eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawoHacking...
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 177

  • 161. Data: 2013-02-19 14:28:54
    Temat: Re: Hacking...
    Od: "Mr. Misio" <m...@g...pl>

    Użytkownik Andrzej Lawa napisał:

    >> Sprawa jest może i kontrowersyjna - bo o ile ktoś ma
    >> wątpliwości, może się po prostu upewnić u właściciela
    >> (lub innego legalnego dzierżyciela).
    >
    > ...który jakby był w okolicy, to by nie było problemu.

    Ale go nie ma w okolicy. wiec to TWOJ problem a nie JEGO. To ty sie masz
    upewnic, a jesli sie nie upewnisz i zrobisz zle, to.... TWOJ problem :)
    Nie jego. ;)

    > Nie lubisz jasnych i prostych oznaczeń oraz zasady "co nie jest
    > zabronione jest dozwolone"? ;)

    Ale jest jasne oznaczenie. Prywatna własność. Nie ruszaj, poki ci ktoś
    nie pozwoli.

    Blokady i zabezpieczenia nie byłyby konieczne. Są potrzebne, bo
    niektorzy uwazaja, ze moga sobie zabrac czyjs samochod, mimo, ze nie
    powinni. Blokada, zamek to tylko srodek zaradczy. Ale nie zmienia on w
    zaden sposob praw włąsności.


    >> Temu, że to odwracałoby do góry nogami zasadę "utraty
    >> władztwa", prowadząc do stanu w którym owa utrata mogłaby
    >> się by default odbywać wbrew woli właściciela, to na niego
    >> nakładając obowiązki.
    >
    > Ale tu obowiązek JEST nałożony.

    No nie zrozumiałeś czy idziesz w zaparte? :) Gotfryd juz pisal -
    odpowiedzialnosc za jedno (wlasciciela) nie oznacza automatycznej
    kasacji kary za drugie (złodzieja).

    > O ile mogę polemizować w przypadku mienia co do którego nie ma obowiązku
    > zabezpieczenia (rower) to w przypadku samochodu obowiązek takowy już
    > istnieje. Czy ja za dużo wymagam prosząc o trochę konsekwencji w prawie? ;)

    Tak ;)

    Ale j.w. wykroczenie przez wlasciciela nie kasuje przywłąszczenia
    (zaboru mienia) przez złodzieja.

    Jedynie właściciel zostanie w jakis sposob ukarany za brak
    zabezpieczenia. A złodziej - za kradzież.

    >> Ale oni o tym wiedzą (że nie wiedzą).
    >
    > A skąd wiesz? To że twoim obyczajem jest próbować zapoznać się z
    > obyczajami "tubylców" nie oznacza, że to obyczaj uniwersalny.

    Ale czyj to problem, gdy dojdzie do czynu zabronionego? Tego co sie nie
    w "wywiedział".

    Jak nie ma wzwyczaju się "wywiadywać" to cóż, no risk, no fun, pojdzie
    siedzieć ;)

    Nauka kosztuje. Raz odsiedzi, moze sie nauczy ;)

    >>> Zwyczajem też jest, że co nie jest wyraźnie wzbronione - jest dozwolone.
    >>
    >> Nie.
    >> To jest bardzo ścisły przepis.
    >> Art.31 Konstytucji.
    >> Ale art.64 tejże Konstytucji stanowi lex specialis, implikujący, że
    >> o ile ustawa nie stanowi inaczej (w tym w ten sposób, że strony
    >> zawarły umowę uregulowaną w ustawie), w razie sporu właściciela
    >> z niewłaścicielem to właściciel jest "w prawie".
    >
    > Moment mówimy o sporze cywilnym

    Nie! Nie nazwałbym KK sporem cywilnym!

    > OK, idziesz do sklepu, gdzie gdzieś małymi literkami było napisane, że
    > za użycie wózka trzeba zapłacić np. 50zł. Nie zauważyłeś, sprzeczne z
    > powszechnym obyczajem - złodziej?

    Nie. Po prostu masz zapłacić 50 zł. To, że nie zauważyłeś - twój
    problem. To, że niezgodne z przyjętymi obyczajami nie zwalnia cię z
    płacenia.

    Oczywiście durny przykład, bo wózki w sklepach udostępniane są dla
    wygody klientów i sklep na tym zarabia (na sprzedaży pełnych wózków
    towarów). A pierwszy sklep, który wprowadzi takie opłaty zamknie się sam
    w pare tygodni.

    >> Nie.
    >> Bo w przypadku ławki właściciel mógł *potencjalnie* zażądać
    >> oddania ławki również w tym okresie, w którym się nie pokazał.
    >> "Władztwo" nie oznacza tylko momentów fizycznego jego
    >> wykonywania, ale potencjalną możliwość.
    >
    > Dobra, będę teraz naciągał: niech samochód posiada łączność radiową z
    > właścicielem i ten może przez nią spytać "gdzie jest mój samochód, który
    > omyłkowo zostawiłem udostępniony?" i zażądać jego powrotu.
    >
    > Jak wtedy byś interpretował? (tak, wiem, mało realne... ale technicznie
    > możliwe, więc poproszę o ustosunkowanie się do tego akademickiego
    > zagadnienia ;) )

    Nie mogę w danej chwili, kiedy chce, skorzystać z auta, znaczy zabór
    mienia nastąpił, znaczy kradzież.

    Jak mam radio w samochodzie to nie dzwonie do złodzieja, tylko na
    policję, podając namiar na samochod i żeby zatrzymali bo złodziej jest w
    środku.

    Wystarczajaco akademickie? :>


    > A po co istnieją art. 29 i 30 KK?

    Nie po to, by wsiadać i odjeżdzać każdym niezabezpieczonym autem.

    >> J.w., jestem przeciw nakładaniu dodatkowych obowiazków na właściciela.
    >
    > Ale ten obowiązek JUŻ JEST.

    ...i dalej z niego nie wynika, że niestosując się do tego obowiązku
    właściciel COKOLWIEK UDOSTĘPNIA.

    >>> Albo czymś porzuconym.
    >>
    >> IMO wersja słabo nadająca się do obrony.
    >
    > Wiesz, już parę razy wyrzucając papier widziałem w pojemniku smuto
    > leżące książki...

    Myślę, że jak zobaczysz na wysypisku wraków smutno leżący samochód to
    będzie prawie analogia...

    >>>> IMO wydedukowanie, że taki wózek stoi sobie luzem przy budynku
    >>>> handlowym z przeznaczeniem dla klientów nie jest proste,
    >>>> to prawda :P
    >>>
    >>> Może to czyjaś kolekcja, skąd mam wiedzieć ;->
    >>
    >> TO SIĘ SPYTAJ!
    >
    > Przypuszczam, że przeważającą reakcją byłoby spojrzenie jak na wariata i
    > szybkie oddalenie się ;)

    Nie ufasz ludziom :)

    >> Przecie tłumaczę, że to jest kryterium dla wszystkich wątpliwości :)
    >> "Zwyczaj" stanowi wyjątek dla przypadku, kiedy tych wątpliwości
    >> nie ma.
    >
    > Tak czy inaczej jeśli coś zostawię niezamknięte, co normalnie powinno
    > być zamknięte, i ktoś skorzysta bez straty dla mnie, to jeśli
    > udostępnienie wyniknie z mojego gapiostwa nie będę awantury robił.

    Tylko dlatego, że nie zauważysz :) JAk zauważysz to już nie bądź taki
    100% pewny swojej reakcji.

    W koncu jak "pozycze" twój niezabezpieczony samochod i wyjezdze Ci
    paliwa za kilka stówek, to nie bedziesz sie do mnie usmiechal "nic sie
    nie stalo, lubie tak czasem doplacic, zeby ktos sie pobujał moim wózkiem".

    A za tydzien dostaniesz fotke z fotoradaru.

    Oraz wezwanie na komende w sprawie wyjaśnień, dlaczego uczestniczyles w
    kradziezy paliwa na stacji (kamery zarejestrowały twój samochod oraz
    człowieka z postury podobnego do Ciebie) oraz napadu na bank (kamery
    zarejestrowały Twój samochód oraz człowieka zamaskowanego, ale postury
    podobnej niż twoja).

    A twój samochód stoi na podjeździe. Kradziezy nie zgłąszałeś ;)




  • 162. Data: 2013-02-19 15:14:45
    Temat: Re: Hacking...
    Od: Gotfryd Smolik news <s...@s...com.pl>

    On Tue, 19 Feb 2013, Andrzej Lawa wrote:

    > Tylko w omawianej sprawie likwidacja uznaniowości jest trywialna - jak
    > w przypadku naruszenia miru.

    Przecież ona jest taka sama.
    Różnica wynika tylko z faktu, że przedmiotu do którego przypisany jest
    ów mir nie da się miru "wynieść".

    > Włamał się? Nielegalnie. Nie włamał się? Cóż...

    W 100% zgoda.
    Pod warunkiem, że *nie* powoduje to wyjęcia przedmiotu zainteresowania
    spod władztwa legalnego dzierżyciela.
    I tak właśnie to działa przy "mirze".

    >> Wraca punkt u góry - mniej więcej wygląda tak, że jak
    >> sąd będzie znał zwyczaj, to znaczy jest on znany :>
    >
    > Czyli jak sąd jest np. Masonem to i ja powinien znać masońskie obyczaje? ;->

    Przecież w zakresie tego o czym dyskusja od niestosowania się do masońskiego
    zwyczaju nie jesteś w stanie podpaść pod sąd - bo nie możesz zrobić z pełnym
    przekonaniem o "słuszności z tytułu zwyczaju" czegoś o czym NIE WIESZ.
    Jeszcze raz i powoli: musisz ZNAĆ zwyczaj, aby wiedzieć, że pozwala Ci
    on PRZEKRACZAĆ zakres czynności na które pozwala Ci "prawo literalne"
    wyrażone przepisami.

    >> się po prostu upewnić u właściciela (lub innego legalnego
    >> dzierżyciela).
    >
    > ...który jakby był w okolicy, to by nie było problemu.

    Jak go nie ma to również nie ma problemu - przecież nie przysługują
    Ci żadne roszczenia z tego tytułu.

    >> Coś, sam jestem przeciw narzucaniu warunki/obowiązku/
    >> konieczności zamykania aby dobro nie wzięło i się
    >> nie ulotniło (zaznaczam, że to nie jest tożsame
    >> z niekorzystaniem).
    >
    > Nie lubisz jasnych i prostych oznaczeń oraz zasady "co nie jest
    > zabronione jest dozwolone"? ;)

    Nie lubię jak ktoś usiłuje to PRAWO (w polskich warunkach to
    nie jest "zasada prawna", to jest LITERALNY PRZEPIS co już
    zaznaczałem!) postawić nad zasadą (prawną) "Lex specialis
    derogat legi generali".
    A Ty próbujesz.
    "Prawo do własności" jest przepisem bardziej szczegółowym
    (zapisanym później w akcie ogólnym - konstytucji - ORAZ zapisanym
    w akcie szczególnym, czyli KC) od przepisu na "niezabronienie"
    i tyle.
    Jeśli te dwa prawa wchodzą w konflikt a nie można znaleźć
    innego, jeszcze bardziej szczegółowego przepisu który wskazuje
    inaczej, "wygrywa" prawo do wyłącznej ochrony własności.
    Poza literalnie wymienionymi ograniczeniami ustawowymi,
    to właściciel sam sobie swoje prawo ogranicza, poprzez zawarcie
    umowy, złożenie oświadczenia itede. Wolno mu :>
    Ale nie można tego domniemywać.

    >> Nie.
    >> To jest moja osobista wykładnia "zwyczaju" :D
    >
    > Ja mam, powiedzmy, inną, więc wszystko się sprowadzi do tego, kto ma
    > adwokata, który lepiej przekona sąd ;)

    Ototo :)

    >> Temu, że to odwracałoby do góry nogami zasadę "utraty
    >> władztwa", prowadząc do stanu w którym owa utrata mogłaby
    >> się by default odbywać wbrew woli właściciela, to na niego
    >> nakładając obowiązki.
    >
    > Ale tu obowiązek JEST nałożony.

    W zupełnie innym celu. Zakładając iż biorący ma uprawnienia,
    nie ma naruszenia obowiązku.
    Było, chyba w innej dyskusji.

    >> Streszczając - wersja "nie twoje *nie zabieraj*" wydaje
    >> mi się właściwe (to nie to samo, co "nie ruszaj").
    >> Formalnie ujmując - można by default użyć, nie można
    >> by default zostać dzierżycielem.
    >
    > O ile mogę polemizować w przypadku mienia co do którego nie ma obowiązku
    > zabezpieczenia (rower) to w przypadku samochodu obowiązek takowy już
    > istnieje. Czy ja za dużo wymagam prosząc o trochę konsekwencji w prawie? ;)

    Zdecydowanie.
    Najwyraźniej sterujesz w stronę rozumowania "skoro jazdu po pijaku
    jest zabroniona, to w razie kolizji pijany jest sprawcą".
    Jasne że tak nie jest.
    To jest zupełnie odrębna sprawa.

    >> Zgadza się.
    >> Ale oni o tym wiedzą (że nie wiedzą).
    >
    > A skąd wiesz? To że twoim obyczajem jest próbować zapoznać się
    > z obyczajami "tubylców" nie oznacza, że to obyczaj uniwersalny.

    To nie jest obyczaj, to jest zwyczaj :P

    > Patrz: USAmany ;->

    Dobrze prawisz.
    Wiesz o co najbardziej dbają?
    Aby międzynarodowa umowa o stacjonowaniu armii USA zawierała
    wyraźny zapis, że stacjonujący żołnierze podlegają pod prawo
    USA.
    Jak dane państwo się godzi, to znaczy godzi się (o ile lokalny
    przepis zawiera stosowną treść, tak jak nasz KC) *również* na
    amerykańskie "zwyczaje".

    Polski parlament równie dobrze może zamiast ratyfikowania takiej
    umowy przegłosować ustawę, że oprócz 'przyjętych zwyczajów'
    (by default polskich) obowiązują w .pl również nieprzyjęte
    dotąd zwyczaje pochodzące z Tobago, Dominikany oraz Filipin.
    Parlamentowi wolno, a co zabronisz? :>

    >>> Zwyczajem też jest, że co nie jest wyraźnie wzbronione - jest dozwolone.
    >>
    >> Nie.
    >> To jest bardzo ścisły przepis.
    >> Art.31 Konstytucji.
    >> Ale art.64 tejże Konstytucji stanowi lex specialis, implikujący, że
    >> o ile ustawa nie stanowi inaczej (w tym w ten sposób, że strony
    >> zawarły umowę uregulowaną w ustawie), w razie sporu właściciela
    >> z niewłaścicielem to właściciel jest "w prawie".
    >
    > Moment mówimy o sporze cywilnym (bo tutaj zgadzam się, że cywilnie może
    > się domagać naprawienia wymiernych szkód, nawet wynikłych z niewinnego
    > błędu) czy o sprawie karnej ściganej zasadniczo z urzędu?

    O KAŻDEJ sprawie, która kończy się interwencją państwa.
    Regulacja "co nie jest zabronione..." działa w zakresie cywilnoprawnym
    tylko i wyłacznie dlatego, że ewentualny spór podlega rozstrzygnięciu
    sądowemu, czyli interwencji państwa, które już musi tej zasady
    przestrzegać.
    Ale w tym zakresie działa. I tylko w tym.
    Sąd (państwo) nie może więc wywodzić żadnego ograniczenia wolności
    ustanowionej konstytucją a nie ograniczonej ustawą z faktu
    "braku zakazu dla innych osób".

    >>>> Bardzo prosto - jak nie wiesz, to idź i spytaj właściciela wózka.
    >>>> Pozostali widocznie spytali, bo wiedzą czy i jak można brać ;)
    >>>
    >>> O ile się założysz, że nikt się właścicieli takich wózków od lat nie
    >>> pytał? ;->
    >>
    >> A po co pytać, skoro oświadczenie może być składane niewerbalnie ;)
    >
    > Takiego też nie widziałem. Poza pozostawieniem ich luzem.

    No. I teraz Misio i ja mamy Ci wytłumaczyć na czym polega
    ZWYCZAJ traktowania tak pozostawionych wózków, jako pozwolenie
    na jeżdżenie *po terenie marketu*.

    Ja wiem, że wzorem zabierania czyjegoś samochodu zaraz zechcesz
    spróbować tym wózkiem zawieźć sobie zakupy do domu, kawałek,
    góra 4km, i będziesz miał pretensje, że przecież tak samo
    używasz jak inni klienci :P

    Widzisz problem?
    To jest właśnie ZWYCZAJ.
    Być może niespisany, ale w miarę jasny dla 99%++ populacji.

    >> No dobra, możemy wylistować kilkadziesiąt klas osób którzy nie
    >> zmieszczą się we "wszystkich", razem promil z populacji albo
    >> znacznie mniej. Niech będzie "prawie wszystkich".
    >
    > OK, idziesz do sklepu, gdzie gdzieś małymi literkami było napisane, że
    > za użycie wózka trzeba zapłacić np. 50zł. Nie zauważyłeś, sprzeczne
    > z powszechnym obyczajem - złodziej?

    Sprzeczne z powszechnym zwyczajem jest ustanawianie opłaty (jak
    najbardziej dozwolone) w sposób ukryty :>
    Właśnie dlatego, że zwyczaj jest inny.

    >> "Władztwo" nie oznacza tylko momentów fizycznego jego
    >> wykonywania, ale potencjalną możliwość.
    >
    > Dobra, będę teraz naciągał: niech samochód posiada łączność radiową
    > z właścicielem i ten może przez nią spytać "gdzie jest mój samochód,

    Zwyczajowe byłoby zapytanie właściciela przez to radio przed
    zabraniem. Z prostego powodu - przez czas czekania (z bliżej
    nieznanej odległości) traci możliwość rozporządzania.
    Ja rozumiem, że Ty masz wizję z innej planety, ale coś
    przeoczyłeś - dołożenie tego radia działa obosiecznie,
    bo dodatkowo ułatwia chętnemu na skorzystanie czy się
    czasem nie myli.

    > Jak wtedy byś interpretował? (tak, wiem, mało realne... ale technicznie
    > możliwe, więc poproszę o ustosunkowanie się do tego akademickiego
    > zagadnienia ;) )

    Jak wyżej.
    Wzięcie bez pytanie tylko po części upraszcza odzyskanie
    "władztwa", ale nadal to czyni, a jednocześnie znacznie wyraźniej
    stawia pytanie o brak pytania do właściciela :>

    > [ciach]
    >
    >>> Tylko że w przypadku błędnego oszacowania nie powinien być karany jak
    >>> za celowe działanie w złym (nielegalnym) zamiarze.
    >>>
    >>> Nie uważasz?
    >>
    >> Uważam, tyle, że pozostawiono to uważaniu sądu.
    >> Nie mam pojęcia jaka jest "średnia uważania".
    >
    > A po co istnieją art. 29 i 30 KK?

    Po to, żeby sąd *mógł* odstąpić od wymierzenia kary jeśli
    *uzna* że działanie było *usprawiedliwione*.

    Może inaczej - grupowicze, kto z obecnych jest skłonny się
    zgodzić, że ZABRANIE z miejsca w którym znajduje się mienie
    ruchome jest USPRAWIEDLIWIONE zwyczajem?

    >>> Normalnie (zwyczajowo) pojazdy, których właściciel nie życzy sobie
    >>> udostępniać, są zabezpieczane przed użyciem przez innych.
    >>
    >> J.w., jestem przeciw nakładaniu dodatkowych obowiazków na właściciela.
    >
    > Ale ten obowiązek JUŻ JEST.

    Ale on dotyczy INNEGO KONTEKSTU.
    Nie ma nic do cywilnego prawa rozporządzania rzeczą.

    >>> Albo czymś porzuconym.
    >>
    >> IMO wersja słabo nadająca się do obrony.
    >
    > Wiesz, już parę razy wyrzucając papier widziałem w pojemniku smuto
    > leżące książki...

    A widzisz, miejsce leżenia JEST jakimś wyznacznikiem "woli posiadacza".
    Nie pisz że tego nie rozumiesz.
    Tak, napisałem "posiadacza" :P

    >>> Ponownie: czy prawo wymaga wyraźnego dopuszczenia czegoś, żeby
    >>> przestało być
    >>> zakazane? Czy wystarczy brak zakazu?
    >>
    >> A jaki jest ZWYCZAJ?
    >
    > Zmienny.

    Nie, to Ty sobie wymyśliłeś kolejny, NIE PRZYJĘTY zwyczaj, jako
    tezę do dyskusji.
    Nie ma takiego zwyczaju.

    >>> Ale ktoś nie chce namawiać do nienawiści czy dyskryminacji - po prostu
    >>> nie życzy sobie, żeby ktoś określonym kolorze skóry siadał na jego
    >>> parkowej ławce ;->
    >>
    >> Jakiś mały medal za oryginalność chyba chcesz dostać ;)
    >
    > :D

    No co, tak skutecznie usiłujesz sprowadzić każdy przypadek do
    JEDNEGO kontekstu, że już tracę cierpliwość do Twojego
    powtarzania "ale on ma obowiązek".
    Jedno do drugiego nie ma NIC.
    Tak samo zakaz "tylko dla kolorowych" wynika z zakazu dyskryminacji,
    zapisanego w konstytucji, i nie ma NIC do "woli właściciela".
    To jest odrębna sprawa, i w razie wystąpienia właściciel będzie
    karany nie za to że udostępnił lub nie udostępnił, a za to,
    że wprowadził podział rasowy.

    >>> A'propos: pamiętasz ten przypadek z "babskim barem" gdzie lokalna
    >>> klika adwokatem nie wpuszczała mężczyzn lub domagała się od nich
    >>> zakładania upokarzających peruk?
    >>
    >> Nie pamiętam :(
    >
    > Skarżący się facet przegrał w pierwszej instancji, a jak się szykował do
    > apelacji... to zrobili mu nalot i "materiały pedofilskie" znaleźli.

    Taa... przypadkiem i niechcący.
    Ja wiem, że teoretycznie meteorem można oberwać, reszta
    grupowiczów też (acz jedyny stwierdzony w Europie przypadek
    trafienia w obiekt żywy to AFAIR krowa zabita w Hiszpani ładnych
    parę lat temu, chyba jeszcze w zeszłym tysiącleciu).
    No coż, objawy wyglądają na zwyczajne bezprawie.
    Widać rzeczywiście art.2 konstytucji jest fałszywy i DLATEGO
    jest potrzebny immunitet.
    Ale to OT dla dyskusji opartej na prawie :>

    >>> Może to czyjaś kolekcja, skąd mam wiedzieć ;->
    >>
    >> TO SIĘ SPYTAJ!
    >
    > Przypuszczam, że przeważającą reakcją byłoby spojrzenie jak na wariata
    > i szybkie oddalenie się ;)

    To jest całkiem dobra definicja działania zwyczaju ;)

    >> Przecie tłumaczę, że to jest kryterium dla wszystkich wątpliwości :)
    >> "Zwyczaj" stanowi wyjątek dla przypadku, kiedy tych wątpliwości
    >> nie ma.
    >
    > Tak czy inaczej jeśli coś zostawię niezamknięte, co normalnie powinno
    > być zamknięte, i ktoś skorzysta bez straty dla mnie, to jeśli
    > udostępnienie wyniknie z mojego gapiostwa nie będę awantury robił.

    Z grubsza się zgodzę.
    Byleby złodziej roweru od którego na moment się odwróciłeś
    nie bronił się później "krótkotrwałym użyciem".

    pzdr, Gotfryd


  • 163. Data: 2013-02-19 15:32:59
    Temat: Re: Edukacja, czytanie, bylo: Hacking...
    Od: Bydlę <p...@g...com>

    On 2013-02-18 21:51:01 +0100, Gotfryd Smolik news <s...@s...com.pl> said:

    > On Mon, 18 Feb 2013, Andrzej Lawa wrote:
    >
    >> W dniu 18.02.2013 14:37, Mr. Misio pisze:
    >>
    >>> I analfabetów :)
    >>
    >> Słuszna uwaga - obowiązku umiejętności czytania nie ma ;->
    >
    > Gdzieś - chyba na .samochody - padło pytanie, czy aby zdobyć PJ
    > trzeba umieć czytać.
    > Umie ktoś wkazać PRZEPIS który stawia taki warunek?

    Byłże w PRL zapis o żądanym wykształceniu?
    Coś łazi mi po głowie w tej materii...

    --
    Bydlę


  • 164. Data: 2013-02-19 15:35:17
    Temat: Re: Hacking...
    Od: "Mr. Misio" <m...@g...pl>

    Użytkownik Gotfryd Smolik news napisał:

    >> Włamał się? Nielegalnie. Nie włamał się? Cóż...
    >
    > W 100% zgoda.

    Nie :) Bo oprócz "nie włamał się" musi być "wyszedł, gdy go wyproszono".
    JAk się nie włamie, ale nie opuści na wezwanie to narusza mir.

    > Jak go nie ma to również nie ma problemu - przecież nie przysługują
    > Ci żadne roszczenia z tego tytułu.

    Chyba to samo napisalem :)


    >
    >>> Nie.
    >>> To jest moja osobista wykładnia "zwyczaju" :D
    >>
    >> Ja mam, powiedzmy, inną, więc wszystko się sprowadzi do tego, kto ma
    >> adwokata, który lepiej przekona sąd ;)
    >
    > Ototo :)

    Ale są też nie da się przekonać argumentami sprzecznymi z prawem. Piszę
    w sensie - sa kolejne instancje, i nawet jak jedna łyknie, to druga już
    niekoniecznie.

    > No. I teraz Misio i ja mamy Ci wytłumaczyć na czym polega
    > ZWYCZAJ traktowania tak pozostawionych wózków, jako pozwolenie
    > na jeżdżenie *po terenie marketu*.

    Nie da rady. Próbowałem przez analogię z pisuarem, ale nie utrwaliło się ;)

    > Może inaczej - grupowicze, kto z obecnych jest skłonny się
    > zgodzić, że ZABRANIE z miejsca w którym znajduje się mienie
    > ruchome jest USPRAWIEDLIWIONE zwyczajem?

    ja nie :) uwazam za zwyczajowo i prawnie nieusprawiedliwione.


    >
    >>>> Może to czyjaś kolekcja, skąd mam wiedzieć ;->
    >>>
    >>> TO SIĘ SPYTAJ!
    >>
    >> Przypuszczam, że przeważającą reakcją byłoby spojrzenie jak na wariata
    >> i szybkie oddalenie się ;)
    >
    > To jest całkiem dobra definicja działania zwyczaju ;)


    :D



  • 165. Data: 2013-02-19 16:27:48
    Temat: Re: Hacking...
    Od: Andrzej Lawa <a...@l...SPAM_PRECZ.com>

    W dniu 19.02.2013 15:14, Gotfryd Smolik news pisze:

    > Jeszcze raz i powoli: musisz ZNAĆ zwyczaj, aby wiedzieć, że pozwala Ci
    > on PRZEKRACZAĆ zakres czynności na które pozwala Ci "prawo literalne"
    > wyrażone przepisami.

    OK, to kuriozalnie na drugą stronę: na środku chodnika leży rozdeptana
    puszka po napoju czy wręcz rozbita butelka. Formalnie, ponieważ nie wiem
    czyje to jest i wiem, że nie jest moje, nie nie wolno mi tego samowolnie
    sprzątnąć i wyrzucić do kosza (pomijam wyższą konieczność bo np. ktoś
    może się skaleczyć).

    Chroni mnie tylko powszechny obyczaj (w sumie złe nieco słowo, ale
    rozumiesz o co mi chodzi ;) ) że obiekty w takim stanie i w takim
    miejscu są "porzucone z zamiarem wyzbycia".

    Do tego dążysz?

    OK, jeśli w ten sposób na to popatrzeć to zgoda.

    Ale będę się upierał, że tak w przypadku samochodu jak i rozdeptanej
    puszki może zadziałać ta sama obrona - kwestia przekonania sędziego do
    "bycia w błędzie" i złego zrozumienia przesłanki. Czy się uda czy nie -
    zależy, jaki adwokat ;)

    Dochodzimy do konsensusu?

    [ciach]

    > Z grubsza się zgodzę.
    > Byleby złodziej roweru od którego na moment się odwróciłeś
    > nie bronił się później "krótkotrwałym użyciem".

    Spinam tanią linką ;)

    --
    Świadomie psujący kodowanie i formatowanie wierszy
    są jak srający z lenistwa i głupoty na środku pokoju.
    I jeszcze ci durnie tłumaczą to nowoczesnością...


  • 166. Data: 2013-02-19 21:37:39
    Temat: Re: Hacking...
    Od: Krzysztof Halasa <k...@p...waw.pl>

    Andrzej Lawa <a...@l...SPAM_PRECZ.com> writes:

    > OK, to kuriozalnie na drugą stronę: na środku chodnika leży rozdeptana
    > puszka po napoju czy wręcz rozbita butelka. Formalnie, ponieważ nie wiem
    > czyje to jest i wiem, że nie jest moje, nie nie wolno mi tego samowolnie
    > sprzątnąć i wyrzucić do kosza (pomijam wyższą konieczność bo np. ktoś
    > może się skaleczyć).
    >
    > Chroni mnie tylko powszechny obyczaj (w sumie złe nieco słowo, ale
    > rozumiesz o co mi chodzi ;) ) że obiekty w takim stanie i w takim
    > miejscu są "porzucone z zamiarem wyzbycia".

    Przeciwnie, pozbycie się własności przez jej porzucenie jest opisane
    w prawie.
    --
    Krzysztof Halasa


  • 167. Data: 2013-02-19 21:57:17
    Temat: Re: Hacking...
    Od: Andrzej Lawa <a...@l...SPAM_PRECZ.com>

    W dniu 19.02.2013 21:37, Krzysztof Halasa pisze:

    >> Chroni mnie tylko powszechny obyczaj (w sumie złe nieco słowo, ale
    >> rozumiesz o co mi chodzi ;) ) że obiekty w takim stanie i w takim
    >> miejscu są "porzucone z zamiarem wyzbycia".
    >
    > Przeciwnie, pozbycie się własności przez jej porzucenie jest opisane
    > w prawie.

    No i wracamy do mojego poprzedniego pytania: jak odróżnić? Porzucone?
    Zgubione? Udostępnione?

    --
    Świadomie psujący kodowanie i formatowanie wierszy
    są jak srający z lenistwa i głupoty na środku pokoju.
    I jeszcze ci durnie tłumaczą to nowoczesnością...


  • 168. Data: 2013-02-19 22:05:43
    Temat: Re: Hacking...
    Od: "Mr. Misio" <m...@g...pl>

    Użytkownik Andrzej Lawa napisał:
    > W dniu 19.02.2013 21:37, Krzysztof Halasa pisze:
    >
    >>> Chroni mnie tylko powszechny obyczaj (w sumie złe nieco słowo, ale
    >>> rozumiesz o co mi chodzi ;) ) że obiekty w takim stanie i w takim
    >>> miejscu są "porzucone z zamiarem wyzbycia".
    >>
    >> Przeciwnie, pozbycie się własności przez jej porzucenie jest opisane
    >> w prawie.
    >
    > No i wracamy do mojego poprzedniego pytania: jak odróżnić? Porzucone?
    > Zgubione? Udostępnione?
    >

    Ale konkretnie co?

    W parku stoi samotna ławka:
    a) porzucona?
    b) zgubiona?
    c) udostępniona?

    Na śmietniku leży lampa:
    a) porzucona?
    b) zgubiona?
    c) udostępniona?

    Na chodniku leży mała damska torebka:
    a) porzucona?
    b) zgubiona?
    c) udostępniona?

    Na parkingu w upalny dzień, przy burger-barze stoi stara otwarta skoda,
    radio gra, kluczyki w stacyjce, a więc Skoda:
    a) porzucona?
    b) zgubiona?
    c) udostępniona?

    W ciemnej uliczce stoi uszminkowana kobieta w czerwonych szpilkach,
    kabaretkach, w blond peruczce, z miniówą do pół dup... y ;)
    a) porzucona?
    b) zgubiona?
    c) udostępniona?





  • 169. Data: 2013-02-20 09:39:16
    Temat: Re: Hacking...
    Od: Andrzej Lawa <a...@l...SPAM_PRECZ.com>

    W dniu 19.02.2013 22:05, Mr. Misio pisze:

    >>> Przeciwnie, pozbycie się własności przez jej porzucenie jest opisane
    >>> w prawie.
    >>
    >> No i wracamy do mojego poprzedniego pytania: jak odróżnić? Porzucone?
    >> Zgubione? Udostępnione?
    >>
    >
    > Ale konkretnie co?

    Wszystko jedno. Jak pisałem - na poziomie "podstawowym" jeśli wezmę
    cokolwiek, co nie jest moją własnością, bez wyrażonej przez właściciela
    zgody - formalnie kradnę. Nawet jeśli jest to zdeptana puszka na chodniku.

    Zgadza się?

    W rzeczywistości nie zostanie to uznane za kradzież z uwagi na to, że
    łatwo mogę się wytłumaczyć posiadaniem uzasadnionego przekonania, że
    jest to mienie porzucone przez właściciela. Nawet jeśli w tym konkretnym
    przypadku jest to pamiątkowa rozdeptana puszka, którą właściciel
    umieścił tam celowo w porozumieniu z właścicielem chodnika i nie życzył
    sobie jej usuwania ;)

    Czyli wszystko sprowadza się do tego, czy uczciwie mogłem mieć
    przekonanie, że jest to mienie porzucone/udostępnione żeby nie mieć
    postawionych zarzutów. Nawet jeśli to była rozdeptana puszka.

    Mamy porozumienie?

    --
    Świadomie psujący kodowanie i formatowanie wierszy
    są jak srający z lenistwa i głupoty na środku pokoju.
    I jeszcze ci durnie tłumaczą to nowoczesnością...


  • 170. Data: 2013-02-20 11:07:42
    Temat: Re: Hacking...
    Od: "Mr. Misio" <m...@g...pl>

    Użytkownik Andrzej Lawa napisał:
    > W dniu 19.02.2013 22:05, Mr. Misio pisze:
    >
    >>>> Przeciwnie, pozbycie się własności przez jej porzucenie jest opisane
    >>>> w prawie.
    >>>
    >>> No i wracamy do mojego poprzedniego pytania: jak odróżnić? Porzucone?
    >>> Zgubione? Udostępnione?
    >>>
    >>
    >> Ale konkretnie co?
    >
    > Wszystko jedno. Jak pisałem - na poziomie "podstawowym" jeśli wezmę
    > cokolwiek, co nie jest moją własnością, bez wyrażonej przez właściciela
    > zgody - formalnie kradnę. Nawet jeśli jest to zdeptana puszka na chodniku.
    >
    > Zgadza się?
    >
    > W rzeczywistości nie zostanie to uznane za kradzież z uwagi na to, że
    > łatwo mogę się wytłumaczyć posiadaniem uzasadnionego przekonania, że
    > jest to mienie porzucone przez właściciela. Nawet jeśli w tym konkretnym
    > przypadku jest to pamiątkowa rozdeptana puszka, którą właściciel
    > umieścił tam celowo w porozumieniu z właścicielem chodnika i nie życzył
    > sobie jej usuwania ;)
    >
    > Czyli wszystko sprowadza się do tego, czy uczciwie mogłem mieć
    > przekonanie, że jest to mienie porzucone/udostępnione żeby nie mieć
    > postawionych zarzutów. Nawet jeśli to była rozdeptana puszka.
    >
    > Mamy porozumienie?
    >

strony : 1 ... 10 ... 16 . [ 17 ] . 18


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1