Mieszkanie komunalne zamieszkują cztery osoby. Kobieta (ok. 45 lat),
mężczyzna (ok. 48 lat) i ich dwójka dzieci. Nie wiem czy można to nazwać
rodziną, bo kobieta i mężczyzna są rozwiedzeni ze sobą. W mieszkaniu obok
zamieszkują rodzice mężczyzny.
Kobieta nie ma zatrudnienia, nie stara się o pracę, jest na na rencie z
powodu problemów ze stawami kolanowymi, ale nie sprawia jej problemu jazda
na rowerze czy aktywne uczestnictwo w zabawach tanecznych. Wszystkie opłaty
za wyżywienie, lokal, prąd ponosi mężczyzna. On płaci również alimenty na
dzieci. Kobieta co dzień wszczyna awantury o wszystko. Zaczepia rodziców
mężczyzny pod byle pretekstem. Szuka zaczepki, gdy wychodzą z mieszkania.
Sąd w trakcie sprawy rozwodowej nakazał kobiecie się wyprowadzić, ale jej
dochody z renty i alimentów przekraczają pewien próg i gmina jej mieszkania
nie zapewni. Z kolei ona sama nie zabiega o to żeby się wyprowadzić.
Wiadomo - żyje jak pasożyt.
Sytuacja wymyka się spod kontroli. Życie sprowadza się w większości do
dyskusji nad tym jak ją zmusić do opuszczenia lokalu. Rodzice są już
zmęczeni ciągłymi atakami z jej strony.

Proszę o pomoc. Od czego zacząć? Jak ten problem rozwiązać?

sot_b