1. Data: 2004-12-11 09:30:54
Temat: Mobbing poza stosunkiem pracy?
Od: "J.A." <l...@p...com>
Przepisy mówią, że za mobbing jest odpowiedzialny pracodawca.
W przypadku pracownika akademickiego zatrudniającym jest rektor.
Jak jednak należy interpretować stosunek pracy, gdy podejrzenia o mobbing
dotyczą Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów w Warszawie, która
przecież pracodawcą nie jest? Mam na myśli konkretny przypadek, w którym
odrzucono uchwałę o nadaniu stopnia doktora habilitowanego, pomimo
wszystkich trzech recenzji pozytywnych na Radzie Wydziału i niezgodności
opinii dwóch recenzentów w Centralnej Komisji, z których pierwsza była
negatywna, a druga pozytywna. Ta jedyna negująca była najmniej merytoryczna
oraz przekłamywała i przeinaczała fakty, co zostało jednoznacznie wykazane
we wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy. Do tego dochodzi dwukrotne
kilkumiesięczne przekroczenie terminu ustawowego przez Centralną Komisję
bez podania przyczyny. Zachodzić też może podejrzenie, że rozpatrzając
sprawę ponownie, wyznaczono na pierwszego recenzenta tę samą osobę, która
wydała jedyną negatywną i pełną błędów, opinię za pierwszym razem, co może
wskazywać na dążenie nie do obiektywności postępowania, tylko do
unieważnienia uchwały Rady Wydziału.
Do tego wszystkiego dochodzi i to, że wspomniana praca habilitacyjna
dotyczy bardzo specyficznej dziedziny i z całą pewnością nie ma w
Centralnej Komisji nikogo, kto miałby chociaż blade pojęcie o czym ona
traktuje, ponieważ w Polsce jest ledwie kilku specjalistów tejże dziedziny
i żaden z nich nie zasiada w CK.
Podejmując więc decyzję o nieuznaniu habilitacji, CK mogła działać z
konieczności co najwyżej "na wyczucie", co nie tłumaczy tego, że nie
dostrzegła oczywistych manipulacji w recenzji, którą wybrała sobie za
ulubioną wbrew czterem innym.
Nie chcę się rozpisywać na temat owej recenzji, podam tylko, że nie padł w
recenzji ani jeden argument merytoryczny, a cała argumentacja ograniczała
się do emocjonalnego: "jestem zdecydowanie przeciwny!".
Najpoważniejsze zarzuty, które ów recenzent wysunął to, to, że jedna z
publikacji miała dużą objętość, ale to jest wynikiem dużej czcionki (sic!),
co zresztą nie jest prawdą, bo dziesiątka nie jest chyba jednak dużą
czcionką.
W innym fundamentalnym argumencie pada zarzut, że referat habilitacyjny był
na żenującym poziomie, o czym świadczy jedenaście głosów wstrzymujących
się. Recenzent ani słowem nie wspomniał przy tym, że prawie czterdzieści
było za przyjęciem, a tylko jeden przeciwny.
W innym jeszcze miejscu recenzent stwierdzdził, że wykaz struktur, podany w
tytule pracy, znajduje się na stronach, na których akurat nie było ani
jednej takiej struktury, tylko zupełnie inne, wskazujące na kontekst całej
analizy. Nie rozumiejąc pracy habilitacyjnej, recenzent w swojej recenzji w
ogóle się właściwie do niej nie odnosił i ograniczył się do samych
ogólników, nie związanych z pracą. W jedynym miejscu, w którym odważył się
napisać coś od siebie na temat pracy habilitacyjnej, wykazał tylko to, że
jej nie zrozumiał. I taką właśnie recenzję CK wybrało za najbardziej
wiarygodną, ignorując cztery recenzje pozytywne, napisane rzeczywiście
merytorycznie i z klasą.
Pomimo, że CK pracodawcą nie jest, to przecież od jej decyzji zależy los
pracownika naukowego.
Czy więc podpada takie działanie pod mobbing, czy nie podpada?
Czy ktokolwiek ma w takiej sytuacji prawo interweniować, czy
niesprawiedliwie potraktowany pracownik naukowy pozostanie na lodzie?
Smaczku dodaje fakt, że w sekcji humanistycznej Centralnej Komisji
zasiadają też renomowani profesorowie prawa z ogromnymi pewnie
osiągnięciami naukowymi.
Czy ktoś takiej Komisji jest w stanie wykazać, że tak postępować się nie
godzi?
--
J.A.