-
151. Data: 2006-02-16 17:47:43
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: R2r <b...@m...net.pl>
Nixe napisał(a):
>> Więc nie wolno - NIE WOLNO ! - aby zaparkowała tam karetka pogotowia, wóz
>> strażacki, policja
>
> A czy w wątku jest mowa o_parkowaniu_ww_pojazdów_?
>
Ależ to nie są pojazdy mieszkańców! Bądź logicznie konsekwentna.
>> czy np. karawan lub ciężarówka przywożąca meble?
>
> Może zatrzymać się tam w celu wyładowania/załadowania i to wszystko.
> Nie może_parkować_.
Znasz definicję zatrzymania (PoRD definiuje m.in. takie pojęcie - to tak
na wypadek, gdybyś np. Ty miała wątpliwości i próbowała się posługiwac
słownikiem i zdrowym(?) rozsądkiem)? Znak B-36 to "zakaz zatrzymywania się".
> Postawił ktoś, kto nie jest mieszkańcem bloku i nie ma prawa do
> parkowania swoim samochodem w tym miejscu.
>
Pod warunkiem, że wykażesz mu, że nie jest mieszkańcem - czego na
gruncie prawa (a nie "czuja") nie da się zrobić w sposób oczywisty.
:-)
--
Pozdrawiam. Artur.
___________________________________________________
"Oczko mu odpadło, Panie Kierowniku! Temu misiu..."
-
152. Data: 2006-02-16 17:50:15
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: Przemysław Bernat <p...@p...com>
Dnia Thu, 16 Feb 2006 07:56:31 +0100, Nixe napisał(a):
> Czy przez weekend to znaczy "stale"?
A od jakiego czasu jest już "stale"?
> Na podstawie znajomości języka polskiego i zdolności logicznego myślenia.
> Naprawdę nic nie poradzę, że paru z Was ma tak ogromne problemy z
> określeniem, kto jest mieszkańcem danego bloku, a kto jedynie gościem
> mieszkańca.
Nie mamy żadnego problemu. Prawo nie zna pojęcia "mieszkańca" wszelkie "Nie
dotyczy mieszkańców" nie niesie żadnych skutków prawnych, bo "mieszkaniec"
nie jest terminem prawnym.
> Tak, bo samochód należy do mieszkańca bloku, który mieszka/parkuje tam
> stale.
Ale podpis pod znakiem odnosi się do "mieszkańców", a nie "samochodów
należących do mieszkańców".
> Dlaczego uważasz, że to jedynie chciwość czy zazdrość powoduje mieszkańcami
> danego bloku, że stawiają sobie znak zakazujący parkowania pojazdom nie
> należącym do mieszkańców? Naprawdę nie rozumiesz istoty problemu?
Uważam tak dlatego, że stawianie znaku nie mającego umocowania prawnego i
bez możliwości egzekwowania jego przestrzegania wskazuje, że ten kto go
postawił kierował się emocjami, a nie rozsądkiem.
> Niech zgadnę - sam albo nie masz samochodu albo masz, ale mieszkasz w domu z
> własnym garażem, tak?
Nie, mieszkam w Gdyni i co dzień natykam się na szaleńców, którzy uzurpują
sobie prawo do miejsc parkingowych. W obecnym miejscu mieszkam dziesięć lat
i nie mam "własnego" miejsca na parkingu przed blokiem. Wiecznie wrzeszczą
na mnie jacyś powaleni sąsiedzi, że zajmuje "ich" miejsca parkingowe. Jak
próbuję się dowiedzieć, kto wyznacza te miejsca, to okazuje się, że oni
sami dwadzieścia lat temu sobie podzielili które czyje. Umocowania prawnego
nie ma to żadnego, ale walczą jak lwy o te miejsca. Zawsze radzę im by
zadzwonili na policję i jakoś do dziś nikt nie zadzwonił. Zarząd wspólnoty
mieszkaniowej ma to w poważaniu. Oficjalnie może parkować kto ma ochotę, i
tyle.
> Może dlatego, że jest mało miejsc parkingowych i mieszkańcy bloków
> (zwłaszcza w centrum) nie mają nawet gdzie postawić_własnych_aut.
To niech sobie ogrodzą swój teren i załatwione. No chyba, że teren nie jest
ich. To mają problem.
> W takim razie współczuję bezsilności i nieudolności.
> No chyba, że robisz sobie ze mnie jaja.
No a co zrobisz? Zadzwonisz na policję, że ktoś nie respektuje ustawionych
przez Ciebie znaków drogowych na Twoim prywatnym terenie? Co ich to
obchodzi?
>> Za złamanie zakazu zatrzymywania i postoju na prywatnym
>> terenie policja nie wystawi nikomu mandatu.
>
> Ale wyciąga przecież inne sankcje.
Jakie? Możesz podać podstawę prawną?
> Analogicznie - co może obchodzić państwową policję, że ktoś wszedł sobie do
> obcego, prywatnego mieszkania i postanowił sobie tam posiedzieć bez zgody
> właściciela.
Czy mówiłem Ci, żebyś nie próbowała sprowadzić tego do wtargnięcia na
prywatny teren? Mówiłem. To nie próbuj, bo to zupełnie co innego.
> I co z tego, że jest zgoda na wjazd, jeśli nie ma zgody na parkowanie, a o
> złamaniu zakazu parkowania (a nie wjazdu) tu rozmawiamy.
Wjechał za zgodą właściciela, czyli nie złamał prawa kodeksowego, a że nie
zachowuje się zgodnie z życzeniem właściciela, to trudno. Właściciel ma
pecha. To tak jakbyś kogoś wpuściła do mieszkania, a on nie chciał zdjąć
kapelusza. Ciężko byłoby to uznać za włamanie :-)
--
Pozdrawiam,
Przemek
-
153. Data: 2006-02-16 17:52:10
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: R2r <b...@m...net.pl>
Nixe napisał(a):
> Dla mnie to, co napisałeś jest tak absurdalne, że nie widzę sensu w
> dalszej dyskusji.
>
Obawiam się, nie znajdujesz po prostu argumentów na poparcie własnych
tez, zatem w ostateczności uznajesz, że to moje argumenty są absurdalne,
choć wcale tego nie udowodniłaś.
No cóż...
A tak na marginesie: kto u Was stwierdza i sankcjonuje złamanie zakazu,
który nie dotyczy mieszkańców?
--
Pozdrawiam. Artur.
___________________________________________________
"Oczko mu odpadło, Panie Kierowniku! Temu misiu..."
-
154. Data: 2006-02-16 18:02:05
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: Przemysław Bernat <p...@p...com>
Dnia Thu, 16 Feb 2006 17:35:05 +0100, Nixe napisał(a):
>> czy np. karawan lub ciężarówka przywożąca meble?
>
> Może zatrzymać się tam w celu wyładowania/załadowania i to wszystko.
> Nie może_parkować_.
> Czy muszę tłumaczyć różnicę między "parkować" a "zatrzymać się"?
Nie, ja wytłumaczę. "Zatrzymać się" to jest do jednej minuty. "Postój" jest
powyżej jednej minuty. Nie wierzysz? Sprawdź:
http://www.kodeksdrogowy.com.pl/obowiazujace/dzial1.
html
A teraz pokaż mi ekipę, która rozładuje ciężarówkę pełną szaf i foteli
poniżej jednej minuty.
--
Pozdrawiam,
Przemek
-
155. Data: 2006-02-16 18:08:33
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: "Nixe" <n...@f...peel>
W wiadomości <news:dt2e74$t8f$1@nemesis.news.tpi.pl>
R2r <b...@m...net.pl> pisze:
> Obawiam się, nie znajdujesz po prostu argumentów na poparcie własnych
> tez, zatem w ostateczności uznajesz, że to moje argumenty są
> absurdalne, choć wcale tego nie udowodniłaś.
Masz rację. Z zasady nie podejmuję się kontynuacji dyskusji, gdy ktoś
zaczyna wysuwać absurdalne wnioski. Nie podejmę się też tłumaczenia
podstawowych definicji pojęć komuś, kto nie ma nawet najmniejszej ochoty, by
je zrozumieć i zamiast zinterpretować je tak prosto, jak pozwala na to
zdrowy rozsądek, próbuje kombinować naokoło nie wiedzieć właściwie w jakim
celu. Wg Twojego toku myślenia_wszyscy_możemy nazywać się
mieszkańcami_wszystkich_miejsc, w których w danej chwili przebywamy. Jeśli
nadal nie widzisz w tym absurdu to wybacz, ale na to już nie jestem w stanie
wpłynąć.
BTW - czy jesteś w stanie wytłumaczyć mi różnicę między pojęciami: "gość" a
"mieszkaniec" wg Twojego sposobu interpretacji tych wyrażeń?
> A tak na marginesie: kto u Was stwierdza i sankcjonuje złamanie
> zakazu, który nie dotyczy mieszkańców?
Policja.
Pisałam, że znak ten postawiono w porozumieniu z Urzędem Miasta i Komendą
Policji.
--
PozdrawiaM
-
156. Data: 2006-02-16 18:19:35
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: R2r <b...@m...net.pl>
Przemysław Bernat napisał(a):
> Nie mamy żadnego problemu. Prawo nie zna pojęcia "mieszkańca" wszelkie "Nie
> dotyczy mieszkańców" nie niesie żadnych skutków prawnych, bo "mieszkaniec"
> nie jest terminem prawnym.
Logiczne. :-)
>> Dlaczego uważasz, że to jedynie chciwość czy zazdrość powoduje mieszkańcami
>> danego bloku, że stawiają sobie znak zakazujący parkowania pojazdom nie
>> należącym do mieszkańców? Naprawdę nie rozumiesz istoty problemu?
>
> Uważam tak dlatego, że stawianie znaku nie mającego umocowania prawnego i
> bez możliwości egzekwowania jego przestrzegania wskazuje, że ten kto go
> postawił kierował się emocjami, a nie rozsądkiem.
>
Też logiczne. :-)
>> Niech zgadnę - sam albo nie masz samochodu albo masz, ale mieszkasz w domu z
>> własnym garażem, tak?
>
> Nie, mieszkam w Gdyni i co dzień natykam się na szaleńców, którzy uzurpują
> sobie prawo do miejsc parkingowych. W obecnym miejscu mieszkam dziesięć lat
> i nie mam "własnego" miejsca na parkingu przed blokiem. Wiecznie wrzeszczą
> na mnie jacyś powaleni sąsiedzi, że zajmuje "ich" miejsca parkingowe. Jak
> próbuję się dowiedzieć, kto wyznacza te miejsca, to okazuje się, że oni
> sami dwadzieścia lat temu sobie podzielili które czyje. Umocowania prawnego
> nie ma to żadnego, ale walczą jak lwy o te miejsca. Zawsze radzę im by
> zadzwonili na policję i jakoś do dziś nikt nie zadzwonił. Zarząd wspólnoty
> mieszkaniowej ma to w poważaniu. Oficjalnie może parkować kto ma ochotę, i
> tyle.
Sytuacja jak i u mnie. Kilku (na całe duże osiedle) debili, którzy na
podstawie własnego "widzimisię" uzurpują sobie prawa zupełnie im
nienależne (np. wymierzanie samosądów) i próbują terroryzować innych. Bo
im się wydaje, że jest tak jak oni wymyślą.
Choć powiem, że jak byłem kilka lat temu na wczasach u znajomej w Gdyni
(mieszkałem tam wtedy :-) ) to jakoś nikt mnie nie wyganiał, nie
blokował wyjazdu itp. mimo, że miejsc na parkingu było mało.
Obowiązywała (rozsądna) zasada: jak zajęte, to tutaj nie zaparkuję i
trzeba postawić samochód gdzie indziej, nie przeszkadzając innym.
A! I nie było idiotycznego znaku z napisem "nie dotyczy mieszkańców" :-D
--
Pozdrawiam. Artur.
___________________________________________________
"Oczko mu odpadło, Panie Kierowniku! Temu misiu..."
-
157. Data: 2006-02-16 18:28:32
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: "Nixe" <n...@f...peel>
W wiadomości <news:1hepx86v62yt.3odwgr0xeq55$.dlg@40tude.net>
Przemysław Bernat <p...@p...com> pisze:
> A od jakiego czasu jest już "stale"?
Pozwól, że przewrotnie "odpowiem" Ci tym samym pytaniem.
A wg Ciebie od jakiego czasu można mówić, że coś robi się "stale"?
> Nie mamy żadnego problemu. Prawo nie zna pojęcia "mieszkańca"
> wszelkie "Nie dotyczy mieszkańców" nie niesie żadnych skutków
> prawnych, bo "mieszkaniec" nie jest terminem prawnym.
Ale definicja tego słowa jest na tyle precyzyjna, że pozwala na odróżnienie
pojęcia "mieszkaniec" od pojęcia "gość".
>> Tak, bo samochód należy do mieszkańca bloku, który mieszka/parkuje
>> tam stale.
> Ale podpis pod znakiem odnosi się do "mieszkańców", a nie "samochodów
> należących do mieszkańców".
Naprawdę i tu masz wątpliwości, że chodzi o pojazdy mieszkańców?
A może uważasz, że istnieje coś takiego jak "zatrzymywanie się i parkowanie
mieszkańców"?
>> Dlaczego uważasz, że to jedynie chciwość czy zazdrość powoduje
>> mieszkańcami danego bloku, że stawiają sobie znak zakazujący
>> parkowania pojazdom nie należącym do mieszkańców? Naprawdę nie
>> rozumiesz istoty problemu?
> Uważam tak dlatego, że stawianie znaku nie mającego umocowania
> prawnego i bez możliwości egzekwowania jego przestrzegania wskazuje,
> że ten kto go postawił kierował się emocjami, a nie rozsądkiem.
Być może w niektórych przypadkach tak bywa, ale to nie jest przecież regułą.
"Dziwnym trafem" my (mieszkańcy naszego bloku ;-) nie mamy problemów z
egzekwowaniem zakazu parkowania osób obcych na naszym parkingu.
> W obecnym miejscu
> mieszkam dziesięć lat i nie mam "własnego" miejsca na parkingu przed
> blokiem. Wiecznie wrzeszczą na mnie jacyś powaleni sąsiedzi, że
> zajmuje "ich" miejsca parkingowe.
I tu faktycznie można powiedzieć, że Twoi sąsiedzi są powaleni, bo nie mają
ani krzty racji.
Jesteś mieszkańcem tego bloku od 10 lat i masz pełne prawo do parkowania w
tym miejscu.
> Oficjalnie może parkować kto ma
> ochotę, i tyle.
To zupełnie inna sytuacja.
U Was faktycznie nie ma żadnych podstaw ku temu, by można było mówić o
zakazach.
Nie ma formalnie postawionego znaku zakazu, a same gadki sąsiadów można
sobie spokojnie wsadzić wiadomo gdzie.
>> Może dlatego, że jest mało miejsc parkingowych i mieszkańcy bloków
>> (zwłaszcza w centrum) nie mają nawet gdzie postawić_własnych_aut.
> To niech sobie ogrodzą swój teren i załatwione.
Dlaczego uważasz, że muszą grodzić teren (tym bardziej, że często może być
to sprzeczne z zasadami bhp/ppoż i innymi takimi)? Czy sam znak informujący
o zakazie nie wystarcza myślącemu normalnie człowiekowi, że jeśli nie
mieszka w tym miejscu, to nie ma prawa do parkowania?
>>> Za złamanie zakazu zatrzymywania i postoju na prywatnym
>>> terenie policja nie wystawi nikomu mandatu.
>> Ale wyciąga przecież inne sankcje.
> Jakie? Możesz podać podstawę prawną?
A jakie sankcje wyciąga się w sytuacji, gdy ktoś na cudzym terenie prywatnym
robi coś bez zgody właściciela tego terenu i nie respektuje jego próśb i
gróźb o zaprzestanie?
>> Analogicznie - co może obchodzić państwową policję, że ktoś wszedł
>> sobie do obcego, prywatnego mieszkania i postanowił sobie tam
>> posiedzieć bez zgody właściciela.
> Czy mówiłem Ci, żebyś nie próbowała sprowadzić tego do wtargnięcia na
> prywatny teren? Mówiłem. To nie próbuj, bo to zupełnie co innego.
A czym to się różni od wjazdu na cudzy teren i braku chęci do opuszczenia
tego terenu?
>> I co z tego, że jest zgoda na wjazd, jeśli nie ma zgody na
>> parkowanie, a o złamaniu zakazu parkowania (a nie wjazdu) tu
>> rozmawiamy.
> Wjechał za zgodą właściciela
To samo można powiedzieć o osobie, która weszła do mieszkania za zgodą
właściciela.
> że nie zachowuje się zgodnie z życzeniem właściciela, to trudno.
I jeśli osoba owa zaczyna szykować się u mnie do spania, to też mogę
powiedzieć "no trudno", bo policja nie będzie w stanie nic w takiej sytuacji
zrobić?
> Właściciel ma pecha. To tak jakbyś kogoś wpuściła do mieszkania, a on
> nie chciał zdjąć kapelusza. Ciężko byłoby to uznać za włamanie :-)
Nietrafiona analogia.
Zaparkowanie pomimo braku zgody właściciela porównałabym szybciej do braku
chęci opuszczenia mojego mieszkania pomimo moich nalegań. I nie ma tu nic do
rzeczy, ze osobę tę wpuściłam wcześniej dobrowolnie. To nie oznacza, że
jestem skazana "dożywotnio" na jej obecność.
--
PozdrawiaM
-
158. Data: 2006-02-16 18:34:31
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: "Nixe" <n...@f...peel>
W wiadomości <news:dt2fqh$6bq$1@nemesis.news.tpi.pl>
R2r <b...@m...net.pl> pisze:
> Choć powiem, że jak byłem kilka lat temu na wczasach u znajomej w
> Gdyni (mieszkałem tam wtedy :-) )
Czyli byłeś mieszkańcem Gdyni?
LOL. Powitać krajana ;-)
> Obowiązywała (rozsądna) zasada: jak zajęte, to tutaj nie zaparkuję
Siłą rzeczy trudno jest zaparkować, gdy wszystkie miejsca są zajęte ;-)
Mam jednak pytanie - czy nie miałbyś skrupułów, by stanąć na jedynym wolnym
miejscu, choć wiedziałbyś, że nie wszyscy mieszkańcy tego bloku wrócili już
do domu?
> A! I nie było idiotycznego znaku z napisem "nie dotyczy mieszkańców"
Dla Ciebie jest idiotyczny, bo widocznie nie masz i nigdy nie miałeś
problemów z zaparkowaniem swojego samochodu przy swoim miejscu zamieszkania.
Gdybyś je miał, to inaczej spojrzałbyś na tę sytuację.
--
PozdrawiaM
-
159. Data: 2006-02-16 18:36:53
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: R2r <b...@m...net.pl>
Nixe napisał(a):
> W wiadomości <news:dt2e74$t8f$1@nemesis.news.tpi.pl>
> R2r <b...@m...net.pl> pisze:
>
>> Obawiam się, nie znajdujesz po prostu argumentów na poparcie własnych
>> tez, zatem w ostateczności uznajesz, że to moje argumenty są
>> absurdalne, choć wcale tego nie udowodniłaś.
>
> Masz rację. Z zasady nie podejmuję się kontynuacji dyskusji, gdy ktoś
> zaczyna wysuwać absurdalne wnioski.
Twoim zdaniem absurdalne, gdyż nie możesz ich obalić.
> Nie podejmę się też tłumaczenia
> podstawowych definicji pojęć komuś, kto nie ma nawet najmniejszej
> ochoty, by je zrozumieć i zamiast zinterpretować je tak prosto, jak
> pozwala na to zdrowy rozsądek, próbuje kombinować naokoło nie wiedzieć
> właściwie w jakim celu. Wg Twojego toku myślenia_wszyscy_możemy nazywać
> się mieszkańcami_wszystkich_miejsc, w których w danej chwili przebywamy.
Dokładnie tak i nie jest to absurd. Nie wszystko, czego nie jesteś w
stanie zrozumieć jest absurdem. Definicja podana przez Ciebie jest na
tyle nieprecyzyjna, że pozwala na rozumienie takie jak przedstawiłem.
To, że Ty pojmujesz ją w sposób ograniczający do pewnego podzbioru
elementów spełniających jej kryteria, to już Twój problem.
No cóż - filmy robi się teraz z dźwiękiem. Oczywiście masz prawo - jeśli
lubisz - wyłączyć ten dźwięk i oglądać tylko obraz. Ale to nie znaczy,
że każdy ma tak oglądać filmy.
> BTW - czy jesteś w stanie wytłumaczyć mi różnicę między pojęciami:
> "gość" a "mieszkaniec" wg Twojego sposobu interpretacji tych wyrażeń?
>
Jasne, że tak (w skrócie oczywiście): gość, to mieszkaniec, tyle, że nie
jest właścicielem zajmowanego mieszkania i zajmuje je zazwyczaj na
krótko, robiąc to za zgodą właściciela. W matematyce taka relacja nazywa
się podzbiorem. :-)
>> A tak na marginesie: kto u Was stwierdza i sankcjonuje złamanie
>> zakazu, który nie dotyczy mieszkańców?
>
> Policja.
> Pisałam, że znak ten postawiono w porozumieniu z Urzędem Miasta i
> Komendą Policji.
>
Domyślam się, że zarządca osiedla ma na tyle rozumu w głowie aby nie
próbowac stawiania znaków "na własną rękę".
Tyle, że to nie pierwszy w naszym kraju przypadek, gdy ktoś ustanawia
przepisy nie mające możliwości realizacji. Ciekawi mnie jak oni to
sankcjonują. :-)
--
Pozdrawiam. Artur.
___________________________________________________
"Oczko mu odpadło, Panie Kierowniku! Temu misiu..."
-
160. Data: 2006-02-16 18:45:20
Temat: Re: Zakaz + "Nie dotyczy mieszkańców"
Od: "Nixe" <n...@f...peel>
W wiadomości <news:l3ejzaqi9ckz$.14iwn7usuwbrc$.dlg@40tude.net>
Przemysław Bernat <p...@p...com> pisze:
> Nie, ja wytłumaczę. "Zatrzymać się" to jest do jednej minuty.
> "Postój" jest powyżej jednej minuty. Nie wierzysz? Sprawdź:
> http://www.kodeksdrogowy.com.pl/obowiazujace/dzial1.
html
> A teraz pokaż mi ekipę, która rozładuje ciężarówkę pełną szaf i foteli
> poniżej jednej minuty.
Dobrze, w takim razie sprecyzuję i napiszę, że "może zaparkować w celu
wyładowania/załadowania".
Jeśli oczywiście wymaga tego sytuacja i nie ma możliwości zaparkowania
pojazdu gdzie indziej, bo byłoby to utrudnieniem dla tragarzy.
Natomiast zaparkowanie takiego pojazdu w celu pójścia kierowcy na herbatkę
do znajomej byłoby już nadużyciem.
I nie pytaj mnie przypadkiem "a jaka to różnica", bo nie podejmuję się
tłumaczyć oczywistości.
--
PozdrawiaM