-
1. Data: 2010-12-08 18:07:07
Temat: [długie] uczelnia wyższa i dwie sprawy: studia dzienne w weekendy oraz odsetki karne za zwłokę z opłatą czesnego
Od: "somewhat.effective" <s...@g...com>
Witam grupowiczów. Zwracam się do Was z prośbą o opinię dotyczącą
domniemanego kombinatorstwa i cwaniactwa w wykonaniu pani rektor jednej
z uczelni wyższych. Sprawa tyczy się uczelni prywatnej.
Sprawa pierwsza: z pewnych, nieistotnych w sprawie, powodów, wygodniej
jest mi opłacać czesne pod koniec każdego semestru (wtedy mam
zagwarantowane fundusze). Przed dwa lata składałem do dziekanatu podanie
z prośbą o odroczenie podania, które bez problemów było rozpatrywane
pozytywnie. W tym semestrze o takowym podaniu zapomniałem, w związku z
tym pani w dziekanacie oświadczyła mi, iż zostały mi naliczone odsetki
karne w jakiejś śmiesznej kwocie. Z góry nadmieniam, iż przyjąłem ten
fakt do wiadomości, w końcu moja skleroza - mój problem. Tego samego
dnia zapytałem p. dziekan czy mogę złożyć podanie o odroczenie
płatności. Uzyskałem odpowiedź pozytywną i zapewnienie iż zostanie
rozpatrzone pozytywnie, jednak odsetki już naliczone nadal obowiązują
(co jest dla mnie zrozumiałe). Podanie napisałem na miejscu i tego
samego dnia złożyłem w dziekanacie. Dziś, to jest dwa i pół tygodnia
później, dostałem informację na swój adres mailowy iż podanie zostało
rozpatrzone negatywnie w związku z czym odsetki nadal są naliczane. Moje
pytania:
- czy prawo mówi coś na temat czasu jaki miała uczelnia na rozpatrzenie
podania?
- czy prawo określa w jaki sposób ta informacja miała być mi przekazana
(na piśmie? poleconym?)
Dodam iż podczas rozmowy (telefonicznej) z panią rektor (nie dziekan)
dowiedziałem się, iż w porozumieniu z nią moje podanie zostało
rozpatrzone negatywnie w dniu jego złożenia. Na drugi dzień byłem na
uczelni, widziałem się zarówno z p. dziekan i p. rektor, które nie
wspomniały o sprawie ani słowa. A odsetki już leciały. Przez prawie 20 dni.
Sprawa druga, informacja wstępna: na uczelni czesne dla studentów
studiów stacjonarnych czesne jest droższe o 500zł w skali roku.
Już na pierwszym semestrze od czasu do czasu cała nasza grupa musiała
uczęszczać na zajęcia weekendowe, które mieliśmy wraz z grupą studentów
studiów niestacjonarnych. W semestrze drugim sytuacja powtórzyła się, z
tym że było jeszcze gorzej: mniej zajęć w tygodniu, więcej w weekendy.
Pani rektor (domniemana kombinatorka) stwierdziła, iż dzieje się tak z
powodów finansowych oraz braku możliwości dopasowania nam planu zajęć do
wolnego czasu kadry. Brak możliwości dyskusji i przekazania
merytorycznych argumentów p. rektor sprawił iż jakoś przetrwaliśmy ten
rok i zapomnieliśmy o sprawie. Semestry 3 i 4 (czytaj: drugi rok)
upłynął pod znakiem studiów ,,dziennie zaocznych'': w ciągu tygodnia dwa
dni króciutkich zajęć, reszta w weekendy. Wtedy praktycznie byliśmy
studentami studiów niestacjonarnych. Znowu brak możliwości rzeczowej
dyskusji z p. rektor, znowu to samo tłumaczenie: brak możliwości
dopasowania planu zajęć do czasu wolnego kadry, generalnie olewanie nas
i szybkie spławienie krótkim ,,przepraszam ale nie mam teraz czasu''.
Teraz jesteśmy na semestrze 5 i nie mamy ani jednego dnia zajęć w
tygodniu. Uczęszczamy na zajęcia wraz z rocznikiem studiów
niestacjonarnych. Nasze studia kończą się tak samo jak nasza
cierpliwość. Nie zostaliśmy oficjalnie poinformowani i zaprzestaniu
rekrutacji na studia stacjonarne, przez dwa i pół roku akademickiego
pobierane są od nas opłaty wyższe o 250zł/semestr a zajęcia mamy co dwa
tygodnie, w weekendy.
Pytanie (chyba retoryczne): czy takie działania są zgodne z prawem? Czy
uczelnia ma obowiązek zorganizowania nam zajęć w dni inne niż weekendy?
Czy możemy ubiegać się o zwrot nadpłaconych pieniędzy biorąc pod uwagę
fakt, iż jesteśmy praktycznie studentami studiów niestacjonarnych?
Ciekaw jestem drodzy grupowicze jaki macie pogląd. Będę niezmiernie
dźwięczny za podrzucenie mi paragrafów, jeśli takowe istnieją, z na
które mógłbym się powołać w rozmowie z p. rektor, którą niebawem
niechybnie przeprowadzę.
Z pozdrowieniami.