Lisińskiemu, ambitnemu biskupowi Liberze
oraz księdzu Witkowskiemu. Pisze, że ks. Witkowski padł ofiarą
niepotwierdzonego oskarżenia. Jego kara wynika z przyjętej przez biskupa
polityki bezpardonowej walki z pedofilią oraz ambicji i chęci awansu.
"Marek Lisiński nie jest żadną "ofiarą księdza-pedofila" jest osobą
poszywającą się pod taką ofiarę" - pisze ostro Karczewski. Podsumowuje,
że ta sprawa podobna do serii przypadków oszustów w USA, którzy zwęszyli
możliwość wyłudzenia pieniędzy od Kościoła. "Wypłacanie pieniędzy
naciągaczom, obraża uczucia prawdziwych pokrzywdzonych" - podsumowuje.
Ważny raport Episkopatu
Warto podkreślić, że kontrowersje i wątpliwości, które pojawiają się
wokół osoby Marka Lisińskiego, nie oznaczają, że problem pedofilii w
Kościele nie istnieje.
Według opublikowanego w marcu br. raportu Episkopatu od 1990 r. Kościół
otrzymał 382 zgłoszenia przypadków wykorzystania seksualnego
małoletnich. To liczba księży, którzy mieli skrzywdzić dziecko lub
kilkoro dzieci. 198 z tych przypadków dotyczyło osób w wieku poniżej 15 lat.
To jednak tylko te przypadki, o których zostały powiadomione kościelne
władze. Wiele przypadków wykorzystywania dzieci - nie tylko przez księży
- to tzw. ciemna liczba przestępstw które nigdy wychodzą na jaw. Dlatego
tak trudno oszacować ich dokładną skalę.
--
I love love