21. Data: 2005-06-10 17:16:51
Temat: Re: Czy istnieje możliwość obrony?
Od: "Piotrek" <p...@p...onet.pl>
> A ja myślę, że to co on pisze to jest zwykła "śpiewka" dilerów, u
> których znaleziono narkotyki.
> "Ja biedny miś nie wiem co to jest i skąd się wzięło, na pewno mi ktoś
> podrzucił ... itd"
Mylisz się, Johnson. Wczoraj nie miałem już czasu, ale dziś mogę napisać o co
konkretnie chodzi (zresztą chyba już kiedyś na grupie o tym wspominałem). Otóż
we wrześniu 2003 roku w mojej klasie przydarzyła się nieprzyjemna historia:
okazało się, że jeden z kolegów przez pewien czas bawił się w dilera (o czym
ani ja, ani większość osób z klasy wcześniej nie wiedziała) i w końcu wpadł:
podobno został aresztowany pod własnym blokiem. Znaleziono przy nim sporo
różnych narkotyków i kilka innych obciążających go dowodów. Od tej pory
dyrektor zaczął traktować całą naszą klasę jak czarne owce, uważając nas
wszystkich za potencjalnych dilerów i ćpunów. Z jego inicjatywy zorganizowano
kilka nalotów policyjnych (tylko na naszą klasę), podczas których nauczyciele
typowali po kilku ochotników do kontroli, które nigdy niczego nie wykazały.
Wreszcie nadszedł dzień, na którym chcę się teraz skupić. Otóż nagle po jednej
z lekcji wychowawczyni poprosiła naszą klasę do swojej sali-podobno mieliśmy
podjąć ostateczną decyzję co do przedmiotów zdawanych na maturze. Nagle do sali
wpadł dyrektor z dwoma policjantami i psami, po czym kazał nam zostawić plecaki
i wyjść na korytarz. Oczywiście cała akcja rozbawiła mnie tak jak poprzednie,
aż nagle dyrektor wyszedł na korytarz i poprosił do środka
trzech "podejrzanych". Co ciekawe, jednym z nich byłem ja. Chciało mi się
śmiać, a zarazem nie wiedziałem czego się spodziewać. Mnie i dwóm kolegom
kazano opróżnić plecaki. Wiedziałem, że policja nie ma prawa znaleźć u mnie
niczego podejrzanego i rzeczywiście ani u mnie, ani u kolegów niczego nie
znaleziono-spisano tylko nasze dane osobowe. Do tej pory zastanawiam się jednak
co by było, gdyby stało się inaczej, tzn. okazałoby się, że ktoś nam coś
podłożył-nie mogliśmy przecież ręczyć za całą klasę, a tym bardziej szkołę.
Nikt nie pilnuje swojego plecaka non-stop przez wszystkie godziny spędzane w
szkole, więc przypadku podrzucenia któremuś z nam czegoś niedozwolonego nie
dało się wyeliminować. Do dziś zastanawiam się co by się wówczas stało: czy
możliwość, że ktoś nas wrobił, byłaby w ogóle brana pod uwagę, czy też maturę
pisalibyśmy w więzieniu? Dodam tylko, że opisany przeze mnie nalot był już
chyba trzecim z kolei, więc poirytowani policjanci chcąc w końcu zakończyć
sprawę mogli sami komuś coś podłożyć, żeby udowodnić, że się nie mylili.
Inspekcja odbywała się za zamkniętymi drzwiami tylko w obecności dyrektora i
wychowawczyni, więc z realizacją takiego pomysłu nie byłoby najmniejszych
problemów. Mam też przeczucie, że ani dyrektor, ani wychowawczyni nie byliby
przeciwni takiemu rozwiązaniu.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl