eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawoPOWRÓT ANTYSEMITYZMU
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 1

  • 1. Data: 2002-07-04 13:14:47
    Temat: POWRÓT ANTYSEMITYZMU
    Od: "klon Boukuna" <k...@h...com>



    Igranie z ogniem



    Niemcy chcieliby, aby Żydzi przestali być wreszcie najwyższą instancją do
    spraw moralności na świecie.


    HENRYK M. BRODER


    03.06.2002


    Aż do lat osiemdziesiątych Żydzi żyli w Niemczech pod kloszem. Antysemityzm
    istniał, ale był ograniczony do środowisk skrajnej prawicy, gdzie złoszczono
    się z powodu bezpodstawnych niemieckich reparacji wojennych na rzecz Izraela
    i Żydów. Poza tym każdego 9 listopada przypominano grozę Kryształowej Nocy i
    wołano "zduście zło w zarodku".

    Pierwsza rysa na stosunkach niemiecko-żydowskich pojawiła się w 1985r.,
    kiedy we Frankfurcie miano wystawić sztukę Fassbindera: "Śmieci, miasto i
    śmierć". Nagle zaczęto mówić o końcu "okresu ochronnego" dla Żydów, ponieważ
    głównym bohaterem dramatu był żydowski spekulant, który wykupywał stare
    domy, po to by je zburzyć i wybudować bezduszne wysokościowce. Co prawda we
    Frankfurcie mieszkali wówczas niemieccy, perscy i żydowscy handlarze
    nieruchomości i wszyscy postępowali podobnie, ale tylko Żyd wart był tego,
    by wystąpić jako symbol kapitalizmu. Sztuka Fassbindera rzucała też światło
    na duszę antysemity: "Wszystkiemu winien jest Żyd. Gdyby został tam, skąd
    przyszedł, albo gdyby go zagazowano, mógłbym teraz lepiej spać. Zapomnieli
    go zagazować. To nie żart, takie myśli chodzą mi po głowie".

    Niewzruszeni tą szczerością członkowie gminy żydowskiej we Frankfurcie
    weszli na scenę i uniemożliwili wystawienie sztuki. Dla Żydów było to jednak
    pyrrusowe zwycięstwo, ponieważ nie tylko zademonstrowali swoją "potęgę", ale
    także użyli "cenzury" - tak przynajmniej postrzegali to zaangażowani
    przyjaciele teatru.

    Potem zapanował spokój w stosunkach niemiecko-żydowskich aż do czasu, kiedy
    Martin Walser otrzymał w 1998 r. Nagrodę Pokojową Niemieckich Księgarzy i
    wygłosił w kościele św. Pawła słynną mowę, o prawie do "spojrzenia wstecz".
    Auschwitz nazwał "moralną maczugą", którą wciąż grozi się takim
    wolnomyślicielom jak on.

    Ignatz Bubis, który z "bogatego Żyda" ze sztuki Fassbindera zdążył w
    międzyczasie awansować na prezydenta Centralnej Rady Żydów, zarzucił
    Walserowi, że jest "intelektualnym podpalaczem", na co Klaus von Dohnanyi
    (były burmistrz Hamburga z ramienia SPD - przyp. FORUM), socjolog z dobrego
    domu, poradził Bubisowi, by "ze swoimi nie-Żydowskimi współobywatelami
    obchodził się nieco ostrożniej".

    Tego, co miał wtedy na myśli, pragnie dzisiaj coraz więcej Niemców. Chcą,
    aby Żydzi porzucili wreszcie swoją historyczną przewagę i przestali
    zachowywać się jak wyższa instancja do spraw moralności. - Młode pokolenie
    pragnie dyskutować bez ograniczeń i bez maczugi moralnej - wyraża to jasno
    przewodniczący FDP. - Chcemy prawa do krytyki Żydów - mówi inny młody
    człowiek z brandenburskiej FDP.

    Niemieckie odnajdywanie tożsamości odbywa się przeważnie na plecach Żydów. W
    cesarstwie i Republice Weimarskiej było na porządku dziennym, że politycy
    wymyślali sobie nawzajem od "przyjaciół Żydów", a następnie starali się
    wykazać, że jest akurat odwrotnie. Nikt nie chce być antysemitą, nawet
    jeśli, jak w przypadku Möllemanna i Walsera, dowodów na to nie brakuje.
    Jednak pytanie: "Jak wytrzymuje pan z tymi Żydami" - jest niemieckim
    pytaniem przeznaczenia. Efekt? Parę milionów podludzi musiało zostać
    wyeliminowanych, by potem wydać miliardy na zadośćuczynienie za masowy mord
    i miliony, by go udokumentować, a na końcu - zorganizować Niemcom miejsca, w
    których mogliby się zbiorowo smucić i uczyć historii.

    Ale coś się nie udaje z tą żałobą i nauką. Kiedy jedni uznają, że słuszne
    jest przyznawanie się do Holocaustu, inni zaczynają tęsknić za
    "normalnością", o której wiedzą tylko jedno: to Żydzi są tymi, którzy do
    niej nie dopuszczają.

    Dlatego pewien młody człowiek mówi w Brandenburgii: Chcemy mieć prawo
    krytykować Żydów. Wszystkie problemy, które ten człowiek mógłby mieć,
    zostałyby w ten sposób rozwiązane. Bo przecież nie ma problemu ani z
    bezrobociem, ani ze "strefami wyzwolonymi" od cudzoziemców, ani z niezdrową
    żywnością. Do pełnego szczęścia brakuje mu tylko jednego - prawa do
    krytykowania Żydów.

    C Der Spiegel, distr. by NYT Synd

    Artykuł dostępny w sieci do 8.07.2002

    wyślij link




strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1