-
1. Data: 2007-02-11 12:05:59
Temat: Nieuczciwy pracodawca - BARDZO PILNE !!!
Od: "KB" <kb&wj@wp&pw.pl>
Witam,
Historia moja zaczęła się w 2003 roku, kiedy to na stałe zatrudniona
zostałam w pewnej firmie projektowej. Problem polega głównie na tym, że
pracodawca nie wypłaca wynagrodzeń, kiedy umowa była na czas określony nie
było tak źle, pojawiały się małe opóźnienia w wypłatach, ale można było to
przeboleć. Obecnie już od października roku 2005 nie otrzymaliśmy ani jednej
wypłaty (ja i reszta pracowników - obecnie firma zatrudnia tylko 2 os. na
stałe). Za ubiegłe lata też mamy dziury w wynagrodzeniu do tej pory. Problem
polega nie na tym jak ściągnąć wynagrodzenia, bo to tylko i wyłącznie przez
sąd, ale... już tłumaczę na czym:
A mianowicie: w czerwcu roku 2006 poszłam na urlop, najpierw normalny, jaki
mi przysługiwał potem na bezpłatny (wyszło tak, że trwał on do
października), chciałam żeby pracodawca zdał sobie sprawę, że nie stać mnie
na dopłacanie do mojego etatu, tzn. bilet miesięczny do na dojazd do pracy
kosztował mnie 125zł i miał jeszcze zdrożeć oraz na siedzenie po 8 w pracy
nie robiąc praktycznie nic, ponieważ nie było zleceń (oczywiście szefostwo
cały czas usilnie twierdziło i twierdzi, że jest masa roboty - śmiechu
warte, bo jak by była to była by i kasa). Może niektórzy pomyślą, po co tak
długi bezpłatny urlop?, otóż
1. w ostatnich dniach września miałam ślub, własny, masę załatwiania i tak
po prostu było wygodnie (wiem, że zrobiłam źle ale wtedy o tym nie
myślałam);
2. w naszej firmie jak ktoś tylko się zwolnił to zaraz był "skreślany" z
listy płac i mógł sobie czekać na wypłatę zaległego wynagrodzenia do
śmierci, a ci którzy pracowali dostawali w pierwszej kolejności, jak jakaś
kasa się pojawiła.
Więc ja, mając informację i zapewnienia szefowej, że już niedługo a
najpóźniej do końca roku (to już miało być na 100%) pieniądze będą na całe
zaległości wraz z odsetkami, naiwna przedłużałam urlop.
W październiku jednak poszłam do szefostwa z prośbą, aby mnie zwolnili na
zasadzie redukcji etatu skoro są niewypłacalni i nie stać ich na
pracowników, wtedy oni będą mieli mnie z głowy a ja możliwość otrzymania
zasiłku póki nie znajdę nowej pracy. W odpowiedzi usłyszałam, że nie mogą
mnie zwolnić, bo ja im jestem bardzo potrzebna i mam wrócić do pracy. A jak
tak bardzo się upieram o zwolnienie to proszę bardzo za porozumieniem stron
(wtedy nie mam zasiłku), albo najlepiej będzie jak sobie zajdę w ciąże i
pójdę na L4 jak potrzebuję kasy wtedy ZUS mi zapłaci. No to już była
najgłupsza propozycja jaką usłyszałam, bo z czego miałabym to dziecko
utrzymać??? Z jednej marnej wypłaty mojego męża, mając świadomość długów
jakie powstały przez ten cały okres kiedy mi nie płacili? Potem jeszcze
szefowa usiłowała mnie przekonać żebym ją zrozumiała, że ona nie może
zredukować mojego stanowiska pracy i za miesiąc zatrudnia NOWEGO pracownika,
bo nie ma kto roboty robić a ja sobie siedzę na urlopie i gdyby zredukowała
moje stanowisko zwalniając mnie a za miesiąc zatrudniła nową osobę na to
samo stanowisko to byłoby przestępstwo i poszłaby siedzieć! No absurd
totalny - za niewypłacanie wynagrodzenia powinna iść siedzieć, TO JEST
PRZESTĘPSTWO. A tak na marginesie do dziś nikogo nie zatrudniła.
Zapewniła mnie przy okazji, że na koniec roku na pewno pieniądze będą wiec
mam sobie wypisać urlop do końca roku a od nowego roku przyjść do pracy. Tak
też zrobiłam, kolejny raz dałam się omamić (oni nieźle potrafią człowieka
skołować a ten naiwny zgadza się na wszystko). Tak zrobiłam, ale pieniądze
się nie pojawiły i ponoć na razie widoków na nie niema (mało tego ci, którzy
zostali w firmie dostali na święta po jednej wypłacie - chociaż tyle - dla
zamknięcia im buzi, że są święta a oni bez kasy. Ja nie dosłałam nic z
przysługujących mi zaległych wypłat). Więc nie poszłam do pacy po nowym roku
przedłużając urlop do końca stycznia, dlaczego? Dlatego, że chciałam chociaż
wyciągnąć od nich podpis w książce praktyki zawodowej (do uprawnień
architektonicznych), ale okazało się, że wstecz nie można, wiec przepadło.
Urlop mi się skończył z dniem 31 stycznia i TERAZ POJAWIA SIĘ PROBLEM!!!
Pod koniec urlopu się rozchorowałam i z dniem 1 lutego dostałam od lekarza
L4 do 9 lutego na zrobienie odpowiednich badań potrzebnych do dalszego
leczenia. Przekazałam L4 pracodawcy, którego on nie przyjął tłumacząc się,
że nie może go przyjąć, bo musiałby mi za nie zapłacić i jak daje L4 to
znaczy, że wracam do pracy - no i słusznie, bo taki był mój zamiar, że
wracam po L4 i zaraz pierwszego dnia po powrocie (w poniedziałek 12 lutego)
daję im wypowiedzenie o treści następującej:
"Wnoszę o rozwiązanie stosunku pracy z dniem 12 lutego 2007 w trybie
natychmiastowym, z powodu nie wywiązywania się pracodawcy z warunków umowy".
Pytanie moje brzmi: czy pracodawca może nie przyjąć takiego
wypowiedzenia i jak go zmusić do podpisania mi tego wypowiedzenia. Miarka
się przebrała na 100% pozwę ich do sądu, ale najpierw muszę się zwolnić i to
natychmiast bez wypowiedzenia, nie chcę tam już wracać nawet na jeden dzień
( no tylko na ten, w którym dam wypowiedzenie) zbyt wiele nerwów i zdrowia
mnie to kosztuje (nabawiłam się już przez ten okres arytmii serca na tle
nerwowym).
Proszę mi powiedzieć czy na pewno nie ma żadnego kruczka prawnego na to, że
od razu po urlopie bezpłatnym przedstawiłam L4 (jak najbardziej prawdziwe) i
że w pierwszym dniu po powrocie się zwalniam ze skutkiem natychmiastowym?
Nie chcę żeby mnie zagięli na czymś.
Czy szefowa może mi zaproponować w zamian (nie chcąc podpisać zwolnienia, w
którym powodem jest JEJ wina) zwolnienie za porozumieniem stron, ale również
ze skutkiem natychmiastowym? I czy mam je przyjąć? Pewnie nie będzie
proponowała z okresem wypowiedzenia, bo też musiałaby mi za niego zapłacić
lub przy skróceniu tego okresu dać odprawę.
Błagam pomóżcie, jutro tam muszę jechać i chcę być przygotowana na wszystkie
ewentualności.
Ps. Przepraszam za brak ładu i składu w moim pisaniu, ale piszę na szybko,
bo czas nagli a jak sami widzicie było tego sporo. Wiem, w ogóle jestem
głupia, że tak długo tam siedziałam i proszę nie komentujcie już mojego
zachowania pod tym względem. Teraz chcę się od nich uwolnić raz na zawsze i
to natychmiast. A potem dochodzić swoich należności w sądzie. Proszę o
fachową pomoc. A może ktoś też miał podobny problem?
--
Pozdrawiam,
Kasia